Rozdział 11. Dla twojego bezpieczeństwa

82 8 7
                                    

        Zakryłam usta dłońmi, próbując stłumić odruchowy krzyk. Po kręgosłupie przeszedł mi lodowaty dreszcz, którego chłód przeniknął aż do kości.

-Bomba?- zapytałam tak cicho, jakby mój głos mógł ją w każdej chwili aktywować.

William spojrzał na mnie z surowością w oczach, a jego szczęka zacisnęła się z taką siłą, że napięte mięśnie wyraźnie rysowały się pod skórą.

- Oszukujesz!- pisnęłam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej, a głos ledwo wydobywał się z gardła- tak jak z tym, że zemdlałam w parku!

Jego szczęka była nadal bardzo napięta i nie drgnęła ani na moment. Mężczyzna lustrował sytuację z chirurgiczną precyzją. Sprawnym ruchem wyciągnął telefon i pokazał ekran, na którym widniało zdjęcie ładunku wybuchowego umieszczonego na jednej ze ścian nośnych w garażu podziemnym. Obraz był wyraźny i przerażający, metalowe zwoje kabli, wystające przewody i niepokojąco znajome urządzenie, które mogło wybuchnąć w każdej chwili.

Pod zdjęciem widniał podpis:

„Zagrajmy w grę. Spróbuj wyjść z budynku, nie aktywując ich. Jedyna twoja zła decyzja i..."

Każdy oddech przychodził mi z ogromnym trudem, jakby powietrze było gęstsze niż zwykle. Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, a łzy spływały niekontrolowanie po policzkach.

- Czy my nie powinniśmy jak najszybciej opuścić budynku?- spytałam starając się zatrzymać drżenie brody.

- Nie wyjdziemy, dopóki nie będziemy pewni, że jest bezpiecznie. Każdy krok może być ostatnim - powiedział, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu, na którym wciąż widniało zdjęcie bomby.

Z trudem przełknęłam ślinę, czując, jak zimny pot spływa mi po plecach. Nie mogłam się ruszyć, choć wszystko we mnie krzyczało, żeby uciekać i jak najszybciej opuścić to miejsce.

- A teraz skup się i rób dokładnie to, co ci powiem- powiedział przenosząc swój lodowaty wzrok z telefonu na mnie - jeśli chcesz oczywiście wyjść stąd cała.

Wytarłam łzy z policzków, starając się odzyskać odrobinę kontroli nad sobą, i posłusznie skinęłam głową.

- Widziałaś kogoś, wchodząc do budynku? Czy ktoś się kręcił w okolicy?

Zamrugałam, próbując zebrać myśli, wciąż zbyt roztrzęsiona, by od razu odpowiedzieć.

- Ochroniarz był przy wejściu - dodałam szybko, próbując przypomnieć sobie szczegóły- Ale poza nim... nikogo innego nie widziałam.

William zmrużył oczy, jakby analizował każde moje słowo.

- Czy on coś mówił? Zachowywał się... normalnie? -spytał, tym razem tonem, który był bardziej stanowczy niż wcześniej.

- Nie, szykował się chyba do wyjścia.

Mężczyzna skinął głową, po czym wyciągnął telefon i przyłożył go do ucha. Jego twarz przybrała jeszcze bardziej skoncentrowany wyraz, jakby każda sekunda rozmowy była kluczowa. Widziałam, jak jego oczy błyskawicznie przeskakują z jednego punktu na drugi, analizując każdy szczegół.

- Tak. W garażu. Nie wiem. Podejrzewam, że kierowca któregoś z gości zostawił to gówno. Tak. Możemy zejść schodami? Rozumiem- jego głos był zimny i pozbawiony emocji- Sprawdźcie jeszcze raz wszystkie możliwe wyjścia. Musimy mieć pewność, że nic nie zostało przeoczone. Ja tak jak ustaliliśmy zejdę do garażu.

Miałam wrażenie, że z każdą sekundą rozmowy jego pewność siebie rośnie, a ja, stojąc obok, czułam rosnące napięcie. Po zakończeniu rozmowy, William odłożył telefon i spojrzał na mnie.

ALICE GREENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz