Ogólnie to sukces że żyje (i tu nie żartuje)
Zacznijmy od początku.Środa a więc trening
Było bardzo mało osób i na moje nieszczęście ćwiczyłam (na szczęście tylko połowę treningu ostatecznie) z tym typem z Ukrainy. Jak pewnie wiecie nie lubimy się, on jest chamski.No więc zaczynamy.
Od samego początku rzutów usłyszałam że jestem słaba. K może i mną gdzieś jego opinie ale boli tak czy siak.Blokował mi każdy rzut. Potem w ogóle ogarnął że mamy taką samą wagę.
Nom robimy rzut mniej więcej to (trochę inny ale zasada taka sama)
No i on mnie rzuca.
Oczywiście co?
Wyrzucił mnie za materac.
Walnełam głową w ziemię.
I jakby to normalne zdarza się. Ale przy normalnych rzutach. A nie kurde przy takim co ja jestem jakiś metra nad ziemię a potem walę głową w ziemię. (Wiecie tyłem głowy)Bolało, kręciło mi się trochę a on zaczął się śmiać.
Szybko w miarę stanęłam na nogi i starałam się udawać że okej jest.Potem parę razy jeszcze walnełam kostką w ziemię albo ścianę.
No ale trudno.
Btw
Obok tacy trochę hmmmm słabsi? Mniej doświadczeni koledzy kazało mu mnie rzucić tak żeby złamać rękę albo po prostu mocniej chować wcześniej nie było lekkoAle mniejsza
Na szczęście potem ćwiczyłam z cięższą trochę ale mega pomocną i starszą dziewczyną.
Pomogła mi dopracować ten rzutI wyszedł super
Dalej walki w górze
Z tą dziewczyną przegrałam 0:2
Na usprawiedliwienie? Jest wyższa i cięższa ale i tak uważam że spoko walka nauczyłam się czegośI jednym z tych "kolegów" którzy chcieli dla mnie źle.
I tu przyznaje, była satysfakcja.
2:0 wygrałam.
Widziałam jak ego spadło j dumna bolała. Może nie powinno ale cieszyłam się że zobaczyli że wcale nie jestem taka słaba i że coś tam potrafię.Ps. Jednak nie mam zawodów na szczęście (: