Minęło dziewięć lat, odkąd tajemniczo obudziłem się w świecie gry „Elemental Love", choć patrząc na to, że dzisiaj są moje szesnaste urodziny, właściwie można by powiedzieć, że dziesięć. Co to oznacza? Rozpoczęcie fabuły gry zbliża się nieubłaganie... tak samo jak moja śmierć.
Nie zrozumcie mnie źle – przez te wszystkie lata próbowałem coś zrobić w tej sprawie. Starałem się dowiedzieć, co mi dolega i czy istnieje sposób na to, aby się wyleczyć. Owszem, istnieje, ale wymaga to znalezienia odpowiedniego maga specjalizującego się w takich przypadkach. Niestety, to rzadka choroba, a magów zdolnych ją leczyć jest niewielu. Poza tym mam zakaz opuszczania posiadłości. Nawet jeśli wychodzę z kimś, nie mogę spędzić poza domem więcej niż kilka godzin. Jestem pewny, że gdyby taki mag mieszkał w pobliżu, moi rodzice już by go znaleźli i przekonali do wyleczenia mnie.
Czasem zbyt wiele myślę o tym, że mogę umrzeć podczas kolejnego ataku. Wtedy zamykam się w swoim pokoju na kilka dni, pozwalając, aby strach mnie pożerał. Nienawidzę tego, ale nie potrafię sobie inaczej poradzić z tymi emocjami. Po prostu w takich chwilach płaczę, aż nie mam już łez.
Pomijając te słabości, staram się nie pokazywać po sobie niczego. Mama by się zamartwiała, a i tak mam wrażenie, że coś podejrzewa. Feran zresztą też, nigdy mu nic nie umyka.
Miewałem już ataki astmy nie raz i nie dwa. Uwierzcie mi, to nic przyjemnego. Gdyby ktoś zaproponował mi zdrowie, zgodziłbym się bez wahania, nie patrząc na nic innego.
Zostawiając na chwilę te ponure myśli... Yvann przez prawie dekadę nie stracił mną zainteresowania. Szczerze mówiąc, czuję się przez to trochę oszukany przez Ferana, który zapewniał, że książę szybko się znudzi. Przynajmniej przynosi mi królewskie słodkości, choć to cena za radzenie sobie z jego wybrykami.
W pierwszych latach znajomości uważałem, że jego przywiązanie do mnie było urocze. Traktował mnie jak swoje dziecięce słoneczko. Wszystko jednak zmieniło się, gdy wkroczył w okres dojrzewania. To był chyba najgorszy czas. Feran nigdy nas nie zostawiał samych, jakby wiedział coś o Yvannie, czego ja nie wiedziałem. Książę bywał wtedy bardziej bezpośredni – czasami łapał mnie za kolano albo czule dotykał twarzy. Nic więcej, bo Feran zawsze był blisko, ale przez to zacząłem czuć się przy nim niekomfortowo. To, co wcześniej było zabawnym dziecięcym przywiązaniem, z czasem stało się przytłaczające.
Gdy Yvann skończył siedemnaście lat, spoważniał. Przestał sobie pozwalać na te dawne gesty i nawet przeprosił mnie za swoje wcześniejsze zachowanie, tłumacząc, że odkrywał siebie i miał wtedy niewielkie zauroczenie mną. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, ale wydawał się przekonany, że to było normalne.
Wracając do teraźniejszości – pokojówki latały jak oszalałe, starając się, by wszystko lśniło. Tak naprawdę większość przygotowań była już zakończona – pozostały ostatnie detale. Czekał nas duży bal, z wieloma gośćmi, których prawdopodobnie nawet nie znam. Gdyby to zależało ode mnie, wolałbym małe przyjęcie z najbliższymi, ale jako szlachcic muszę się pokazać.
– Podekscytowany? – usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem Ferana. Zdecydowanie wydoroślał przez te lata. Włosy miał nieco dłuższe, choć wciąż starannie ścięte. Niebieskie oczy, prosty nos, cienkie usta, ostra linia szczęki – wyglądał teraz bardziej dorosło, a jego mięśnie, choć nieprzesadnie widoczne, zdradzały siłę. Był wyższy ode mnie prawie o głowę.
– Można tak powiedzieć. Nawet się jeszcze nie zaczęło, a już jestem zmęczony – odpowiedziałem z uśmiechem.
Jeśli chodzi o mnie, niewiele się zmieniło. Moje rysy twarzy dojrzały, zniknął dziecięcy tłuszczyk, ale poza tym wyglądam prawie tak samo. Nawet długie włosy postanowiłem zachować – szkoda było mi ich ścinać. Urosłem do metra siedemdziesięciu, co przy Feranie, który ma metr osiemdziesiąt, nie wydaje się aż tak imponujące. Ech, widać, kto odziedziczył lepsze geny po rodzicach.
– Dasz radę. Jeszcze wiele bankietów przed tobą – poklepał mnie po plecach i z uśmiechem odszedł, zostawiając mnie samego.
Zanim się obejrzałem, ludzie zaczęli zapełniać salę balową. Próbowałem się przywitać z każdym, ale przy takiej liczbie gości szybko się poddałem. Większość z nich i tak przyszła tutaj z powodów politycznych, a nie z powodu moich urodzin.
– Fin! Wszystkiego najlepszego! Tak się cieszę, że cię widzę! – usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się od stołu z przekąskami. To był Yvann, z rozłożonymi ramionami. Nie przypominał już tego uroczego dziecka z dawnych lat. Teraz stał przede mną dumnie wyprostowany, z włosami opadającymi na barczyste ramiona. Jego złote oczy lśniły, pełne usta uśmiechały się, a prosty nos dopełniał jego arystokratycznej prezencji. Miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, co sprawiało, że górował nade mną i Feranem.
– Yvann. Długo ci zajęło dotarcie – powiedziałem, niezręcznie przyjmując jego uścisk i życzenia. Wyczułem jego muskularną sylwetkę pod ubraniem. Za jego plecami stał jego osobisty rycerz, Zammir Paleglow. Jego krótkie, czerwone włosy opadały na prawą stronę twarzy, a czarne, przenikliwe oczy zdawały się czujnie obserwować wszystko dookoła. Zammir był wysoki, miał około metra dziewięćdziesięciu, a jego postawa budziła respekt.
– Trudno było cię znaleźć w tym tłumie, ale nieważne. Mam dla ciebie coś specjalnego – powiedział Yvann, gładząc moje włosy i patrząc mi prosto w oczy. Szybko odwróciłem wzrok skrępowany jego gestami.
– Nie potrzebuję prezentów – odpowiedziałem szczerze.
– Jestem pewny, że ten ci się spodoba.

CZYTASZ
Elemental Love: Mroczne Przeznaczenie Finroda Roselance [BL]
Teen Fiction"Co jeśli gra, którą znasz, okazuje się rzeczywistością - mroczniejszą, niż mogłeś przypuszczać?" Finrod, przeniesiony z naszego świata, trafia do rzeczywistości znanej mu dotąd jedynie z ekranu - pełnej magii, intryg i romantycznych uniesień, jak w...