Rozdział 4. Do widzenia

11 5 0
                                    

Zanim wyjechali, by po raz ostatni spotkać się z Nicole, w progu zatrzymał ich Cas.

— Witaj Dean, Sam — kiwnął głową jak zwykle. — Potrzebuję waszej pomocy.

— Nie ty jeden — odpowiedział smutno Sam.

— Co się dzieje, Cas?

— Od jakiegoś czasu ścigam handlarza artefaktów i w końcu wpadłem na solidny trop. Niebo potrzebuje jednego z jego towarów, a pozostałe trzeba zniszczyć, zanim poważnie zaszkodzą ludzkości.

Bracia czekali na kontynuację opowieści, ale Cas tylko wymownie na nich patrzył.

— Muszę mieć pewność, że jak go złapię, to nie ucieknie. Wyśledzenie go zajęło moim braciom wiele lat. We trzech na pewno damy sobie radę. A więc?

Dean wzruszył ramionami, jakby nie chciał rzucić wszystkiego i biec za Casem.

— Chyba nie mamy teraz nic innego, nie?

Sam nie odpowiadał. Patrzył gdzieś w zamyśleniu ponad ramieniem anioła i skubał zębami wargę. Widać ta sprawa z Nicole mocno dawała mu w kość.

— Jasne, Cas — powiedział w końcu. — Pomożemy ci, jak tylko... coś dokończymy.


Wkrótce stanęli w domu Nicole.

Zgodnie z umową, Sam poszedł porozmawiać z nią, a Dean miał zająć się odnalezieniem i spaleniem spinek, do których była przywiązana jej dusza.

Starszy Winchester wszedł więc po schodach i na piętrze otwierał kolejne drzwi w poszukiwaniu łazienki.

Nie mógł jednak przestać myśleć o Casie.

Każda współpraca z aniołem sprawiała, że Dean przeżywał wcześniejszą Gwiazdkę. Nawet jeśli miał zachowywać wszystkie swoje komentarze dla siebie, wciąż mógł bezczelnie się na niego gapić.

A jak wdzięczny byłby Cas, gdyby Dean schwytał dla niego tego całego handlarza artefaktami! Samo wyobrażenie jego satysfakcji było dla łowcy wystarczającym narzędziem motywacyjnym.

Bez problemu znalazł jakieś spinki w skrzypiącej szafce pod umywalką w łazience.

Jednak gdy tylko plastik zajął się wielkim płomieniem, z parteru domu rozniósł się głośny krzyk Sama:

— Nie! Dean, nie!

Dean chciał oblać spinkę wodą, ale kran był zupełnie pusty. Machanie kawałkiem plastiku też nic nie dało, dlatego łowca zadeptał płomień.

— Mówiłem ci, żebyś dał mi chwilę! Chciałem wszystko jej wytłumaczyć i się z nią pożegnać! — do łazienki wbiegł zdenerwowany Sam.

Niestety spinka była już porządnie osmalona i zniekształcona.

— Ale... przeszła na drugą stronę, tak, jak chciałeś, prawda?

— Nie, Dean. Nie tak, jak chciałem — syknął młodszy Winchester i przyłożył dłonie do skroni. — Nawet nie wiesz, jak ważne było dla mnie, żeby z nią porozmawiać.

— Sorry, zagapiłem się.

— Ostatnio bardzo często się zagapiasz! A może raczej nie myślisz, zanim coś zrobisz?

— Znowu mówisz o Garcie? — zniechęcony Dean machnął ręką.

— Tak! To właśnie przez twoje roztargnienie złamał na ostatnim polowaniu nogę! A teraz to — Sam kręcąc głową wybiegł na ulicę.

Dean w ogóle nie spodziewał się takiego wybuchu wściekłości.

Kiedy dotarł do swojej Dziecinki za bratem, Sam wyjmował z tylnego siedzenia swoją torbę z ubraniami, pistolet i nóż.

Reputacja | DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz