Minerwa McGonagall wyglądała przez okno, bacznie się czemuś przyglądając.
Lecz gdy tylko usłyszała, otwierające się drzwi od pokoju wspólnego Gryffindoru, skupiła się na wychodzącej z niego Larive.– Dzień dobry – przywitała się jako pierwsza.
– Dobry wieczór moja droga, przejdziemy się? – zapytała, wskazując dłonią korytarz.
– Yyy tak – nastolatka przytaknęła i obie ruszyły powoli korytarzem.
Drogę oświetlały pojedyncze lampiony, dawały one ciepłe, żółto pomarańczowo światło.
– Słyszałam od Granger i Malfoy'a, że bardzo dobrze sobie radzisz – zaczęła kobieta i spojrzała na swoją wnuczką zza okularów.
– Chyba tak.– mruknęła pod nosem Larive.
– Och nie bądź skromna, Malfoy pokazał mi Twój eliksir.
– Robiłam go razem z Sam, to nie tylko moja zasługa.– No tak Panna Wilsona obiecująca z niej czarownica. Powiedz, dostałaś już list od swoich rodziców?
Nagle nastolatkę przeszła fala smutku, minął już ponad tydzień, a ona nie miała żadnych wieści od rodziców.
Zwiesiła więc tylko głowę i nią pokręciła.– Och, jeśli chcesz, możesz sama do nich napisać.
– Tyle że nie wiem, jak – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Byłaś już w naszej sowiarni?
– Nie.
— W takim razie poproszę, któregoś z prefektów, aby Cię tam zaprowadzili i pokazali co i jak.
Larive już miała powiedzieć, coś stylu, że da radę sama, ale ich uwagę przykuła postać na samym końcu korytarza.
Osoba ta ubrana była w czarny płaszcz z zarzuconym na głowę kapturem.
– Larive, stań za mną – nakazała kobieta i delikatnie przesunęła swoją wnuczkę za siebie. Wyciągnęła z kieszeni swojej szaty różdżkę i wycelowała ją w kierunku intruza – Kim jesteś! – wykrzyknęła, a postać zaczęła się do nich zbliżać.
Larive poczuła, jak serce zaczęło bić jej szybciej. Sama odruchowo wyciągnęła swoją różdżkę i choć nie znała zbyt wielu zaklęć, to pomyślała, że sam fakt dwóch na jednego odstraszy intruza. – Zatrzymał się natychmiast! – jednak postać nie dawała za wygraną i wtedy z różdżki McGonagall wyleciał strumień światła, która obaliła nieznanego osobnika na ziemię kilka metrów dalej. – Larive wracaj do pokoju wspólnego i koniecznie zawołaj do mnie Hermionę – poleciła dyrektor.Blondynka niemalże od razu rzuciła się biegiem w stronę obrazu grubej damy. Wparowała do pokoju wspólnego, gdzie na jednym z foteli siedziała pogrążona w książce Hermiona. Na widok nastolatki, podniosła się szybko widocznie zaniepokojona jej nagłym wtargnięciem.
– Larive? Co się stało?– Tam ktoś był… Pani dyrektor… Ona kazała mi Cię zawołać – wypluwała z siebie słowa, starając się powiedzieć wszystko na jednym wdechu. Nie było to łatwe, bo musiała przebiec spory kawałek na dodatek sparaliżowana strachem.
– Larive, gdzie jest Profesor McGonagall? – Hermiona siliła się na zewnętrzny spokój.
– Na korytarzu, za rogiem. – wysapała.
– Dobrze, zostań tu i niech nikt nie wychodzi. – przekazała blondynce czytaną właśnie książkę i już, wybiegając z pokoju, wyciągnęła swoją różdżkę.
Larive powoli uspokajała swój oddech. Odłożyła książkę na stolik, a sama usiadła na kanapie.
Złączyła swoje dłonie razem i opuściła je na kolana.
Biła się z myślami, nie powinna była tak po prostu zostawiać swojej babci. Czuła się na tamten moment bezsilna, słaba i bezużyteczna.
CZYTASZ
Nie taka zwykła szlama||D.M
FanfictionLarive Whittree jest szesnastoletnią czarownicą, której życie wywraca się o 180 stopni. Wszystko za sprawą niewielkiej sowy, która pewnego dnia zjawia się w jej rodzinnym domu. Nastolatka dostaje swój list z Hogwartu po raz drugi. Pierwszy dostała...