Rozdział 4. Kubek z napisem Arizona

79 14 2
                                    

                     Jak każdego ranka zaparzyłam sobie kawę w moim ulubionym kubku z napisem Arizona. Grafika i kolory są już lekko starte i wyblakłe, ponieważ mam go od czasów jak tato, zabrał mnie w podróż kamperem po Ameryce. Zawsze jak się widzimy, wspominamy tamte wakacje i różne historie z nimi związane. Ulubioną taty opowieścią jest jak zmęczona chodzeniem w parku Yellowstone, mała Alice usiadła tyłkiem wprost w mrowisko. Brr na samą myśl zaczęła swędzieć mnie skóra. Ja natomiast wspominam chwilę grozy, jak skończyło nam się paliwo na Pustynii Mojave. Do dziś pamiętam panikę w oczach taty, jak nasz kamper odmówił mu posłuszeństwa i po prostu zatrzymał się na środku pustkowia. Wyglądało to dokładnie jak z filmów o westernie: czytaj pusta przestrzeń, nasz kamper i kłąb kurzu, który popychany jest przez wiatr. Mimo, że tata się nigdy nie przyznał i zawsze mówi, że miał zapas paliwa, to ja wiem swoje. Na nasze szczęście tą samą drogę wybrali Luke i jego tata Johnny, którzy również podróżowali kamperem a widząc machającego z daleka mężczyznę na środku pustyni, zatrzymali się i nam pomogli. Tata tak bardzo polubił się z Johnnym, że od tamtej pory podróżowaliśmy razem. W trakcie naszej podróży okazało się, że tata Luke'a tak jak mój jest świeżo po rozwodzie co jeszcze zacieśniło nasze więzi. Bardzo dobrze wspominam tamte wakacje, pełne różnych przygód, zabaw, ognisk oraz oglądania gwiazd do późna. Każdego wieczora chciałam zobaczyć więcej spadających gwiazd od Luke.a, co kończyło się zasypianiem na kocu. Następnego dnia zawsze magicznie budziłam się w kamperze, w swoim łóżku. Gdybym tylko mogła, choć na chwilę, chciałabym móc cofnąć się w czasie i znowu być tą małą beztroską Alice. Z Lukiem już nie mamy co prawda takiego kontaktu jak kiedyś, jednak mamy dla siebie ocean dobroci. W święta Bożego Narodzenia czy urodziny zawsze wymieniamy się życzeniami. Obserwujemy siebie też na social mediach i mimo, że zmieniliśmy się nie do poznania, Luke nadal ma tą iskrę w oku jak za dzieciaka -wieczny marzyciel i łobuz. Z tamtego wyjazdu mogłabym napisać książkę pod tytułem „Wakacje Marzeń (Jeśli Lubisz lubisz niespodziewane zwroty akcji)". Uśmiechnęłam się szczerzę do siebie, lustrując jeszcze raz napis na moim kubku.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie nagłe walenie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w ich stronę.

Nacisnęłam na klamkę, uchyliłam drzwi i ku moim oczom ujrzałam postać Patricka.

Przewróciłam oczami.

- Cześć, jest Emi?- spytał nerwowo obracając co chwilę głowę w kierunku korytarza.

- Spadaj Patric!- prychnęłam nie kryjąc irytacji.

- Jest w pracy?

- Zgaduję, że tak, jak z resztą prawie każda n o r m a l n a osoba w poniedziałek o tej porze..

- Idealnie.- rzucił, popychając mnie i przekraczając próg drzwi.

- EJ! Nikt nie pozwolił ci tu wejść!- pisnęłam.

- Ja nawet nie pytałem o pozwolenie. Wezmę kilka swoich rzeczy i uciekam.

Ten typ definitywnie należał do mojej czarnej listy. Ze wszystkich sił pchnęłam go tak, że znowu zajmował miejsce na korytarzu przed drzwiami do mieszkania.

- Wynocha Patrick.- powiedziałam już bardziej opanowanym, chłodnym tonem.

- Uważa Alice, bo...

Nie dałam mu dokończyć zdania.

-Bo co?!- krzyknęłam już tak zirytowana, że sąsiadka z piętra uchyliła delikatnie drzwi od swojego mieszkania.

- Panienko Alice, czy wezwać policję? -spytała lekko zachrypniętym głosem kobieta.

Dokładnie lustrowałam twarz mężczyzny. Nie znałam go dobrze więc nie wiedziałam do czego jest zdolny, czy byłby w stanie zrobić mi krzywdę.

- Nie, dziękuje pani Adams.- powiedziałam najłagodniej jak potrafiłam. - Słuchaj, jeżeli w tym mieszkaniu są jakieś twoje rzeczy. Przyjdź jak Emily będzie w mieszkaniu. Koniec kropka.

ALICE GREENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz