༻Rozdział osiemnasty༺

3 2 0
                                    

pov:Rose

Nie wiem dlaczego wtedy to zrobiłam.
Brakowało mi takiej bliskości z nią.
Nie wiem tylko, co mi strzeliło do głowy, że wybrałam akurat taki sposób.
Dalej byłam myślami przy tym co zrobiła Yuki.
Dlaczego jej nie wyrzucili ze szkoły po tym?
Przecież to można podpiąć pod próbę gwałtu!
Dalej czułam ten obrzydliwy dotyk w niektórych miejscach. Na myśl o tym wpadałam w atak paniki. Dlaczego ja wtedy nie byłam w stanie niczego zrobić?
Ona mi się wydała silniejsza ode mnie. Pamiętam, że byłam wtedy taka wystraszona, że nie potrafiłam niczego zrobić. Nie tylko to było dla mnie zastanawiające.
Czy powinnam to wyznać Vivienne?
Nie wiem czy mam tyle odwagi.
-Tajemnice, które mam skryte w sercu są trudniejsze do ukrycia niż myślałam... - pomyślałam.
Nie potrafię jej sobie od tak odpuścić. Ciągle bym chciała się na nią patrzeć lub pewnego dnia pocałować bez żadnych wyrzutów sumienia.
-Chcę po prostu być Twoja, Vivienne. Twoja i tylko i wyłącznie Twoja.
Skąd we mnie tyle poezji?
Nie wiem.
Skupmy się może na tym co się dzieje tu i teraz?
Patrząc na to, że siedzę aktualnie na francuskim, to może wypadałoby się tym zająć?
Nie wiem, co mnie wtedy natknęło, żeby odwrócić się do tyłu i spojrzeć na nią.
Nie mogłam się powstrzymać. Nie dało się na nią nie patrzeć. Była taka piękna.
Nawet nie wiem kiedy ona również spojrzała na mnie. Nie trwało to długo.
Po chwili Viv odwróciła wzrok.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
Miała być muzyka.
W międzyczasie podbiegł do mnie Tony.
-Witaj ym... Rosie Smith, prawda? - zapytał.
-Tak, a czego potrzebujesz?
-Organizuję u siebie w domu Sylwestra. Chciałabyś wpaść?
-Jasne, pewnie... czemu nie?
-No dobra. Jesteśmy umówieni u mnie na 20.00.
-W porządku.
-Dobra, cześć.
- No cześć.
Nie wierze. Ludzie zaczęli mnie gdziekolwiek zapraszać.
-Ruby? - spytałam.
-No?
-A ty przyjdziesz do Tony'ego?
- Oszalałaś? - odparła szatynką, unosząc brew.
-Noooo Bee - zaczęłam marudzić. - bo naprawdę mi tu zdziczejesz pewno dnia.
-Przecież ostatnio i tak przesiedziałam całą imprezę na podwórku - rzuciła Rubie, przyglądając się książkom w bibliotece. Zawsze była zainteresowana tylko poezją. - dobrze wiesz, że nie lubię hucznych imprez i miejsc.
-Ja też nie lubię - zauważyłam. - no ale od czasu do czasu można wyjść, prawda?
Miałam wrażenie, że ona w ogóle mnie nie słucha.
Postanowiłam odejść.
Chodziłam pomiędzy regałami szkolnej biblioteki.
Nagle usłyszałam jakieś, mlaskanie?
Nie wiem jak to nazwać. Może odgłos całowania się? Kto to mógł być?
Był to... Tony i.... Max Crawley?!
To są chyba jakieś żarty.
Od kiedy Max gustuje w chłopakach?
Przecież do niedawna płakał przez Vivienne...
Max stał oparły plecami o regały.
Tony Winter stał przed nim i podpierał się jedną ręką o regały.
Dlaczego oni takie rzeczy musieli robić akurat w bibliotece? I to jeszcze w szkole?
Nagle zaczęła mi się przypominać fala nieprzyjemnych wspomnień z Yuki.
Łzy napływały mi do oczu.
Dlaczego ona mi to zrobiła?
-Rose Smith? - usłyszałam znany mi, dyplomatyczny głos. Sophie Winter.
Ta Sophie, która chyba w ten weekend została dziewczyną Charlesa.
-Wychodź stąd, bo się spóźnisz na lekcje.... - przerwała. - chwila. Ty płaczesz?
Zakryłam twarz dłońmi.
- Coś się stało? Mogłabym ci jakoś pomóc?
-Przypomniałam sobie o tym co Yuki zrobiła - oznajmiłam, po czym zaczęłam płakać dwukrotnie bardziej.
-Posłuchaj Rose, dzisiaj doszły mnie słuchy, że prawdopodobnie wyrzucą Yuki ze szkoły. Nie musisz już się martwić. Ja wiem, że to jest ciężkie, ale musisz być silna i pokazać tej całej Tanace, że nic nie jest w stanie ciebie zburzyć - mówiła Sophie, zupełnie w taki sposób jakby właśnie głosiła mi jakiś morał. - nie wiem jeszcze kto będzie sekretarzem. Wiem, że ciebie kiedyś nie lubiłam i bywałam wredna - wspomniała Sophie. W tle wybrzmiał dzwonek na lekcję. - ale uważam, że to ty nadawałabyś się na tą funkcję.
-Naprawdę tak uważasz? - zapytałam z niedowierzaniem.
-Naprawdę, Rose. Jesteś odpowiedzialna i zadania wykonujesz systematycznie. Masz dobrą renomę wśród nauczycieli, a przede wszystkim, masz poparcie zarówno moje, jak i Ruby i wydaje mi się, że nie tylko my tak uważamy.
-Ale Lucy? Ona mnie wyśmiewała i inni też... - wspomniałam.
-Rzeczywiście, ta cała faka hejtu na ciebie była winą zazdrosnej o ciebie Lucy, ale widzisz... znam taką osobę, która naprawiła twoją opinię wśród innych uczniów.
-Kto to taki? - zapytałam zaciekawiona.
-Vivienne.
Zrobiłam  ,, wielkie oczy".
Naprawdę Vivienne mówi na mój temat dobre rzeczy?
Na myśl o tym zrobiło mi się  ,, ciepło na sercu".
Uśmiechnęłam się do Sophie i ona delikatnie do mnie.
-Rosie?
- O, witaj Val - zaczęła Sophie.
-Rosie, dlaczego cię nie ma na lekcji? Zostałam wysłana, żeby cię poszukać.
-A wiesz, porozmawiałam trochę z Rosie - zaczęła Sophie. - uważam, że powinna wystartować w wyborach na sekretarza.
-Też tak uważam - odparła  Vivienne puszczając do mnie oko.
-Zrób plakat wyborczy na jutro. Najlepiej zrób ich kilka - poradziła mi Sophie.
-No dobra, dobra. Już na lekcję wracamy - przerwała znudzona Viv.
Kiedy Sophie się oddaliła, postanowiłam o coś zapytać Vivienne.
-Naprawdę uważasz, że bym się nadawała do samorządu szkolnego?
- Oczywiście, że tak - odparła Vivienne, cynicznie się przy tym uśmiechając. - na pewno zagłosuję na ciebie.
-Dziękuję.
-A to za co?
- Sophie mi powiedziała, że podobno się dobrze o mnie wypowiadasz.
-A czemu miałabym źle się wypowiadać? - zapytała, utrzymując swój uśmiech.
-No bo ja przecież jestem zwykłą kujonką, jak to ty i Lucy jakiś czas temu mówiłyście.
-Przepraszam Rosie. To ona puściła o tobie taką opinię. Ja po prostu cię wtedy nie znałam.
- W porządku. Ważne, że wszystko się wyjaśniło - odparłam, uśmiechając się do niej. - jeszcze raz ci dziękuję.

Zawsze byłaś ideałemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz