012

11 4 4
                                    

Okolice miasta Bangor, zachodnia Walia
Listopad, rok 2025

***

Potarłam dłonie o siebie, próbując w jakiś sposób je rozgrzać. Jednak to było dość trudne, gdyż ognisko, przy którym siedziałam, już się praktycznie dogaszało, a my nie mieliśmy już czym w nim palić. Cholera, mogliśmy jednak przeszukać ten stary magazyn, który napotkaliśmy po drodze, ale jak zwykle posłuchaliśmy Aiden-a, który kategorycznie zakazał tego robić. Nie wiem, co w niego wstąpiło, pewnie bał się powtórki z wydarzeń, jakie mnie spotkały, kiedy to ja okradałam magazyn Cienistych w Anglii.

Obok mnie przy ognisku siedział jeszcze Samuel i oczywiście Aiden. Lily i Isabella spały w sąsiednim pokoju. Znajdowaliśmy się w jakiś starym domu, według mapy, jaką udało się nam znaleźć po drodze, byliśmy jakieś dziesięć kilometrów od miasta Bangor, w zachodniej Wali. Nie spodziewałam się, że kiedyś wrócę do tego kraju. Niby był to tylko kilkudniowych wyjazd na wakacje z rodzicami, nic specjalnego w zasadzie.

Na dworzu szalała wichura, a dokładnie to śnieżyca. Sypie tak już od kilku dni, co bardzo mam utrudnia podróż. Naszym celem jak na razie jest dostanie się do portowego miasta Holyhead, skąd ukradziony łódź i popłyniemy nią na wyspę Man. Jednak teraz na chwilę obecną musieliśmy przeczekać śnieżycę.

- Cholera, jak tu zimno...-mruknął pod nosem Michael, który właśnie się do nas dosiadł.

Patrzyłam się na niego z lekkim niepokojem w sercu. Nadal pamiętam, co mi powiedział w Luton miesiąc temu. Od tamtego czasu nie odzywałam się ani do niego, ani nawet do Isabelli, przez co zaczęła się o mnie martwić. Najbardziej chyba martwiła się o mnie Lily, bo do niej też z jakiegoś dziwnego powodu przestałem się odzywać. Bałam się po prostu. Bałam się tego, że Michael może zrobić im krzywdę, jeśli go nie posłucham. Wiem, że wydaje się to dość głupie, ale w tym świecie wszystko może się wydarzyć, nawet to, co wydaje nam się na początku durne i niedorzeczne.

- Tylko zobaczcie, co znalazłem...-dodał po chwili Michael, wyciągając butelkę z jakąś cieczą.-Stała w kuchni, była dobrze ukryta, pewnie właściciel chciał ją zachować na czarną godzinę. A tak to, pozostawił ją nam.

- Pokaż to...-powiedział Aiden, po wziął butelkę o chłopaka i jej się dobrze przyjrzał.-Kurwa, przecież dziesięcioletnia whisky. Aż dziwne, że ten koleś, co tu mieszkał, ją tutaj zostawił...

- To co, pijemy?-zapytał go Michael.-Bo ja bym się tam napił.

- Możemy... Ale bez Kate. Ona nie może pić alkoholu, jak dobrze mi wiadomo...-odparł Aiden, patrząc się na mnie.

Westchnęłam głośno, po czym dosłownie wyrwałam butelkę whisky z dłoni Aiden-a, by następnie ją otworzyć i wypić spory łyk. Poczułam się po tym znacznie lepiej.

- Pojebana ty jesteś czy co?!-zawołał Aiden, zabierając ode mnie butelkę.-Pamiętasz, jak ostatnio się schlałaś, jak cię Chris uziemił?

- No i co z tego?-zdziwiłam się.-Chris-a tutaj nie ma, a ty nie musisz mi mówić, co mam robić. Nie jesteś moim rodzicem, Aiden.

Aiden nie odpowiedział, tylko wstał i podszedł do okna. Samuel też po chwili wstał i podszedł do Aiden-a, by z nim przez chwilę na osobności porozmawiać. Przy ognisku zostałam ja i Michael, nie odzywając się do siebie. Po chwili nie mogłam wytrzymać siedzenia w tej ciszy, więc wstała i poszłam zobaczyć, co u Isabelli i Lily. Kątem oka jednak zauważyłam, że wzrok Michael śledził każdy mój krok, co mnie zaniepokoiło.

Wchodząc do drzwi pokoju, w którym dziewczyny spały, poczułam dreszcz. Przez ostatni miesiąc nie odzywałam się do nich, tak więc nie wiedziałam, jak one zareagują. Wzięłam głęboki wdech, po czym otworzyłam drzwi i weszłam do środka pokoju. Lily jeszcze spała, a Isabella siedziała na krześle tuż obok łóżka dziewczynki. Po chwili odwróciła się w moim kierunku, zapewne usłyszała, jak wchodzę.

Pandemic: The path of revengeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz