Nastolatka wstała około południa, a pierwszym co zrobiła po przebudzeniu, było wsadzanie ręki pod poduszkę w celu upewnienia się, że jej list wciąż tam jest. Bała się, że jej rozmowa z rodzicami była tylko snem.
Uspokoiła się nieco gdy jej palce natrafiły na zmięty już papier.
Wyskoczyła z łóżka i nawet nie przebierając się, zbiegła na dół mając nadzieję, że jej rodzice również już wstali.
Nie myliła się, Rosand Whittree właśnie mieszał coś na patelni. Larive nie wiedziała, co to jest, ale pachniało nieziemsko.
– Gdzie mama? – zapytała szybko nastolatka, siadając przy stole.
Rosand spojrzał przez ramię na swoją córkę, wciąż nie przestawał mieszać jedzenia.
Pan Whittree był wysokim i postawnym mężczyzną. Miał delikatnie ciemniejszą karnacją, która idealnie współgrała z brązowymi oczami i tego samego koloru włosami, które lekko się kręciły, opadając na kark.
Larive odziedziczyła po nim jednak zupełnie coś innego. Prosty długi nos i dołeczki w obu policzkach.
Zdecydowanie po ojcu, tak jak wspominała Lorelai miała również charakter. Była w gorącej wodzie kąpana, uparta i pojmowała decyzję, zanim ją dobrze przemyślała.
– Już nie śpisz? Mama wyszła godzinę temu. Miała załatwić sprawę związaną z listem. – wrócił do gotowania, skupiając swój wzrok na patelni.
Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech i z podekscytowania przygryzła dolną wargę. Ucieszyła się na te informacje, bo oznaczała ona, że wszystko idzie po jej myśli.
– Tato....
– Hmmm?
– Czy mama opowiadała Ci o jakiś miłych wspomnieniach z Hogwartu?
Mężczyzna przez chwilę milczał, zmarszczył brwi i mocno się skupił.
Pani Whittree nigdy nie ukrywała tego, że jest czarownicą. Początkowo jej mąż nie chciał w to uwierzyć, ale wszystko się zmieniło gdy wywinęła kilka fikołków na miotle.
Opowiadała mu o swoich rodzicach, ojca zachwalała, ale matki wręcz nienawidziła. Twierdziła, że była dla niej stanowczo zbyt surowa, oschła i praktycznie nieobecna w dzieciństwie. Kiedy skończyła jedenaście lat,dostała list z Hogwartu, pod dużym naciskiem matki chodź niechętnie, rozpoczęła tam naukę.
W trakcie szkoły zmarł jej ojciec, który przez te wszystkie lata był dla młodej czarownicy oparciem. Nie miała rodzeństwa, więc nie mogła z nikim dzielić chorych ambicji swojej matki.Larive też znała prawdę o swojej matce. Przez lata Lorelei przygotowywała swoją córkę na dzień, w którym pójdzie do szkoły magii. Mimo wszystko chciała dać jej ten wybór, niekoniecznie musiał być to Hogwart. Jednak pojawienie się Czarnego Pana pokrzyżowało im plany i nastolatka, musiała zapomnieć o świecie magii.
O szkole mówiła mało, tyle tylko, że jej nienawidziła. Z magią szło jej całkiem dobrze, ale na zajęciach robiła z siebie totalnego głupka, aby dopiec swojej matce. Ledwo skończyła szkołę i od razu przeprowadziła się do Londynu, tam rozpoczęła zupełnie normalne życie. Znalazła pracę w mugolskim sklepie zoologicznym i tam właśnie poznała Rosand'a.
– Bardzo lubiła Hagrida i lekcje latania. – mruknął, przypominając sobie o tych dwóch rzeczach.
– Kim jest Hagrid? To jeden z nauczycieli?
– Nie jestem pewien... Mama opowiadała tylko, że nie mieszkał w zamku. Nie wspominała o żadnych lekcjach z nim.
Zapadła cisza. Pan domu nie znał więcej informacji, którymi mógł podzielić się z córką, a ta nie chciała go niepotrzebnie zamęczać.
CZYTASZ
Nie taka zwykła szlama||D.M
FanfictionLarive Whittree jest szesnastoletnią czarownicą, której życie wywraca się o 180 stopni. Wszystko za sprawą niewielkiej sowy, która pewnego dnia zjawia się w jej rodzinnym domu. Nastolatka dostaje swój list z Hogwartu po raz drugi. Pierwszy dostała...