Rozdział 4

1.1K 72 15
                                    

To chyba najdłuższy rozdział, który wyskrobałam w swoim życiu 🙈🙈😂

Joseph

W całym moim życiu zawodowym żaden pracownik, wróg czy konkurencja oraz jakiekolwiek zdarzenie związane z moją pracą, nie potrafiły wytrącić mnie tak z równowagi, jak studentka architektury krajobrazu Bridget McQueen. Nawet słynny atak hakerski na moje serwery, który był opisywany w każdej możliwej gazecie w Bostonie, nie spowodował u mnie tylu emocji, co stojąca naprzeciwko mnie dziewczyna. Co prawda, gdyby nie pomoc najlepszych informatyków, zapewne moja firma poniosłaby porażkę i długi czas spędziłbym na jej odbudowaniu. Jednak lata pracy w tym zawodzie wyćwiczyły moje nerwy na tyle, że potrafię zachować zimną krew w każdej kryzysowej sytuacji.

Oczywiście, pomijając w tym wszystkim niespodziewaną śmierć mojej żony. Po pogrzebie zostawiłem dosłownie wszystko mojemu asystentowi i wyjechałem na dłuższy urlop na Hawaje...

Wracam do rzeczywistości i wpatruję się w młodą kobietę, która z coraz bardziej spanikowanym wyrazem twarzy, walczy z szybkim oddechem. Jej skóra robi się blada jak ściana, więc natychmiast puszczam jej policzki i przecieram dłonią swoją szczękę, zaciśniętą do granic możliwości. Klnę w duszy na swoje nieobliczalne zachowanie i staram się zapanować nad sobą.

Nagle cicha muzyka fortepianowa dobiega do moich uszów, na co przekrzywiam głowę w bok i skupiam się na ciemnoskórym mężczyźnie. Jego palce w zadziwiająco szybkim tempie wygrywają kawałek jakiegoś klasycznego utworu.

Joe! Powinieneś coś powiedzieć...

- Przepraszam - bąkam cicho. Odsuwam się, robiąc krok do tyłu i próbuję podnieść oczy, by spojrzeć na Bridget, jednak ta czynność wydaje się zbyt trudna. - Ostatnio mam... - zacinam się, nie wiedząc, jak wytłumaczyć swoje durne zachowanie. Udaję mi się w końcu na nią zerknąć. Dziewczyna przełyka ślinę, ale mam wrażenie, że ta staje jej w środku gardła, na co krzywi się z niesmakiem i opatula się ramionami. Jej drobna zmarszczka pomiędzy brwiami daje mi znać, że powinienem znaleźć naprawdę sensowny powód swojego zachowania. - Ostatnio jestem przepracowany... - Wypuszczam powietrze z ust i macham bezradnie ręką w powietrzu. - Nie wiem, co się ze mną dzieję.

Podnosi podejrzliwie brwi do góry, po czym na jej ustach pojawia się lekki uśmiech. Moje serce wykonuje dziwne akrobacje, przez co mam ochotę mocno uderzyć się w klatkę piersiową i go uspokoić, ale postanawiam nie robić z siebie jeszcze większego clowna.

- Może powinieneś... - Kręci głową, przymykając powieki. - Powinien pan - poprawia się szybko - iść do lekarza? - proponuje miłym tonem, na co próbuję się nie roześmiać. Przecież nie mogę jej oznajmić, że to ona jest powodem moich głupich poczynań.

- Tak, masz racje. Zadzwonię jeszcze dzisiaj. - Posyłam jej ciepły uśmiech. Wydaje się pocieszona, ale po sekundzie jej wzrok ląduje w czerwonych trampkach. - Bridget. - Jej imię pieści mój język. Szybko podnosi głowę. - Nie krępuj się, możesz zwracać się do mnie po imieniu.

Patrzy na mnie niespokojnie, zdając sobie sprawę, że jej pomyłka była zauważona przeze mnie.

- Jasne - rzuca niepewnie. Dostrzegam, jak wbija swoje palce do środka dłoni. Denerwuje się, co widać po drżących nogach. - To ja... - jąka się i pokazuje palcem na drzwi wyjściowe. Gryzie kawałek dolnej wargi, przez co robi się jeszcze bardziej pulchniejsza. - Muszę już iść.

Posyłam jej kolejny uśmiech, który ani trochę nie pomaga jej w opanowaniu swojego rozdygotanego ciała.

- Do zobaczenia w poniedziałek Bridget.

Follow me, Lady! [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz