Irenka miała rację. Niedługo później przybyła Walentyna z Felicjanem, by przewieźć rzeczy Anu do Dojrzałej Latarni. Bo wedle założeń, jak tylko Venatores opanują sytuację z ciałami, wejdą do hotelu i by aresztować Irenkę, Alojzego i każdego, kto miał cokolwiek wspólnego z tym dziwnym cudzoziemcem. Narcyza do czasu ich przybycia spakowała sukienki i prezenty od Anu. Przebrała się też, a potem siedziała na brzegu łóżka, dłonią dotykając jedwabnej pościeli, spoglądając na znajome freski, toaletkę. To wszystko tak bardzo dobrze znane, a jednocześnie w danej chwili wydawało się tak bardzo obce.
Jak teraz będzie wyglądało jej życie? To pytanie zadawała sobie od momentu, jak ubrana wyszła z sypialni, by zobaczyć, że Madame Le Papillon dalej sumiennie wrzuca papiery do ognia, chodząc od gabinetu do paleniska. Na twarzy malowało się zacięcie, spojrzenie miała skupione i gdy zerkała na Narcyzę, ta dostrzegała w jej oczach coś, co ją niepokoiło. Bo, o ile Irenka przeszła z jej pojawieniem się w drzwiach do porządku dziennego, to Rozalia nadal wyglądała na zaskoczoną i w pewnym sensie, przejętą. Unikała patrzenia w jej stronę, nie odpowiadała na pytania i mijała ją, tłumacząc się pośpiechem.
Na pytania „co się wydarzyło?", odpowiadała zbywająco, że sama do końca nie wie. I finalnie Narcyza zamknęła się w sypialni, położyła się na łóżku i gapiła się w sufit, zastanawiając się, jak to wszystko potoczy się dalej. Wróci do niej? Za rok? Na samą myśl, zadrżały jej kąciki ust i palcami sięgnęła do warg. Ma czekać na niego rok? Aż go uwolnią, z łaski swojej? Zacisnęła powieki na samą myśl, co muszą mu zrobić! Jeśli... Jeśli nie potrafi umrzeć, jak twierdzi Irenka... A nie potrafi. Widziała na własne oczy, jak po postrzale w głowę wstał jak gdyby nigdy nic!
A może są inne sposoby na zadawanie śmierci? Może zawiozą go przed oblicze Wielkiego Mistrza i ten... Na samą myśl, że ten człowiek miałby zrobić krzywdę Anu, przebiegł ją dreszcz.
Anu nie był potworem. On... Kim on właściwie był?
Obróciła się na brzuch, przytulając się do pachnącej nim poduszki. Do pościeli, która nasiąknęła zapachem jego wody po goleniu i zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Uśmiechnęła się do wspomnienia jego pocałunków, kwiatów, którymi ją budził, czułością, jaką ją obdarzał, gdy była obdarta z godności i człowieczeństwa. Nosił ją na rękach, on... Nie był potworem. Nie dla niej. Nie po tym wszystkim.
On nie musiałby tego robić, gdyby Gaweł nie pociągnął za spust. Owszem, to, co zrobił, było potworne, ale zrobił to, by jej nie stracić. Mając taką możliwość, sama chyba by przywróciła do życia matkę. Tylko co dalej? Co dalej z tym wszystkim? Ma czekać na niego? Udawać, że wyjechał w jakąś delegację? Czy może...
Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi i w apartamencie momentalnie zrobiło się bardzo cicho. Sama poderwała się do pozycji siedzącej, gdy po chwili usłyszała kroki, i drzwi sypialni się otworzyły. Irenka z cicho wyszeptanym „Kwiatuszku?", zaglądała do środka, a widząc, że ta nie śpi, uśmiechnęła się z matczynym ciepłem.
— Przybyli.
Przybyli Felicjan i Walentyna. Opuszczała bose stopy na podłogę, gdy drzwi się uchyliły i wpadła Walentyna. Cała zarumieniona, jakby biegła po schodach na górę. Przejęcie malowało się na jej twarzy, a widząc Narcyzę na brzegu łóżka, całą i zdrową, aż przesłoniła usta z cichym „jak to możliwe?". Felicjan zaś wchodził za nią, posępny i nieufny. Nic nie mówił, kiedy wyciągał stetoskop, sprawdził pracę jej serca, ciśnienie. Choć gdy sprawdzał jej ciśnienie, to zaraz w głowie poczuła mocne ćmienie. Posprawdzał jej dłonie, ślady na plecach, sprawdzał palce u stóp, pokrzywione od tortur. Potem sprawdził jej skronie, a gdy jego palce natrafiły na miękką tkankę kostną, zastygły i widziała, jak oczy mu się otwierają szeroko, jak aż głos mu zadrżał.
CZYTASZ
Kolekcjonerka Dusz || Zegar Końca Świata, tom 2.
FantasiaTom. 2. Odebrali jej wszystko. Przyczynili się do śmierci jej matki, gdy była raptem nastolatką, pozostawiając ją i młodszego brata bez opieki. Brutalnym gwałtem odebrali jej godność i poczucie własnej wartości niedługo później, pozbawiając ją je...