Rozdział 10

13 3 0
                                    

Emily.

"Emily, wybacz mi. Nigdy nie chciałem zaciągnąć cię do łóżka ani wykorzystać... Naprawdę polubiłem cię bardziej. Przez tyle miesięcy wiele mi pomogłaś w życiu, dzięki tobie nie popadłem w swoje problemy, to ty trzymałaś mnie przy życiu... Ale muszę przemyśleć kilka spraw, wybacz mi, że przez pewien czas nie będę się odzywał."

Przeczytałam te słowa jeszcze raz. Potem telefon wypadł mi z rąk, lądując na krawędzi łóżka. Gorące łzy napłynęły do moich oczu, jakby to był sygnał do odblokowania wszystkich emocji, które tak długo starałam się trzymać na dystans. Czułam ciężar każdego słowa, każde z nich przeszywało mnie jak ostrze. Nie sądziłam, że to wszystko może skończyć się tak nagle, jakbyśmy nigdy naprawdę nie zaczęli.

Ale na co mogłam liczyć? On kochał kogoś innego... To ja byłam tą drugą, tą, która miała pomóc mu uciec od jego problemów.

Z ciężkim westchnieniem otarłam oczy i podniosłam się z łóżka. Musiałam się ruszyć, wyjść z domu, jakoś pozbierać myśli, zanim te słowa całkowicie mnie przygniotą. Słońce, które widziałam przez okno, nie miało dla mnie żadnej siły pocieszenia. Zeszłam na dół, zamykając za sobą drzwi, klucz obracał się w zamku, jakby zamykał pewien rozdział mojego życia.

Barcelona, jak zawsze, tętniła życiem. Ulice wypełnione były dźwiękami porannych rozmów, stukotem obcasów i szumem miejskiego zgiełku. Ludzie spieszyli do swoich obowiązków, dzieci biegały z uśmiechami po skwerach, a słońce, choć jasne, wywoływało we mnie dziwną pustkę. Miasto było piękne, jak zawsze, ale dziś czułam się, jakby to wszystko działo się poza mną, jakbym była obserwatorką, a nie częścią tego tętniącego życia.

Szłam do pracy, choć każdy krok wydawał mi się cięższy od poprzedniego. Głowa była pełna wspomnień, jak kalejdoskop przeplatających się obrazów. Pierwsze spotkanie w Paryżu, gdy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo jego obecność odmieni moje życie. Wspólna kolacja, niekończące się rozmowy, kiedy każda wiadomość sprawiała, że czekałam na więcej. Pamiętałam nasz wyjazd do Budapesztu, jego wizytę w Barcelonie... Każdy z tych momentów teraz przeszywał mnie niczym ból.

W końcu dotarłam do sklepu, próbując zająć myśli czymkolwiek, co nie było wspomnieniem o nim. Ale nawet praca nie dawała mi ukojenia. Gdy podniosłam ciężką zgrzewkę pomarańczy, poczułam nagły, ostry ból w nadgarstku. Pudełko wysunęło mi się z rąk, a owoce rozsypały się po podłodze, tocząc się w różnych kierunkach. Zaklęłam cicho pod nosem i schyliłam się, próbując pozbierać pomarańcze, kiedy nagle poczułam, że ktoś mi pomaga.

-Chyba potrzebujesz pomocy, señorita?  – usłyszałam głos nad sobą, a kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę. Pochylał się, podając mi jedną z pomarańczy, a na jego twarzy widniał łagodny, ciepły uśmiech. Miał czarne, błyszczące oczy, które zdawały się wyrażać więcej, niż by chciał. Jego krótko przycięte, ciemne włosy idealnie współgrały z gęstą, przystrzyżoną brodą, a oliwkowa skóra i wyraziste rysy twarzy przyciągały spojrzenie. Typowy Hiszpan – elegancki, ale z nutą nonszalancji, której nie sposób było nie zauważyć.

-Dziękuję – odpowiedziałam, biorąc od niego owoc, czując, jak coś we mnie drgnęło.

-Nie ma za co. Widzę, że nie masz dziś najlepszego dnia. -  – Jego głos brzmiał ciepło i empatycznie, a ja poczułam, że mimo wszystko, jego obecność zaczyna mnie uspokajać.

-Tak, to chyba delikatnie powiedziane.  – Uśmiechnęłam się słabo, próbując opanować chaos w sobie.

-Może to banalne, ale czasem wystarczy uśmiech, żeby dzień był lepszy.  – Rzekł, wręczając mi kolejną pomarańczę. 

From friendship to love. (Jednotomowa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz