18

96 9 18
                                    

Dochodziła godzina pierwsza, gdy mi w końcu udało się poprawić humor Jisunga. Jego reakcja na nieudaną próbę rozmowy z ojcem mnie zmartwiła, dlatego tej nocy postanowiłem z nim zostać.

Przez ostatnie trzy godziny starałem się całym sobą pocieszyć zdenerwowanego bruneta. Miałem dość tego, ile cierpiał w ostatnim czasie.

Przechyliłem głowę w bok, przyglądając się jego spokojnej twarzy. Bawiąc się rękawami swojej bluzy, kąciki ust miał uniesione lekko do góry. Chłopak opowiadał mi o tym, jak zdarzało mu się słyszeć prześmiewcze komentarze na temat swojego uśmiechu, ale jakoś nigdy się nimi nie przejmował. Odkąd zaczął zwracać uwagę na swój wygląd podczas dorastania oraz zmagał się z różnymi kompleksami, uśmiech pozostawał niezmienną rzeczą, którą szczerze w sobie lubił.

Dziękowałem za to całemu wszechświatowi. Nie potrafiłem sobie wyobrazić braku najsłodszego widoku na świecie, przez na przykład zakrywanie połowy twarzy ręką.

Ciekawe, czy o mnie też można było powiedzieć, że mam ładny uśmiech.

Chwyciłem szybko swój telefon, zdobywając przy tym atencję Jisunga. Mając wygaszony ekran, zacząłem się uśmiechać na różne sposoby. Niekoniecznie umiałem odnaleźć minę, w której wyglądałbym dobrze. Może po prostu nie umiałem uśmiechnąć się na zawołanie.

Nagle w moich uszach rozbrzmiał cichy śmiech.

— Co ty, kurde, wyprawiasz? – zapytał rozbawiony chłopak, patrząc na mnie jak na głupka.

— Oglądam swój uśmiech – wzruszyłem ramionami.

— Jesteś taki... Dziwny. Ale nie będę w to wnikać.

— Przyznaj, podoba ci się to, jak dziwny jestem.

— Bardzo – przewrócił oczami, a moje serce zabiło szybciej.

Chyba nikomu nie stanie się krzywda, jak wmówię sam sobie, że było to szczerze, prawda?

Moja głowa naprawdę wierzyła to, iż spędzanie każdej wolnej chwili w swoim towarzystwie i gdzieś pomiędzy wplatanie dotyku, a nawet drobnych podrywów znaczy dla niego coś więcej. Nasza relacja nie mogła być czysto platoniczna, o czym oboje wiedzieliśmy. Chciałbym mieć odwagę poruszyć ten temat.

Wpatrywałem się w niego zahipnotyzowany, co chwilę otwierając i zamykając buzię. Sam na siebie naciskałem, odczuwając silną presję. Moje uczucia w stronę chłopaka rosły coraz większe z każdym dniem i byłem pewien, że moje serce niedługo wybuchnie, jeśli nie będę mógł przekazać  chociaż części z nich chłopakowi.

Moje emocje były silne od samego początku, gdy jeszcze obserwowałem go co noc z balkonu. Jednak już długi czas temu zaczęły iść w zupełnie inną stronę i sam nie wiem kiedy chęć pomocy zamieniła się w chęć zamknięcia go w swoich ramionach na całą wieczność. Zdecydowanie tego nie planowałem.

— Co jest z tobą? – spytał, unosząc jedną brew.

— Co ma być? – parsknąłem ironicznie.

— Jak chcesz coś powiedzieć to mów – zacisnąłem usta w wąską linię i szybko pokręciłem głową. — No dawaj, przecież cię nie zjem.

— Ale możesz mnie pobić albo wywalić z domu – oboje się zaśmialiśmy.

— Nie wywaliłem cię nawet wtedy, gdy stwierdziłeś, że mój ulubiony film jest do bani...

— Nie możesz tego ze sobą porównywać! – krzyknąłem oburzony.

— Właśnie, że mogę. Ja wszystko mogę.

W pokoju zapadła cisza. Toczyłem ogromną walkę z samym sobą, mocno kwestionując to, czy na pewno powinienem powiedzieć mu prawdę. Choć wszystkie jego zachowania wskazywały na to, że odwzajemnia moje uczucia, duża część mnie nadal bała się odrzucenia. Bałem się nieznanego, a moje własne emocje zdecydowanie były dla mnie nieznane. Jedyną osobą, którą w życiu darzyłem czymś tak silnym, był Hyunjin.

Zamknąłem oczy i położyłem się na plecach, cicho wzdychając. Po chwili poczułem, jak chłopak kładzie się obok mnie. Leżeliśmy bliżej siebie, niż robiliby to przyjaciele. Był to kolejny gest, który w jakiś sposób zachęcał mnie do powiedzenia prawdy.

Gdy Jisung czekał na mnie w ciszy, mój oddech przyspieszył. Szukałem w głowie odpowiednich słów, nieświadomie się stresując.

— Chyba nigdy tego nie powiesz – zaśmiał się cicho i podniósł się do siadu. Otworzyłem oczy, a następnie podążyłem za nim. — Przepraszam, starałem się być cierpliwy, ale każda sekundą zdaję się trwać rok.

— To ja przepraszam... Chyba nie dam rady – uśmiechnąłem się smutno.

Bardzo chciałem, by znał prawdę. Szkoda, że nie umiał wejść do mojej głowy i sam przeczytać to, co miałem mu do powiedzenia. Choć nie wiem czy starczyĺoby mu na to życia... Moje myśli na jego temat chyba nigdy się nie kończyły.

— Wiem, co chcesz powiedzieć. I wiesz, nie musisz tego robić, jeśli nie czujesz się komfortowo. Możesz... Zrobić cokolwiek – wyznał rozbawiony, a ja spojrzałem na niego z niemałym zaskoczeniem.

On... Wiedział?

— Mimo, że siedzisz cicho, twoje oczy zawsze krzyczą... Wiele dość zaskakujących rzeczy.

— Czy to nie jest żałosne? – zapytałem zawstydzony.

Chłopak pokręcił głową, a w pokoju ponownie zapadła cisza. Tym razem była dziwnie nieznośna, a napięcie w powietrzu rosło z każdą chwilą. Spojrzałem ma Jisunga, który zdawał się nie być tak niepewny i zagubiony jak ja.

Westchnąłem cicho, po czym położyłem dłoń blisko jego. Nasze palce delikatnie się stykały. Czułem jego obecność jeszcze bardziej niż wtedy, gdy leżał wtulony w moją klatkę piersiową. Na jego twarz wpłynął ten głupi uśmieszek, który zdawał się być prześmiewczy, ale nie był. Jisung nigdy w życiu by mnie nie wyśmiał.

Płynnie przeskakiwałem wzrokiem z oczu na usta, z ust na oczy. Choć wszystko wskazywało na to, że jest gotowy na moje dalsze ruchy, chciałem odnaleźć w nim jak najwięcej zgody. Odczułem duży napływ odwagi, gdy niecierpliwie nachylił się w moją stronę.

Nie czekając dłużej, zamknąłem oczy, po czym zbliżyłem się do twarzy chlopaka, łącząc nasze usta. Nasz pocałunek nigdy nie był niepewny. Oboje od razu wiedzieliśmy co robić i idealnie ze sobą współgraliśmy, jakby nasze usta od zawsze były stworzone tylko dla siebie. Chciałem przekazać mu wszystko, czego nie potrafiłem powiedzieć na głos. Jak bardzo go kochałem i za nim szalałem. Jak bardzo go doceniałem i jak w moich oczach był idealny pod każdym możliwym aspektem.

Położyłem jedną rękę na tyle jego szyi, przyciągając go jeszcze bliżej. Kochałem mieć go przy sobie i wiedzieć że należy tylko do mnie, a ja do niego. Właśnie tak się czułem w tamtym momencie.

Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy żaden z nas nie mógł złapać oddechu. Wpatrywaliśmy się w siebie z głupimi uśmiechami, a cisza była zakłócona głośnym oddychaniem. Nigdy nie czułem się tak dobrze, jak przy Jisungu.

— Czekałem na to zbyt długo – powiedział, cicho chichocząc, a ja cmoknąłem go w usta. Nagle był jeszcze słodszy, niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe.

— Uwierz mi, że ja też.

Chłopak ponownie się zaśmiał, po czym złapał mnie za policzki i przyciągnął do następnego pocałunku. Tym razem byliśmy jeszcze pewniejsi siebie, a ja znowu starałem się przekazać mu wszystko, co od tak dawna leżało mi na sercu.

Late Night Sadness - MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz