Rozdział 7. Urodziny

104 16 7
                                    

          Po powrocie do mieszkania od razu wyczułam napięcie w powietrzu. Emily wyglądała na lekko spiętą i przytłoczoną sytuacją w naszej kuchni, która wyglądała jeszcze gorzej niż wcześniej.

-Zamówiłam catering. - stwierdziła jak tylko dostrzegła moją obecność. -Jak jeszcze raz przyjdzie mi do głowy gotowanie, uderz mnie proszę w głowę. - dodała zmywając lukier z podłogi.

- Gdyby tylko to zboczyła moja babcia... -przyjaciółka pokręciła głową.- ona leżałaby na tej podłodze ze śmiechu.

To prawda. Znałam babcie Emily, bo często się nami opiekowała gdy jej mama była w pracy. To właśnie ona zaraziła Emily, miłością do gotowania, staruszka miała zdecydowanie rękę do gotowania w porównaniu do mojej przyjaciółki, Oprócz tego pani Elizabeth miała ogromną cierpliwość do naszych wybryków oraz ogromną pogodę ducha. Pamiętam ją zawsze uśmiechniętą z ogromem humoru. Emily była jej oczkiem w głowie. Na samo wspomnienie smaku jej pierogów z jagodami zrobiło mi się ciepło na sercu.

Nie czekając na zaproszenie zabrałam się do pracy. Emily porządkowała kuchnię i salon, ja zajęłam się dekorowaniem tortu oraz układaniem zamówionych potraw na półmiskach. Na zakończenie zostało nam tylko nadmuchanie balonów. Siedząc na podłodze z kolorowymi balonami wokół, odetchnęłyśmy z ulgą, czując, że najtrudniejsza część przygotowań jest już za nami. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy i próbowałyśmy międzyczasie nadmuchiwać ich jak najwięcej, a balony stopniowo wypełniały przestrzeń jaskrawymi kolorami.

Wstałam i rozejrzałam się po salonie.

-Wygląda na to, że wszystko gotowe...No prawie wszystko. -Stwierdziłam zerkając na przyjaciółkę, która we włosach nadal miała lukier.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie wyglądam dobrze? – zachichotała.- Masz rację, biegnę pod prysznic. - odpowiedziała, poprawiając ostatni balon, który nieco się przekręcił, następnie ruszyła w kierunku łazienki.

          Przejrzałam swoją szafę, starając się znaleźć coś, co będzie odpowiednie na dzisiejszy wieczór. Wybrałam czarną sukienkę, która przypominała elegancką oversizową marynarkę. Usiadłam przed lustrem i nałożyłam makijaż. Delikatnie podkreśliłam oczy i dodałam odrobinę koloru na usta, swój dekolt i nadgarstki spryskałam ulubionymi perfumami. Nie lubiłam mocnych makijaży, zawsze ceniłam mimo wszystko naturalność. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce obok lustra i zaczęłam przeglądać powiadomienia. Wśród dostępnych osób na portalu społecznościowym wyświetlił się profil Luke'a. Moje serce zadrżało. Luke czy to byłeś ty tamtej nocy? Czy byłbyś w stanie mnie skrzywdzić? Zacisnęłam powieki starając się zapanować nad chaosem myśli.

- Alice?- usłyszałam głos przyjaciółki. Otworzyłam oczy i jeszcze raz zerknęłam na telefon, tym razem sprawdzając godzinę. Niedługo powinni zjawić się pierwsi goście. Gotowa na przyjęcie udałam się do pokoju Emily, która kończyła się szykować, zapinając ostatnie guziki swojej bluzki.

- Jak wyglądam? Nie mam już lukru we włosach?- spytała poprawiając przy tym swoje włosy.

- Wyglądasz świetnie, jak zawsze. -odrzekłam, próbując wyciszyć umysł i chociaż na chwilę uporządkować wewnętrzny natłok myśli.

- Myślę, że gdyby nie inny kolor włosów wyglądałybyśmy jak siostry.- Emily wyszczerzyła do mnie swoje idealnie białe zęby.

Czasami naprawdę chciałabym mieć taki optymizm jak moja przyjaciółka. Ona potrafi podejść do każdej sytuacji z uśmiechem, nawet jeśli wszystko idzie niezgodnie z jej planem. Patrząc na nią, zastanawiam się, jak udaje jej się zachować taką lekkość, kiedy ja potrafię zamartwiać się najmniejszym szczegółem. Jej wiara w to, że wszystko ostatecznie się ułoży, jest wręcz niesamowita.

ALICE GREENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz