1.0 start the game

22 3 1
                                    

— Z radością informuję państwa, że Finrod jest już całkowicie zdrowy — powiedziała Hettie, a wszyscy wokół odetchnęli z ulgą. Moja matka złapała się za pierś, jakby kamień spadł jej z serca, tata z uśmiechem potarł moje ramię, a Feran opuścił spięte ramiona. — Pozbyłam się wszystkich supłów. Jeśli w przyszłości odczujesz jakiekolwiek skutki, które mogą wskazywać na ich pozostałości, zgłoś się do mnie. Niezwłocznie cię przyjmę — zapewniła nas z uprzejmym uśmiechem.

Dziś był ważny dzień – zakończyłem swoją ostatnią sesję uzdrowicielską. Pięć spotkań, które zajęły więcej czasu, niż się spodziewaliśmy. Okazało się, że mój układ magiczny miał więcej problemów, niż początkowo przypuszczano. Każde z naszych spotkań trwało około dwóch godzin, ale zasypiałem na nich – choć nie było to przyjemne, raczej wyczerpujące. Hettie za każdym razem przyjmowała mnie z tym samym uśmiechem, choć widziałem, jak sama jest wycieńczona.

To była moja ostatnia szansa na przetrwanie i wiedziałem, że nie mogę jej zmarnować. Choćbym nie mógł ruszyć palcem i czuł ból w każdym mięśniu, nie zrezygnowałbym z leczenia.

Byłem jej ogromnie wdzięczny. Hettie wykonała niesamowitą pracę, ale gdyby nie Yvann, który zaproponował leczenie, wciąż żyłbym w strachu. Dlatego część tej wdzięczności należy się jemu, choć moja rodzina – szczególnie Feran – wciąż nie wierzy w jego czyste intencje.

Tymczasem przyszedł też list z Akademii Magii, potwierdzający moje przyjęcie. Spodziewałem się tego, ale mimo wszystko czułem radość. Chciałem nauczyć się więcej o swojej magii lodu i jak nią władać. Wyjazd był już jutro. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, kiedy tam dotrę. Jasne, znam fabułę gry, ale rzeczywistość zawsze różni się od tego, co widzimy na ekranie. Mam wrażenie, że będę obserwatorem – patrzył z boku, jak fabuła się rozwija. Może będę kibicować Feranowi w zdobyciu bohaterki... choć, gdyby odwróciła uwagę Yvanna ode mnie, też nie miałbym nic przeciwko. Może powinienem kibicować księciu?

Pożegnaliśmy się z Hettie i wyszliśmy z jej gabinetu. Za drzwiami czekał Zammir, gotów odprowadzić nas do wyjścia z pałacu.

Zammir zawsze budził we mnie lekką niezręczność. Służył Yvannowi od czterech lat, towarzyszył mu niemal wszędzie, ale nigdy nie potrafiłem odczytać, o czym myśli. Jego twarz była zawsze taka sama – niezmienna, bez wyrazu. Może to wynik jego służby – musiał nauczyć się ukrywać emocje. Jednak ta niezręczność różniła się od tej, którą czułem przy samym Yvannie. Zammir był dla mnie zagadką, nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać, a kiedy był w pobliżu, zazwyczaj stał gdzieś z boku, obserwując.

Otworzył przed nami ogromne drzwi pałacu, a nasza karoca czekała już u stóp schodów.

— Życzę państwu bezpiecznej podróży do domu. Do widzenia — powiedział z lekkim ukłonem. Spojrzałem na niego ostatni raz i poszedłem za resztą rodziny do pojazdu.

Nie spotkałem dziś księcia Yvanna. Z tego, co słyszałem, miał sporo obowiązków związanych z pracą papierkową, odkąd jego ojciec zachorował. Jutro także miał wyjechać do Akademii, więc miał ręce pełne roboty. Powitanie i pożegnanie gości powierzył więc swojemu rycerzowi.

Po powrocie do domu, wśród zamieszania pokojówek, zaczęliśmy pakowanie. Feran podpowiadał mi, co będzie potrzebne, a bez czego mogę się obejść. Wewnątrz czułem niepokój. Nigdy nie byłem osobą towarzyską, a taka zmiana otoczenia po dziesięciu latach nie wychodzenia tak naprawdę z domu, budziła we mnie stres. Jak już wspominałem, planowałem trzymać się na uboczu, a wtedy wszystko powinno pójść dobrze.

Następnego dnia obudziłem się o szóstej rano. Od kiedy trafiłem do tego świata, nie musiałem nigdy wstawać o tak wczesnej porze. Ledwo stałem na nogach, kiedy służący pakowali ostatnie bagaże do transportu. Feran, wspaniały starszy brat, pozwolił mi oprzeć się o siebie, gdy niemal zasypiałem na stojąco. Słońce dopiero wschodziło, a ja miałem przed sobą trzy godziny podróży.

Nasi rodzice, wciąż ubrani w nocne odzienie, pożegnali nas ciepłymi uściskami i serią rad na przyszłość. Matka kazała mi dbać o siebie, a Feran miał mnie pilnować, żebym nie wpadł w kłopoty. W końcu wsiedliśmy do pojazdu, czując ulgę, że nareszcie możemy swobodnie oddychać. Rodzice potrafili być bardzo opiekuńczy, czasami aż za bardzo.

Przed nami była długa podróż. Byłem tak niewyspany, że od razu sięgnąłem po poduszkę i oparłem głowę o okno, planując przespać całą drogę. Z boku widziałem, że Feran zaczytał się w książce, więc znalazł sobie zajęcie na czas jazdy.

Wyjechaliśmy około siódmej, a rozpoczęcie roku miało zacząć się o dziesiątej. Idealnie na czas. Zamknąłem powieki i zasnąłem.

Obudziłem się nagle, kiedy nasza karoca wjechała w dziurę na drodze. Poduszka spadła, a ja uderzyłem się w głowę.

— Wszystko w porządku? — zapytał Feran z troską, ale i rozbawieniem w oczach, gdy pocierałem obolałe czoło. Już nie trzymał książki, zamiast tego patrzył przez okno, zanim brutalnie nie przerwałem mu kontemplacji.

Przytaknąłem, choć byłem wyraźnie niezadowolony.

— Daleko jeszcze? — zapytałem, wiedząc, że ciężko będzie teraz ponownie zasnąć. Feran skinął głową na nie.

— Za jakieś dwadzieścia minut będziemy na miejscu. Poznaję te okolice — powiedział, a mój wzrok podążył za jego spojrzeniem.

Za oknem widziałem małe domki, otoczone polami. Ludzie ubrudzeni ziemią pracowali na polach, a ja poczułem się nieswojo. Siedziałem w luksusowej karocy, żyjąc przez ostatnie dziesięć lat w bogactwie, podczas gdy ci ludzie ledwo wiązali koniec z końcem, ciężko pracując, by przetrwać. Gra nie poruszała takich kwestii. Wszystko tam było piękne, idealne i cukierkowe, jakby w tym świecie nie było problemów. A przecież były — i to bardzo podobne do tych, które znałem ze swojego dawnego świata.

W oddali zobaczyłem wieże Akademii. Wyglądała tak, jak w grze, ale teraz była trójwymiarowa, rzeczywista. Jasne, przyjazne barwy sprawiały, że przypominała bajkowy pałac, nie mając nic wspólnego z surową architekturą królewskiego dworu.

Wysiedliśmy z Feranem, a nasza karoca odjechała, zostawiając nasze bagaże w rękach pracowników Akademii. Wszystkie walizki były wcześniej podpisane, aby tutejsza obsługa mogła dostarczyć je do odpowiednich pokoi. Zgodnie z regulaminem szkoły, przez czas trwania roku szkolnego nie wolno było zabierać ze sobą prywatnych służących. Dyrektor chciał, aby wszyscy uczniowie nauczyli się choć trochę samodzielności — niektórzy arystokraci ponoć potrzebowali pomocy nawet przy zakładaniu skarpetek.

Otoczeni rozmowami i śmiechami innych uczniów, ruszyliśmy w stronę głównego wejścia Akademii.

Elemental Love: Mroczne Przeznaczenie Finroda Roselance [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz