Trzymałam kubek z sokiem owocowym, jedynym napojem bezalkoholowym oprócz wody, jaki udało mi się znaleźć w kuchni i kręciłam się wśród ludzi szukając Marty i Judyty. Każda impreza u Sobańskiego wyglądała tak samo. W domu kręciło się mnóstwo ludzi, których w większości kojarzyłam ze szkoły. Każdy z nich miał w ręce kubek, szklankę, kieliszek, albo jakieś inne dziwaczne naczynie, które nadawało się do picia. Wszystkie były pełne alkoholu. Kiedy tak kręciłam się po pomieszczeniach, dostrzegłam Krystiana Kamińskiego, którego wszyscy nazywali Kamyk. Trzymał się razem z Sobańskim. Znałam go trochę lepiej, niż pozostałą część jego klasy. Mieszkał na tej samej ulicy, poza tym, wszyscy go kojarzyli przez tę straszną tragedię, jaka wydarzyła się kilka lat temu. Jego rodzice i rodzeństwo zginęli tragicznie w pożarze ich domu. Kamyk był wtedy z kumplami na jakimś wyjeździe. Gdyby nie to pewnie też by wtedy zginął. Teraz mieszkał razem ze swoim wujostwem i kuzynką niedaleko mnie...
Odwróciłam się i ruszyłam dalej. Gdzieś tu powinna być już Marta. Ona zawsze była pierwsza na takich imprezach. Waldek przychodził ostatni i zazwyczaj był też ostatnim, który opuszczał imprezę. Kiedy wychodziłam z domu widziałam, że w jego pokoju wciąż paliło się światło i z pewnością nadal tam jeszcze był.
– No nareszcie jesteś! – Usłyszałam krzyk Marty.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i objęłyśmy się na powitanie. Kiedy się wypuściłyśmy ktoś do nas podszedł. Spojrzałyśmy na niego i natychmiast rozpoznałyśmy Kubę Sobańskiego. Chłopak wyraźnie był już nieco podchmielony. Zerknęłam na Martę. Dziewczyna stała nieruchomo wpatrując się w gospodarza imprezy. Najwyraźniej wcale nie przestał jej się podobać. Ogólnie to był całkiem przystojny z tymi swoimi jasnymi włosami i zielonymi, dużymi oczami, ale zdecydowanie nie w moim typie.
Chłopak wyciągnął w naszą stronę rękę, w której trzymał puszkę z bitą śmietaną. Okazuje się, że niektórzy nie uczą się na błędach. Spojrzałyśmy na siebie z Martą, a on zapytał:
– Chcecie?
Pamiętając tragedię ostatniej imprezy jednocześnie pokręciłyśmy głowami. Kuba wzruszył na to ramionami i odszedł mamrotając:
– Nie to nie. Nawet nie wiecie, co tracicie.
Odprowadziłyśmy go wzrokiem, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
– Ciekawe, że jeszcze mu się nie znudziło! Jestem pewna, że na kolejnej imprezie też będzie latał z tą bitą śmietaną i wciskał ja wszystkim dookoła! – Marta pokręciła głową z rozbawieniem. – Idziemy zatańczyć?
– Pewnie! – Pokiwałam głową. Odwróciłam się, by odłożyć kubek z sokiem gdziekolwiek i wtedy zauważyłam wśród tłumu Wiktora. Rozmawiał o czymś z Oskarem Matusiewiczem. Wyglądało na to, że całkiem nieźle się dogadywali.
Odłożyłam kubek na najbliżej stojący regał i podążyłam za Martą w miejsce, gdzie było trochę więcej przestrzeni i już sporo osób tańczyło. Po drodze niemal wpadłyśmy na Waldka i Judytę. Przyszli jednocześnie.
– Już jesteście? – Marta uśmiechnęła się do nich. – My idziemy tańczyć. – Złapała mnie za dłoń i pociągnęła dalej.
– Spoko, ja muszę się czegoś napić. – Judyta ruszyła dalej. Waldek jeszcze przez chwilę patrzył na mnie i Martę, po czym ruszył za Judytą.
– Ja też.
Dotarłyśmy wreszcie na prowizoryczny parkiet i zaczęłyśmy tańczyć. Koło nas było sporo osób. Niektórzy dość mocno wstawieni ostentacyjnie się obściskiwali, inni całkiem kulturalnie tańczyli. Zauważyłam Justynę Basińską i Krzyśka, jej chłopaka, wtulonych w siebie. Gdzieś niedaleko kręcił się też Aleksy Kowalewicz rozdarty między dotrzymywaniem towarzystwa najlepszemu kumplowi, Kamykowi, a jego kuzynce, do której robił maślane oczy... Co za gość. Podkochiwał się w niej od wieków i nadal jeszcze nie powiedział jej o swoich uczuciach...

CZYTASZ
Twój V
RomanceRoksana jest zwykłą nastolatką i jej życie też jest zwykłe. Tak przynajmniej jej się wydaje. Do czasu, kiedy pod koniec drugiej klasy liceum zaczyna dostawać listy od tajemniczego adoratora, który podpisuje się tylko jedną literą. V. Dziewczyna ma t...