1.List

33 2 0
                                    


Larive przetarła zmęczone oczy i przeciągnęła się powoli, a na samym końcu ziewnęła głośno.

Chwyciła za swój kubek w muchomory i pociągnęła z niego solidny i ostatni łyk zimnej już kawy. Zostało jej do odrobienia jeszcze kilka zadań matematycznych, ale czuła, że powoli odlatuje. Musiała pójść po kolejną porcję kofeiny, która już dawno na nią nie działała. Mimo to stwierdziła, że mała przerwa od cyferek wyjdzie jej na dobre. Zamknęła książkę wraz z zeszytem i ołówkiem w środku i odsunęła się od biurka.

Wyszła z pokoju i skierowała się w stronę schodów, prowadzących na parter gdzie znajdowała się kuchnia. Pokonała zaledwie kilka schodków kiedy usłyszała dźwięki ożywionej rozmowy, dobiegające właśnie z kuchni. Zaciekawiona jej przebiegiem przystanęła na stopniu i starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, przysłuchiwała się rozmowie.

- Ona już całkiem zwariowała! Im starsza, tym głupsza! Jeżeli myśli, że narażę naszą córkę na jakiegokolwiek niebezpieczeństwo, to się grubo myli! - to była jej mama. Po głosie Larive wywnioskowała, że była czymś naprawdę zdenerwowana, w dodatku nastolatka usłyszała swoje imię i była prawie pewna, że to ,,coś" miało związek z nią.

- Lorelei... Uspokój się, proszę - teraz dziewczyna usłyszała swojego ojca. Mężczyzna, mówił spokojnym, ale wciąż przejętym głosem i jakby...smutnym.

- Jak mam być spokojna, skoro ona najpierw zniszczyła mi życie, a teraz chce zrobić to naszemu dziecku!

- Nie sądzisz, że jesteś trochę zbyt surowa?

- Nie znasz mojej matki, to potwór!

- Kochanie, naprawdę musisz się uspokoić. Larive jest na górze, może cię usłyszeć.

W tym momencie nastolatka poczuła, że coś miękkiego łaskocze ją po nodze, spojrzała w dół, a jej oczom ukazała się biała kotka, Figa. Zwierzę łasiło się do jej nóg i głośno mruczało.

- Figa nie teraz - syknęła nastolatka. Kot jakby w pełni rozumiał jej słowa i jak na złość zaczął miauczeć. Serce na chwilę jej stanęło, a żołądek wykręcił koziołka. - Figa cicho - nastolatka próbowała uspokoić zwierze, aby jej nie wydało, niestety jej wysiłek na nic się zdał, bo po zaalarmowani hałasem rodzice wychylili się z kuchni.

- Larive? Co Ty robisz ? - zapytała ją mama.

- Chciałam zrobić sobie kawę... - odpowiedziała trochę zbyt szybko nastolatka.

- Podsłuchiwałaś. - stwierdził pan domu z lekkim uśmiechem na twarzy. Nastolatka westchnęła i wyrzuciła w powietrze ręce w gęściej kapitulacji.

- To wszystko przez tego sierściucha. - burknęła, zakładając ręce na piersi i wskazując brodą na kota. - Naprawdę chciałam się napić kawy, ale wtedy usłyszałam jak mama...- spojrzała trochę zawstydzona na Lorelei- wspomina moje imię i po prostu byłam ciekawa. Nie słyszałam dużo...Przepraszam.

- No cóż - zaczęła Pani Whittree głośno wzdychając - Skoro już tu jesteś, to musimy porozmawiać. Rosand nastaw wodę, to będzie długa noc. - kobieta objęła swoją córkę i poprowadziła do kuchni.

Rodzice Larive przez dobre dwie godziny wprowadzali nastolatkę w zaistniałą sytuacje. W ciszy obserwowali jak ich córka, wczytuje się w list. Lorelei dopijała swoją kawę, ręce jej się trzęsły, a w głowie miała milion myśli naraz. Nie wiedziała jak Larive zareaguje na treść wiadomości, znała ją jednak na tyle, że spodziewała się najgorszego i nie myliła się.

- Szanowna pani Whittree. Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca. Dla osób rozpoczynających dopiero naukę, którzy z jakichś powodów nie mogli rozpocząć jej wcześniej, zapewniamy przedterminowe przyjęcie do Szkoły oraz pomoc w nauce przez naszych Prefektów Naczelnych. Trwające osiem tygodni przygotowania zakończone zostaną egzaminem, a następnie uczeń zostanie przydzielony do danego domu. Na państwa odpowiedź czekamy do 3 dni po dostarczeniu listu przez sowę. Z wyrazami szacunku, Minerwa McGonagall Dyrektor. - wyrecytowała nastolatka z każdym słowem rosła w niej ekscytacja.Nastolatka nawet nie zdążyła odłożyć listu, a już znała odpowiedź. - Zgadzam się. - wypaliła.

Jej humor i nastawienie różnił się po stokroć od tego co przeżywali państwo Whittree, a raczej Pani Whittree. Ojciec Larive miał neutralne podejście do całej tej sytuacji. Oczywiście martwił się o swoje dziecko, jak każdy normalny rodzic, ale zdawał sobie sprawę, że Larive powoli staje się dorosła i prędzej czy później powinna poznać świat magii. W końcu ma to w genach.

- Tak po prostu? - głos Lorelei zadrżał. - Bez żadnych pytań?

- Dostanę własną sowę?

Rosand Whittree parsknął śmiechem, za co jego żona skarciła go wzrokiem.

- Kcohanie... Masz jeszcze kilka dni na przemyślanie swojej decyzji.

- Tu nie ma nadczym się zastanawiać, mogę tam jechać nawet teraz.

- Twój charakter!- warknęła Pani Whittree w stronę swojego męża wstając od stołu.

- Lorelei nie zachowuj się jak dziecko, przecież wiesz, że my mamy ostatnie zdanie, ale warto wziąć pod uwagę opinie głównej zainteresowanej. - skomentował wybuch swojej żony Rosand.

- Ja nie widzę problemu... Ty nie chciałaś tam być, a byłaś.- mruknęła pod nosem Larive.

Kobieta wpatrywała się w swoją córkę, walcząc sama, że sobą. Chciała chronić swoje dziecko, przed światem magii jak najdłużej się dało. Przez pięć lat wychodziło jej nie niemalże perfekcyjnie, w dużej mierzę przyczyniła się do tego sytuacja związana z Voldemortem. Wiedziała też, że nie tylko ona z tego skorzystała. Niektórzy zabrali swoje dzieci z Hogwartu w trakcie trwania nauki, a byli też tacy, którzy słysząc plotki, zdecydowali się na to, aby wcale ich tam nie puszczać. Larive zostałby tylko rok nauki, co niebyło tak długim czasem. Z drugiej strony nie chciała być jak jej matka i dać dziewczynie wybór, z którym nie musiała się w pełni zgadzać, ale jednak musiała się pogodzić.

- W porządku. Prześpij się jednak z tym, jutro nadam list z odpowiedzią. A teraz muszę się położyć.

Lorelai pocałowała swoją córkę w czubek głowy i wyszła z kuchni, słysząc za sobą, że jej mąż wkrótce do niej dołączy. Larive po raz kolejny wzięła do ręki list, tym razem przyglądała się małemu obrazkowi na samej górze kartki. Cztery różne zwierzęta na kolorowych tłach, tworzyły coś w rodzaju herbu szkoły. Był to kolejno zloty lew na czerwonym kolorze, srebrny wąż na zielonym, borsuk na żółtym i kruk na niebieskim. Wszystko otoczone było złotą ramką i tego samego koloru ozdobami w dziwnych kształtach. Na samym dole na czymś, co przypominało wstęgę, było napisane.,,DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS "

- Nie musisz iść jutro do szkoły. - odezwał się nagle Pan domu.

- Jak to ?

- Jest już prawie czwarta. Połóż się spać, jutro wszystkim się zajmiemy na spokojnie.

- W porządku. - mruknęła Larive wstając od stołu. - Dzięki, że się za mną wstawiłeś. - nastolatka przytuliła swojego ojca i opuściła kuchnie, wciąż ściskając w dłoniach list.

_______________________________________________

Mam nadzieję, że się spodoba. Nie zabijcie mnie jeżeli coś nie jest spójne.

Nie taka zwykła szlama||D.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz