𝕀'𝕞 𝕔𝕠𝕠𝕝, 𝕓𝕦𝕥 𝕟𝕠𝕥 𝕗𝕠𝕣 𝕪𝕠𝕦

26 3 10
                                    

Kilka dni minęło odkąd wyzdrowiałem po wybuchu emocji, czyli w pewnym sensie moich korzeni. Krok po kroku powracam do formy, już nawet czuje się lepiej do tego stopnia, że zacząłem medytować z Panem Gyomei'm.
Muszę przyznać, że nie miałem od dłuższego czasu styczności z medytowaniem, chociaż jest to w cholere ważne przy mojej technice oddychania i sytuacji, w jakiej się znajduje. Większość Zabójców demonów, którzy są niższej rangi, zadawali mi pytania typu: Co miałem na myśli w tworzeniu "Oddechu Śmierci"? Dlaczego moja pierwsza technika jest taka "bezużyteczna" na demony? Dlaczego nie mam Tsuguko przez tyle lat? Albo dlaczego muszę tyle medytować?

Cóż.....Jeżeli chodzi o pierwsze pytanie, to wspominałem, iż nie pasowała mi żadna inna technika oddychania. Wszystkie były takie.....Niesatysfakcjonujące. Patrząc na nie i po części trenując, czułem wielki niedosyt i jakbym miał zahamowania. Dlatego stworzyłem swój własny. Nawet jeżeli brzmi on dosyć upiornie i nie za bardzo zachęcający do nauczenia, według Pana Ubuyashiki jest on wyjątkowy i potężny. Żebym już więcej nie lał wody z moją odpowiedzią, hasło jest następujące: Stworzyłem Oddech Śmierci na bazie swoich doświadczeń i uczuć.

Jak byłem mały....W sumie nie, nadal tak uważam. Sądziłem, że jestem przeklęty. Ponieważ jako jedyny przeżyłem masakrę, w której mój cały lud wyginął. Śmierć była wszędzie wokół, a ja, jako jedyne źródło życia przechodziłem przez jej "korytarze". Myśląc, że wkrótce także do nich dołączę. 3 letni ja, sam w samym środku lasu, nie wiedząc gdzie i jak mam iść. Kompletnie bezbronny i wyczerpany podróżą, jak najdalej od miejsca tragedii, nawet jeżeli znałem tylko ją[...]
Nie chciałem walczyć o przetrwanie, chciałem polegnąć razem z moją rodziną. Ale bałem się Śmierci. Dlatego nie zatrzymywałem się i próbowałem wykończyć w ten sposób samego siebie. Idąc prosto, bez celu. W momencie, w jakim byłem o krok od poddania się, wtedy znalazła mnie Sume razem Hinatsuru, Makio i Tengenem. Oni także uciekali, ale przed swoim własnym klanem i obyczajami Shinobi.
Nawet jeżeli potem, moje życie na nowo zaczęło kwitnąć, śmierć w dalszym ciągu mi towarzyszyła. Tak na ludzki rozum, jest to wręcz niemożliwe aby jej uniknąć. Jest wszędzie. Czeka i patrzy, a potem nas gdzieś zabiera[...]
Kiedy byłem u progach końca mego dzieciństwa, zrozumiałem, że nie ma się czego bać. Śmierć, jest o wiele lepsza i trwa o wiele krócej niż życie w ciągłej walce z demonami i patrzenie, jak kolejne niewinne duszę tracą rodziny. Świat sam w sobie jest piękny, ale ludzie robią wszystko żeby to zmienić przez strach i pychę.

A jeżeli chodzi o moją pierwszą formę i technikę "Plącze Śmierci", hehe....Odpowiedź jest prosta ale nie oczywista. Ponieważ nie stworzyłem tej techniki dla demonów, LECZ dla ludzi którzy mnie irytują i stawiają opór.........Wiem, jestem sadystyczny. Ale to pomaga! Z resztą, to tylko trujący bluszcz, trochę swędzenia i po problemie. Ewentualnie, drobne rany od kolców, a przynajmniej spokój będzie przez jakiś czas.

Dlaczego nie mam Tsuguko? Sam nie wiem! Zapytajcie tych słabeuszy, którzy wymiękli po pierwszych 2 godzinach treningu. Żebym jeszcze im nie mówił, że będzie trudno, ale opowiadałem im przez 2 dni, że NIE DADZĄ rady, jeżeli nie mają determinacji większej niż odporności na ból. Kto wie? Może kiedyś się doczekam jakiegoś śmiałka....chociaż wątpię bo recenzje taką pewnie mi odjebali, że wyszedłem na jakiegoś psychopatę.

Medytacja. Najpotrzebniejsza umiejętność aby opanować władanie moim oddechem. Z racji takiej, iż bez spokoju ducha oraz wyciszenia, żadna technika nie zadziała. Potrzeba czasu, siły, refleksu i kontroli nad tym co czujesz, aby zrobić odpowiednie cięcie w taki sposób, aby iluzja nie sięgnęła także i ciebie w trakcie walki. Jak byłem początkujący, użyłem mojej 5 formy, pod imieniem "Przeklęte ostrze". Polega ona na tym, iż mój miecz sprawia wrażenie bardziej wygiętego i obrastający w kolce. Za każdym cięciem jakie zadawałem, byłem bardzo zmęczony, ponieważ wtedy katana jest cięższa i bardziej ostra. Wymagało to ode mnie sporo precyzji aby trawić w sam cel, przy tym nie raniąc samego siebie. Gdybym nie odskoczył w pewnym momencie walki z demonem do tyłu, przeciąłbym sobie tułów. Na szczęście, wróciłem do domu cały i zdrowy, ale pół nagi bo sobie mundur rozciąłem na szczępy[....]

𝕻𝖎𝖑𝖑𝖆𝖗 𝖔𝖋 𝕯𝖊𝖆𝖙𝖍 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz