Był środek nocy. Stałam na opustoszałej ulicy, której nie poznawałam, choć jej budynki wydawały się podejrzanie znajome. Rozejrzałam się. Nie było nikogo. Nic się nie ruszało, ale mimo to miałam wrażenie, że nie jestem sama. Czułam na sobie czyjś wzrok, jakby ktoś obserwował mnie zza rogu, kryjąc się w cieniu. Mój oddech z sekundy na sekundę stawał się płytszy, jakby coś ściskało mi płuca. Z ogromnym trudem zrobiłam krok do przodu, a potem kolejny. Dźwięk moich kroków odbijał się echem od budynków. Gdy rozejrzałam się ponownie, zobaczyłam sylwetkę mężczyzny. Stał wyprostowany, a jego ręce opuszczone były wzdłuż ciała. Stał kilka metrów ode mnie, a jego ciemny płaszcz poruszał się lekko na wietrze. Czułam, jak jego spojrzenie prześliznęło się po mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, kim jest, ale serce zabiło mi szybciej gdy dostrzegłam jego twarz. Znałam go.
Mężczyzna powoli zrobił krok do przodu. Latarnia zamigotała, a światło odbiło się od metalowego przedmiotu w jego dłoni. Jego twarz skrywała cień, więc nie mogłam dostrzec jego błękitnych oczu, ale doskonale czułam na sobie ich ciężar.
Próbowałam coś powiedzieć, wyciągnąć rękę w jego stronę, ale głos uwiązł w gardle, a moje ruchy paraliżował strach.
Zmrużyłam oczy, a serce przyspieszyło jeszcze bardziej.
Pistolet.
Mężczyzna zatrzymał się tuż przede mną. Jego oczy były puste, bez śladu emocji a palec powoli nacisnął spust.
Huk strzału rozdarł ciemność.
Zerwałam się z łóżka, dysząc ciężko. Czułam, jak pot ścieka mi po skroni, a mokre włosy kleją się do czoła. Serce nadal waliło jak szalone, choć wiedziałam, że to był tylko koszmar. Chwyciłam za telefon i spojrzałam na ekran. Godzina 4:15. Odruchowo przetarłam oczy, czując, jak powieki ciężko opadają, choć wiedziałam, że nie zasnę ponownie. Gdy wstałam z łóżka, poczułam nieprzyjemny chłód pod stopami. Nie wsunęłam jednak nóg w kapcie tylko od razu ruszyłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Kranówka była lodowata, co sprawiło, że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Przyłożyłam naczynie do ust i wypiłam kilka kolejnych łyków. Odruchowo spojrzałam na pusty kawałek ściany, na której jeszcze nie dawno wisiał obraz, następnie zerknęłam w stronę drzwi.
Cień przemknął w krawędzi mojej widoczności, jakby ktoś obserwował mnie z oddali. Serce znów zabiło mi szybciej. To musiała być moja wyobraźnia, wywołana stresem i niepewnością. Ale w moim wnętrzu narastała panika.
Zapaliłam światło. Zmrużyłam oczy, próbując powoli przyzwyczaić je do jasności, następnie otworzyłam szufladę i wybrałam największy nóż kuchenny jaki był w mieszkaniu. Przeszłam przez korytarz, otwierając drzwi do każdego pomieszczenia. Czułam, jak serce za moment wyskoczy mi z piersi, gdy zaglądałam do każdego zakamarka. Każdy cień wydawał się podejrzany, jakby cała przestrzeń nagle nabrała innego, nieznanego mi wymiaru. Odgłos mojego przyspieszonego oddechu odbijał się echem w pustym mieszkaniu.
Wszystko było w porządku...
Odłożyłam nóż na blacie i wróciłam do salonu. Opadłam na kanapę chowając twarz w dłoniach. Czułam się głupio, że dałam się tak ponieść swoim lękom. Może naprawdę powinnam udać się na terapię? Ostatnie tygodnie były szalone, a stres w pracy i dziwne spotkania z Collinsem tylko pogłębiały ten chaos. Podniosłam wzrok, wpatrując się w ciemność za oknem. Światła miasta migotały niczym gwiazdy, a noc wydawała się nie mieć końca. Ponownie skierowałam wzrok na puste miejsce po obrazie, a moje myśli krążyły wokół Collinsa. Czy mój koszmar ma mnie przed nim ostrzec? Może to było ostrzeżenie, jakieś głębsze przesłanie mojej podświadomości?
CZYTASZ
ALICE GREEN
RomanceMłoda architektka Alice Green, zawsze uznawana za wzór, znalazła się w świecie, gdzie każda decyzja może być jej ostatnią. Kiedy otrzymała zlecenie od tajemniczego i groźnego Williama Collinsa, jej życie zaczęło zmieniać się w nieustanną walkę o prz...