Rozdział 9. - Godzenie (1)

102 22 91
                                    

Nie mogła zasnąć. Leżała, wpatrywała się w sufit i czuła się podle. Nie była taka. Nie była taka! Nie pluła ludziom w twarz fałszywymi oskarżeniami, nie mówiła słów, które miały zaboleć, a byłyby kłamstwem. Nawet jeśli sprawiali jej ból, nawet jeśli... jeśli zrobili jej okropne rzeczy przez całe jej życie, to nigdy nie powiedziała komuś słów, które miały tylko zaboleć, a które nie miałyby w sobie odrobiny prawdy. Czy to Bohdanowi, czy to Gawłowi, Anatolowi... Wszystkim. Dlaczego Smolisty potrafił z niej wyciągnąć to, co najgorsze? Dlaczego... Dlaczego się przez niego taka stała?

Myślała o minionych tygodniach, o tym, co się wydarzyło, o Tytusie. Zastanawiała się, czy go pogrzebali? Miała cichą nadzieję, że dostał godny pochówek, nawet jeśli nie będzie to oznakowany grób, nawet jeśli nie będzie tam zajeżdżała co niedzielę podlewać kwiaty... Kwiaty. W tej chwili uświadomiła sobie, że dawno nie była na grobie matki. Bardzo dawno. Jeszcze nim zdarzyła się ta felerna noc poślubna. Kiedyś, nim Tytus poszedł do wojska, co tydzień zajeżdżali do niej, a tak?

Westchnęła ciężko, przewracając się na brzuch i przytulając poduszkę do siebie. Cholerne myśli, cholerne emocje. Ile jeszcze zostało im czasu? Mimowolnie spojrzała w niebo przez okno, w bezchmurną noc i patrzyła powoli na księżyc, na znikającą tarczę. Kiedy zmieni się pogoda? Z jednej strony marzyła o tym, by w końcu nadeszły deszcze, ochłodzenie, ale z drugiej wiedziała, że jeśli tak się zdarzy, „Zegar Końca Świata" wybije kolejną godzinę ku zagładzie.

„Najpierw świat uschnie z tęsknoty", powiedziała Madame Le Papillon. „Wypali go żar nienawiści, a potem zaleją go gorzkie łzy rozpaczy i musisz go uwolnić, nim tak się stanie, bo zmiany będą już nieodwracalne". Wzięła głęboki wdech, a potem usiadła na łóżku.

Nie zaśnie. Nie ma takiej możliwości. Zerknęła na śpiącą Gąskę, na jej rozchylone usta. Pyzate policzki, rumiane od słońca i lekko zaczerwieniony czubek nosa. Ładne, równe brwi, kilka pieprzyków, ładne znamię na szyi przypominające pióro. Była na swój sposób piękną kobietą. Kształtną, pełną krągłości i pełną ukrytego ciepła pod wojskową szorstkością. I szkoda jej było. Bryła... Może Gąska powinna sobie dać sobie z nim spokój? A potem zaraz skarciła siebie w myślach, że równie dobrze sama mogłaby dać spokój, a jednak nie potrafiła.

Przetrawiła to, co miała przetrawić i podjęła decyzje, które podjęła. Nie zamierzała zawrócić z raz obranej ścieżki.

Skoro sen nie nadchodził, postanowiła poczytać, ale żeby nie budzić śpiącej Gąski, wzięła książkę ze sobą na dół, by zapalić lampę na tarasie i się rozsiąść. Ale już będąc w połowie schodów, widziała, że światła nadal się świeciły. Dziwne, nie pogasili? Zazwyczaj pamiętali o tym, by powyłączać wszystko. Wyszła na taras z książką, poprawiając jeszcze wiązanie jedwabnego szlafroku.

Taras był olbrzymi, otoczony krzewami z kolcami o kwaśnych, niejadalnych dla ludzi owocach. Otoczony cieniem, z materiałowym zadaszeniem delikatnie powiewającym na nocnej, niosącej ukojenie bryzie. Pomijając stół jadalniany, przy którym jadali obiad, była też olbrzymia leżanka i hamak. I zastygła w pół drogi do hamaka dostrzegając, kto w nim jest. Smolisty. Spał. Jak zwykle w samych spodniach, na bosaka. No trudno, odpuści sobie hamak.

Bez słowa poszła do wiklinowego fotela, rozsiadając się z książką i oddając się dalszej lekturze. I w miarę upływu czasu, mając za towarzystwo cykanie cykad i pochrapywanie Smolistego, poczuła ukłucie chłodu. Chyba po raz pierwszy od tygodni przeszedł ją dreszcz i aż zadrżały jej ramiona. Wiatr zrobił się bardziej kąśliwy? N-Nie. Chyba nie. Ale i tak wstała, żeby poszukać czegoś na przykrycie. A grzebiąc za kocem po szafie, zacisnęła powieki wkurzona na siebie.

N-Nie. Nie ma opcji. Nie zrobi tego.

Ale zrobiła to. Wzięła też drugi koc, pierwszy rzucając na swój fotel, a z drugim podeszła do hamaka. Smolisty dalej spał. Pierś unosiła mu się i opadała w głębokim, spokojnym oddechu. Starała się nie przyglądać jego przystojnej twarzy czy atletycznej budowie. Był przystojny. Był jak cholernie piękne jabłko na wystawie, kuszące swoim wyglądem, a tak naprawdę robaczywe i gnijące w środku. Na piersi zaś... książka. Jej książka?

Kolekcjonerka Dusz || Zegar Końca Świata, tom 2. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz