Rozdział 11. - Wtajemniczenie

108 20 118
                                    

Krzyczała. Biła. Szarpała. Nie dawała sobie i jemu wytchnienia, kiedy szedł przez most, kiedy mijał rozbawiony punkt kontrolny. Widziała spojrzenia funkcjonariuszy śmiejących się z niej, z jej bezsilności i jednocześnie z jej czystej furii. Jak tylko postawi ją na ziemi, jak tylko nadarzy się okazja, uderzy głową o cokolwiek. Nie wezmą jej żywcem. Nie zrobią jej tego, co poprzednim razem! Nie da się. Żyła na własnych zasadach i umrze na własnych zasadach.

N-Nie upodlą mnie. N-Nie obetną mi włosów. N-Nie...

Opadała z sił i gdy byli już w połowie mostu, opuściła bezwiednie ręce, czując, jak jej się łzy cisną do oczu. Strach. Była przerażona tym, co nadchodziło. Kolejna porcja tortur i upokorzenia. Biczowania, wiader z lodem. Kolejne natrętne dłonie dotykające ją tam, gdzie nie chciała, by dotykał ją ktoś inny niż Anu.

N-Nie pozwolę na to. N-Nigdy więcej nie pozwolę...

— Uspokoiłaś się już? — rozbrzmiał głos w hełmie, przytłumiony i zniekształcony. — To świetnie. Nie rób niczego głupiego, a zaraz wszystko wyjaśnię, Narcyzo Montenegra.

Skąd... Skąd on wiedział?! Ale gdy zapytała, nie odpowiedział.

Most prowadzący na wyspę był długi, wzniesiony nad zatoką. Była to jedyna droga prowadząca do średniowiecznej twierdzy. Grube mury, małe okna, kraty, wielka opuszczana brama. Iście twierdza nie do zdobycia, pełna nowoczesnego uzbrojenia. Działka maszynowe na murach, reflektory, a w nocy to miejsce było oświetlone tak, że nie było możliwości się tu zakraść.

Dlaczego ją aresztował? Dlaczego?

Wiedział, jak miała na imię, to dlatego ją aresztował?

Była wyznaczona jakaś nagroda za mnie i właśnie szedł do przywódcy mnie wręczyć, by zgarnąć honoraria?

Ale szarpało nią dziwne przeczucie, że... że może się wstrzymać z rozwaleniem sobie głowy. Bo zabić się mogła szybko i w dowolnym momencie.

— Nie odzywaj się teraz — dodał, kiedy dotarł do bram. Była uniesiona, a dwóch funkcjonariuszy z ciężkim uzbrojeniem wyszło im naprzeciw. Przy ich nogach były psy, które zaraz węszyły i powarkiwały.

— Stój! — zawołał pierwszy, a drugi zaraz go zdzielił ze „ślepy jesteś? To Wojownik". — Ale psy...

— Wojownicy są magiczny, kretynie, a psy nie odróżniają swoich od tamtych. Kto to?

— Moczyła nogi w fontannie.

— Kolejna... — odparł z przekąsem jeden ze strażników, a potem westchnął, zwracając się do kompana. — Daj ją do aresztu, przyjdzie po nią mąż, zapłaci i sobie pójdą.

Wojownik Światła nic na to nie odpowiedział, tylko przestąpił z nogi na nogę, a potem ruszył przed siebie. Do Narcyzy zaś powoli docierało... Lorenzo Venti chciał, by moczyła nogi w fontannie i wiedział, że ją aresztują? Dlaczego...

„Jesteś Lorenzo", szepnęła, a ten zaraz ją podrzucił, uciszając ją tym samym. To był Lorenzo Venti. Skoro tak, to... To dlaczego ta cała konspiracja?! Po co był ten plan, po co mu w ogóle byli potrzebni? Przecież to była zbrojownia Wojowników Światła, mógł wejść i zabrać co potrzebowali, i wyjść jak gdyby nigdy nic! Mogli spotkać się bezpośrednio w stolicy, pod nosem Wielkiego Mistrza.

Przechodzili przez opustoszały dzieciniec. Namioty, rozciągnięte osłony przed słońcem. Kilka psów w kojcach ujadało w ich stronę, tocząc pianę z pyska, a ich treserzy walili prętami po klatach z „morda, to nasi". Czyli były tresowane do wykrywania magicznych? Aż ją przeszedł dreszcz. Przecież jak jej towarzysze wyjdą, to psy zaraz zwietrzą trop.

Kolekcjonerka Dusz || Zegar Końca Świata, tom 2. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz