Rozdział 17

4 2 0
                                    

Theo.

Aron i ja staliśmy przed wejściem do areny w centrum Barcelony, wciągając w płuca gorące, wrześniowe powietrze. Wokół nas roiło się od ludzi – każdy o innym wyglądzie, każdy z innymi ambicjami, ale wszyscy zmierzali w jednym kierunku: ku arenie, by udowodnić swoją wartość. Czułem w powietrzu napięcie, przyspieszone tętno i energię, której brakowało mi od dawna. Próbowałem nie patrzeć na twarze mijanych osób, wciąż koncentrując się na nadchodzących starciach. I wtedy ją zobaczyłem.

Emily. Była z mężczyzną – wysokim, przystojnym, typowo hiszpańskim z wyglądu. Miał ten pewny siebie uśmiech i swobodę, która świadczyła o tym, że zna swoją wartość. Emily wyglądała przy nim na pewną, rozpromienioną, i to wystarczyło, bym poczuł dziwny dreszcz zazdrości. Stałem obok Arona, próbując wyrównać oddech i uspokoić galopujące myśli, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się z naszymi.

– Theo! – zawołała Emily, unosząc rękę w powitalnym geście.

Z trudem zmusiłem się do odpowiedzi, lekko unosząc kąciki ust.

– Emily – rzuciłem, a moje spojrzenie powędrowało ku mężczyźnie obok niej.

– To jest Raul – powiedziała, jakby tłumacząc. Raul wyciągnął rękę, a ja uścisnąłem ją mocno, nie spuszczając z niego wzroku. Miałem wrażenie, że mierzy mnie wzrokiem, próbując odkryć, kim jestem i jakie mamy wspólne sprawy.

– Theo, tak? Emily sporo o tobie mówiła – powiedział z lekkim uśmiechem. Było coś prowokującego w jego tonie.

– Ciekawe – odpowiedziałem chłodno. – Widzę, że jesteście gotowi na turniej.

– A jednak – Raul uśmiechnął się szerzej. – Jestem jednym z zawodników. A ty?

Poczułem narastające napięcie. Każdy z nas był pewny swojej wartości, swoich umiejętności, i wiedziałem, że jeśli dojdzie do starcia, obaj damy z siebie wszystko.

Znalazłem się na ringu naprzeciwko Raula, w samym centrum areny wypełnionej krzykami i oklaskami. Światła reflektorów odbijały się od jego ciemnych oczu, które teraz wbijały się we mnie z pełnym skupieniem. Przez ułamek sekundy nie słyszałem nic poza własnym oddechem, miarowym i spokojnym, choć w środku gotowałem się na pełną wymianę ciosów. Raul nie zamierzał odpuszczać, a ja nie zamierzałem przegrywać.

Gdy zabrzmiał pierwszy gong, obaj rzuciliśmy się do akcji. Raul zaatakował szybko – jego pięść przemknęła obok mojej głowy, a ja ledwie zdążyłem zrobić unik. Miał dobrą technikę, sprawne ruchy i precyzyjne ciosy. Czułem, jak przez moje ciało przepływa adrenalina. Skupiłem się, pozwalając sobie wejść w ten stan umysłu, w którym liczyło się tylko przetrwanie i kolejny krok.

Zacząłem obserwować, szukać jego słabości. Szybki krok w bok, unik, i znów atak, tym razem celny – uderzyłem go w bok, a on odskoczył, ale z uśmiechem, który mówił: „to nie wszystko, na co mnie stać". Wydawało się, że to tylko rozbudziło jego ambicję. Odpłacił serią szybkich uderzeń, zmuszając mnie do obrony.

Kiedy nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały, wiedziałem, że dla niego to coś więcej niż tylko zwykła walka. Był pewien siebie, ale nie próbował dominować. To nie było aroganckie, ale raczej jakby mierzył swoje siły z równym sobie przeciwnikiem. Każde nasze starcie wywoływało eksplozję emocji w tłumie, a ja z każdą chwilą czułem, jak narasta we mnie energia i siła.

Pod koniec kolejnej rundy zauważyłem lukę w jego obronie. Był szybki, ale nieco zbyt przewidywalny w swoich ruchach. Wykorzystałem moment, wypuszczając serię ciosów – jeden trafił w jego bark, drugi w żebra, a trzeci powalił go na kolana. Sala zamarła, a Raul podniósł głowę z cieniem zaskoczenia, zmieszanego z podziwem.

From friendship to love. (Jednotomowa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz