7. Kufer

14 1 1
                                    

Wzrok nastolatki przeskakiwał ze zdjęcia na kobietę, która jej je podała. Cała ta sytuacja z jednej strony wydawała się jej abstrakcyjna. Jednak z drugiej strony była ona czarownicą, co mogłoby być abstrakcją dla wielu niezwiązanych ze światem magii osób. Więc może faktycznie miała przed sobą członka swojej rodziny. Na dodatek nie widziała żadnego powodu, aby dyrektora mogła kłamać.

‒ Nie wygląda Pani na potwora.– wydukała w końcu po dłuższej chwili ciszy, a twarz McGonagall się rozpromieniła. Dziewczyna miała dużo racji, ostatnie co można było powiedzieć o profesorce, było to, że jej wygląd w jakikolwiek sposób odstraszał. Wręcz przeciwnie, w Larive jej wygląd wzbudzał w pewien sposób żal, a wyraz jej twarzy kojarzył się dziewczynie ze zbitym szczeniaczkiem.

‒ Bo nim nie jestem moja droga. Sama będziesz miał szansę się o tym przekonać.

Larive pokiwała kilka razy głową i jeszcze raz spojrzała na zdjęcie. Tym razem jej wzrok zatrzymał się najdłużej na mężczyźnie. Fotografia była czarno biała, ale to nie przeszkadzało w dostrzeżeniu, że Pan McGonagall był naprawdę przystojny. Wysoki i szczupły o mocno zarysowanych rysach, jego włosy były ciemne tak samo jak idealnie przystrzyżony wąs.

‒ Mogę je zatrzymać? – zapytała nastolatka. W końcu mogła to być jej pierwsza, a zarazem ostatnia pamiątka po dziadkach.

‒ Naturalnie, ale lepiej nie chwal się nim mamie.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, obie odwróciły głowę w ich stronę, a Pani Dyrektor machnięciem ręki otworzyła je.

To było drugie spotkanie Larive z magią, wciąż wywoływało w niej dużą ekscytację. Co prawda nie zdziwiła się tak jak wtedy gdy udała się ze swoją matką na ulicę Pokątną. Uświadomiło jednak, że w tym zamku doświadczy jej na każdym kroku.

Do gabinetu weszła dziewczyna na oko w wieku Larive. Do tej pory Whittree nie sądziła, że kiedykolwiek spotka kogoś, kto będzie miał większą szopę na głowie niż ona, ale dziewczyna ją przebiła. Miała dosłownie burzę loków na g

łowię, brązowe kosmyki skręcały się w każdą możliwą stronę, przysłaniając prawie całą twarz. Oczy miała ciemne, trochę jak czekolada, a skórę bladą jak papier co nadawało jej całej postaci surowego wyglądu.

Ubrana była w białą koszulę z kołnierzykiem na długi rękaw, na którą miała założoną szarą kamizelkę. Miała też czarną spódnicę do kolan i podkolanówki, oraz tego samego koloru eleganckie buty. Na to wszystko była zarzucona czarna szata z czerwoną podszewką a do niej przyczepioną plakietkę z napisem ,, PREFEKT NACZELNY". Na szyi miała przewieszony złoto czerwony krawat.

‒ Ach Panna Granger ! – ton głosu profesor trochę się zmienił, nie był już tak swobodny jak ten, którym mówiła do Larive, ale wciąż przyjazny i łagodny.

‒ Dzień dobry Pani Dyrektor, wzywała mnie Pani. – dziewczyna miała mocny akcent, każde jej słowo było wypowiadane bardzo wyraźnie i stanowczo.

‒ Tak, tak. To jest Panna Larive Whittree – wskazała dłonią na blondynkę – Nasza ostatnia podopieczna i mam nadzieję, że przyszła uczennica. Zaopiekuj się nią, proszę.

Larive uśmiechnęła się na te słowa. Przez głowę przeszła ją myśl, że skoro jest wnuczką dyrektorki szkoły, będzie miała jakieś fory. Jednakże nawet gdyby je miała, nie chciała z nich korzystać, chciała udowodnić, że mimo braku wiedzy na temat magii uda jej się dostać do szkoły. Stawiała sobie poprzeczkę bardzo wysoko i wiedziała, że musi pracować dwa razy ciężej niż inni.

‒ Oczywiście Pani Dyrektor, może być Pani pewna, że nie zawiodę. ‒

‒ Doskonale. — kobieta klasnęła w dłonie — Panno Whittree. — zwróciła się bezpośrednio do blondynki, która nie była przyzwyczajona do takich zwrotów, ale szczerze mówiąc, ani trochę jej to nie przeszkadzało — Panna Granger zabierze Cię teraz do dormitorium, gdzie są już pozostałe dziewczęta. Poinformuje was o najważniejszych zasadach i oprowadzi po zamku, następnie spotkamy się na obiedzie.

Nie taka zwykła szlama||D.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz