nocna mara

42 6 14
                                    

Taka notka:

Ten ff od samego początku miał mieć założenia bycia depresyjnym dlatego tyle się tu tego roi. Wsm w główniej mierze to moje prsemyslenia. W praktyce chciałam je dać w Gadri ale była to dość długa książka i miała też wątki komedyjne i nie chciałam tam tego tyle wplatac. A tu wręcz przeciwnie.

~~~

Noc jednak nie była spokojna. Ferran nagle zerwał się z łóżka, gwałtownie łapiąc powietrze. Serce waliło mu w piersi, a w oczach miał jeszcze obraz koszmaru, z którego przed chwilą się obudził. Panika rozlała się po jego ciele, jak fala, której nie potrafił powstrzymać. Czuł, jak całe ciało drży, jak powietrze wokół niego gęstnieje, a jego oddech stawał się coraz bardziej urywany. Był przerażony, nie wiedział nawet dlaczego.

Czuł się żałośnie swoją słabością.

Ale powoli wmawiał sobie że taki już chyba kolej jego rzeczy.

Próbował uspokoić oddech. Zdał sobie sprawę że Ansu został z nim i również zasnął. Nie chciał go obudzić.

Mimo to Ansu obudził się po chwili, słysząc, jak Ferran walczy o oddech.

Łatwo go było obudzić.

Nie potrzebował żadnych wyjaśnień — wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, co się dzieje. Ferran był w środku ataku paniki, uwięziony przez swój własny umysł. Ansu szybko usiadł obok niego, kładąc mu ręce na ramionach, starając się złapać jego wzrok.

Ferran nie mógł go usłyszeć na początku. Wszystko, co czuł, to ten przerażający, dławiący strach, który zamykał go w sobie. Ansu delikatnie, ale zdecydowanie przyciągnął go do siebie, otaczając go ramionami. Czuł, jak ciało Ferrana drży pod jego dotykiem, ale nie puszczał go, wiedząc, że w tej chwili najbardziej potrzebował bliskości.

—Ferr—szepnął— Oddychaj. Spokojnie. Wdech… i wydech… — powtarzał spokojnym głosem, delikatnie prowadząc jego oddech.

Ferrana zaczynało powoli docierać to, co mówił Ansu. Czuł jego obecność, czuł, jak ręce Ansu delikatnie go trzymają, jak jego głos stara się przebić przez gęstą mgłę paniki. W końcu zaczął robić to, co mówił Ansu. Wdech… i wydech. Z początku urywany, chaotyczny, ale powoli, z każdą kolejną chwilą, jego oddech zaczął się stabilizować.

Ansu nie ustawał w swoim działaniu. Trzymał Ferrana pewnie, lecz łagodnie, a jego głos przyciągał Ferrana z powrotem do realności.

— Wszystko w porządku... Jestem z tobą. Nie musisz się bać. — Szept Ansu otulał Ferrana, uspokajając go niczym bezpieczna przystań w środku burzy.

W końcu Ferran zaczął uspokajać się całkowicie. Jego drżenie ustępowało, a oddech wracał do normalnego tempa. Czuł, jak ciało opada z napięcia, a umysł zaczyna się wyciszać. Zdał sobie sprawę że była to tylko nocna mara.  Ansu nie przestawał go obejmować, czekając, aż Ferran poczuje się na tyle bezpiecznie, by mógł puścić resztki lęku, który go dławił.

Po dłuższej chwili, Ferran cicho wyszeptał:

— Przepraszam…

Ansu przytulił go mocniej, ale z delikatnością, jakby chcąc mu przekazać, że nie ma za co przepraszać.

Bo taka była prawda. To nie był powód do proszenia o przebaczenie.

—powotrze to jeszcze raz. Nie masz za co, to nie powód do przepraszania. Jeżeli każdy przepraszały za ludzkie odczucia, to wkoncu przestalibyśmy czuć cokolwiek, chcąc aby sytuacja się nie powtorzyła—rzekł czułe chociaż i lekko śpiacym tonem. Była któraś w nocy.

Ferran powoli odsunął się od Ansu, choć nadal czuł potrzebę bliskości. Jego oddech wciąż był płytki, ale panika ustępowała, a obecność przyjaciela dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Siedzieli obok siebie w ciszy przez chwilę, aż Ferran odważył się spojrzeć na Ansu. W jego oczach dostrzegł nie tylko troskę, ale i pełne zrozumienie, które wydawało się tak potrzebne.

— Dziękuję... — wyszeptał, czując, że te dwa słowa nie oddają tego, co czuł.

—Do usług—zachihotał pocieszająco.

Ferrana ogarnęło poczucie ulgi, jakby ktoś w końcu dostrzegł prawdę, którą tak długo skrywał. Poczuł, jak jego ciało przestaje się trząść, jak serce powoli wraca do normalnego rytmu. Ansu był przy nim. Zawsze.

Przez kilka chwil leżeli tak blisko siebie, czoło przy czole, a Ferran odnalazł spokój w delikatnym dotyku.

— Boję się — przyznał w końcu Ferran. — Boję się, że zawiodę wszystkich, że zawiodę ciebie…

Zawsze byli blisko siebie. Nigdy nie nazwali tego co między nimi było, ale koledzy z dużyny już snuli plotki że coś jest na rzeczy.

Ansu delikatnie uniósł jego podbródek, zmuszając Ferrana, by spojrzał mu w oczy. W jego spojrzeniu nie było cienia zawahania.

— Nigdy mnie nie zawiedziesz, Ferran — powiedział pewnie. — Wiesz co ci powiem?

—Hm?— westchnął zaciekawiony.

—Ja już jestem dumny z tego że próbujesz.

~~~
Napierdala mnie brzuch nie polecam

| Pod Presją | Ansu Fati x Ferran TorresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz