༻Rozdział ósmy ༺

2 2 0
                                    

pov:Rose

Dzisiaj miała do mnie przyjść Vivienne.
Specjalnie z tej okazji zrobiłam sernik truskawkowy.
Moi rodzice też są w domu. Zapewne przez pół godziny będą pytać Vivi o oceny, a potem mnie porównają do niej. Coś czuję, że to będzie ciężki weekend. Chociaż oni po południu mają imprezę firmową u taty w pracy, to może nie zdążą nawet... mam nadzieję.

Domofon zadzwonił. To Vivienne.
Szybko się poprawiłam w lustrze i z sercem prawie w gardle zbiegłem na dół.
Przed domem stała Vivienne. Ta Vivienne White.
Ubrała się w granatowe dzwony i marynarkę w zielono-czerwoną kratkę, oczywiście od Vivienne Westwood. Do tego miała jakieś czerwone martensy i zwykła torbę.
-Długo nie musiałam czekać - zaczęła oczywiście dodając swój cyniczny uśmiech. Nie odpowiedziałam jej na to. Nie wiedziałam co.
Gdy przekroczyłyśmy próg przedpokoju, moi rodzice już stali w drzwiach z milionem pytań. A to coś o ocenach, a to coś o zainteresowaniach. Nie mogłam tego dłużej znieść. Poprosiłam, więc czy możemy już zająć się tym co trzeba.
Po chwili ja i Vivi weszłyśmy do mojego pokoju.
Mój pokój był tym co chowałam w środku. Wszystkie meble były białe i wyglądały jak z poprzedniej epoki. Było dużo plakatów moich ulubionych zespołów i piosenkarzy.
Wszędzie były lampki w kształcie gwiazdek. Pościel była biała w drobne różyczki.
- Słuchasz Cigarettes After Sex?- zapytała.
-Tak, to mój ulubiony zespół -odparłam zmieszana.
-Też ich czasami słucham - powiedziała uśmiechając się. Ten uśmiech, którym teraz zostałam obdarowana był inny niż poprzednie. Ten był taki... prawdziwy i przyjazny?
Nie wiem jaki był, ale wiem, że przyspieszył mi puls, więc musiałam się czymś zająć.
-To co przygotowałaś? - zapytałam.
-Otóż przyniosłam blok, zwykły i kolorowy. Mam też kilka informacji na temat synapsy.

Po kolei zaczęła wyjmować wszystkie rzeczy z torby.
-Jeśli byś potrzebowała, to przygotowałam ciasto i sok. Możesz się poczęstować jeśli będziesz miała ochotę -oznajmiłam, na co ona się do mnie uśmiechnęła.
-No więc synapsy mogą być elektryczne i chemiczne.
-Tak, elektryczne to te, gdzie impuls przechodzi bezpośrednio z jednego neuronu do drugiego przez połączenia jonowe. To może zapiszemy na komputerze i się wdrukuje? Co ty na to? -zaproponowałam.
W sumie, to fajnie i przyjemnie się z nią pracowało. Jest naprawdę inteligentna i bystra. Ma dość duży zasób wiedzy. Aż poczułam się głupia w jej towarzystwie.

***

-Rose... - zapytała pod koniec naszego spotkania. Nigdy wcześniej nie używała mojego imienia. Zawsze byłam albo kujonką, albo prymuską. Ten ciągły kontakt wzrokowy z nią doprowadzał mnie do onieśmielenia.
-O co chodzi?
Stałyśmy już u mnie przed domem. Miała wracać do siebie. Referat był już gotowy do zaprezentowania.
-Bo wiesz... - spuściła wzrok. - do Iron Crew dołączy nowa osoba. Konkretnie Sue Morozova, taka jedna w niebieskich włosach z klasy geograficznej -znowu wróciła spojrzeniem do mnie. -fajnie by było gdybyś przyszła.
Moje serce jakby na chwilę przestało bić. To było takie urocze.
-Max też pewnie będzie, więc nie będziesz sama.
-Jasne, przyjdę - powiedziałam pewnym siebie głosem.
-Okej. Dziękuję za dzisiaj. Do zobaczenia wieczorem Rosie.
Odprowadzałam wzrokiem jej sylwetkę.
Dziwnie się przy niej czułam. A zwłaszcza gdy nazywała mnie po imieniu, czułam jakieś motylki w brzuchu.
Gdy znalazłam się w pokoju, wpisałam w wyszukiwarkę:
,, Jeśli spodobała się dziewczyna dziewczynie ale nie jest lesbijką. To kim ona jest? "

Biseksualna.
Czyli jestem biseksualna?

***

Zawsze byłaś ideałemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz