Ferran patrzył na Ansu, próbując zebrać myśli, ale jego umysł zdawał się tonąć w chaosie. Słowa Ansu ciążyły mu na sercu, wypełniały każdy zakamarek jego świadomości. Kochał go. Ansu naprawdę go kochał. Ferran poczuł, jak jego serce zaczyna bić jeszcze szybciej, niemal jakby miało wyrwać się z piersi.
Zawsze myślał, że uczucia to coś, co może zepchnąć na bok. Że jeśli będzie udawał, że ich nie ma, to może wszystko wróci do normy. Ale teraz, stojąc twarzą w twarz z prawdą, nie mógł już dłużej uciekać.
— Ansu... — zaczął cicho, jego głos zadrżał. — Ja... ja nie wiem, czy potrafię... — zawahał się, walcząc z tym, co chciał powiedzieć.
Ansu ścisnął jego dłoń mocniej, jakby chciał mu przekazać, że cokolwiek powie, będzie przy nim. Jego obecność, ciepło, siła — wszystko to było teraz dla Ferrana oparciem.
— Nie musisz teraz nic mówić — powiedział Ansu, jego głos był teraz delikatny, jakby próbował złagodzić ciężar sytuacji. Jego słowa były jak balsam na poranione serce Ferrana.— Ale chcę, żebyś wiedział, że niezależnie od tego, co się stanie, jestem tu. Nie zniknę.
— Nigdy nie chciałem, żebyś musiał znosić moje problemy — wyznał Ferran, spuszczając wzrok. — Nie chciałem cię obciążać sobą. Zawsze czułem, że muszę cię chronić przed sobą.
Ansu delikatnie uniósł jego podbródek, zmuszając go, by spojrzał mu w oczy.
— Ferran, nie potrzebuję ochrony przed tobą. To, że jesteś sobą, że pokazujesz mi, kim naprawdę jesteś, to największy dar, jaki możesz mi dać. Nie musisz udawać kogoś innego. Kocham cię za to, kim jesteś. Nie za to, kim myślisz, że powinieneś być.
Ferran zamknął oczy, starając się uspokoić swoje emocje. Wiedział, że Ansu miał rację. Zawsze uciekał, zawsze wybierał dystans zamiast zbliżenia. Ale teraz, kiedy miał przed sobą kogoś, kto był gotów go zrozumieć i wspierać, czuł, że może jest w stanie spróbować.
Rozmowa była, jest i zawsze będzie kluczem.
Otworzył oczy i spojrzał głęboko w oczy Ansu.
Ich spojrzenia się spotkały, a w tej chwili czas rzeczywiście się zatrzymał. Nie było już ucieczki, nie było wątpliwości. Była tylko dwójka ludzi, którzy wreszcie zdecydowali się na prawdę.— Może... może to nie będzie łatwe — zaczął Ferran, jego głos wciąż niepewny. — Ale chcę spróbować. Dla ciebie. Dla nas.
— To wystarczy — odpowiedział cicho.
Ansu uśmiechnął się delikatnie, jego oczy błyszczały nadzieją.
Trzymajac go za podbródek, szepnął ciche "czy mogę", na co Torres odpowiedział zgodą, kiwając głowa.
Może nie był i pewny, ale mu ufał.
Wkoncu ukazało się to co co skrywało się tak długo. Uczucia. I możliwe że ukazały się w dość dziwnych okolicznościach. Ale pokazywało to jak dla siebie dużo znaczą. Że nie ważne gdzie, kiedy. Zawsze będą.
Po jego zgodzie złączył ich usta. Pocałunek był delikatny, ledwie zauważalny, jak muśnięcie wiatru na skórze, ale niósł za sobą ogrom emocji. Ansu tylko lekko dotknął ust Ferrana, jakby bał się przekroczyć niewidzialną granicę, lecz w tym krótkim momencie zamknęło się wszystko, co obaj czuli. Miłość, niepewność, nadzieja, lęk – to wszystko zmaterializowało się w tym jednym, ulotnym geście.
~~~~
No i o to koniec. Ogólnie rzecz biorąc to miał być ff na spontanie ale z moimi uczuciami. Początkowo to wgl miałbyc one shot. Dalsza część jest do waszej wyobraźni.
Chociaż z zamysłu ogólnie dalej siebie wspierali ku lepszej przyszłości, a Ferranowi została udzielona pomoc psychologiczna.
[XD sama chyba takiej powinnam dostać patrząc po tym ff]
Ogólnie ten ff w porównaniu do innych może nie był jakiś wybitny, ale zawierał cząstke mnie.
Dziękuję za komentarze:
lvdb99 (nie płakaj mi)
tacohemingej (uśmiałam się przy twoich kom)
_H_i_s_t_o_r_i_o_w_a (dziękuję za wsparcie)
I wszystkim innym za gwiazdki.
Pozderki, do następnego ff :* [za pewne Cash z Zalewski, trochę wychodzimy z Katalońskich vibe'ów]
CZYTASZ
| Pod Presją | Ansu Fati x Ferran Torres
Fanfiction⚠️‼️ Depresyjnie myśli, hejt, sh⚠️‼️ Czas pokaże, czy Ferran znajdzie sposób, by prawdziwie oddzielić się od hejtu, i jak ta dynamiczna relacja z Ansu wpłynie na ich rozwój zarówno jako piłkarzy, jak i ludzi.