༻Rozdział pierwszy ༺

9 6 0
                                    


pov: Rose

Obudziłam się ponownie o trzeciej w nocy tylko dlatego, że musiałam się pouczyć. Wszystko by było fajnie, gdyby nie to, że zgubiłam poczucie czasu i nagle z trzeciej zrobiła się siódma rano. Cztery godziny rycia biologii na pamięć.
Było za późno bym mogła zjeść jakieś śniadanie, więc po prostu założyłam moje pastelowo różowe Converse'y i wybiegłam z domu by się nie spóźnić do szkoły.

Mieszkałam w jednej z londyńskich szeregówek z czerwonej cegły.
Na szczęście moja szkoła była dwie przecznice dalej, więc nie spóźniłam się.
-No wreszcie jesteś -krzyknął Max.
Max i jego siostra bliźniaczka -Ruby -byli jedynymi moimi znajomymi. Inni ludzie ze szkoły po prostu mnie nie lubili, bo uważali mnie za zwykłą kujonkę. Z tego właśnie powodu byłam wyzywana przez rówieśników, na szczęście znalazły się osoby, które chciały od czasu do czasu ze mną porozmawiać lub się spotkać, dzięki czemu nie czułam się aż tak samotna.
-Przepraszam was, ale się zaczytałam- odparłam rozkojarzona.
-A ta jak zwykle od rana wkuwa tą biologię. I co ci to daje weź ty mi powiedz? -pytał Max z cwanym uśmiechem za twarzy.
-Byś sobie już darował te teksty-wtrąciła się Ruby z głową wklejoną w telefon.
Była tak zajęta swoim telefonem, że za jej czarnymi włosami nie było widać jej twarzy.
-A weź, ty też jakąś kujonką jesteś - odpowiedział na co jego siostra spiorunowała go swoim chłodnym spojrzeniem. -W ogóle ostatnio na treningu jeden z chłopaków mówił, że widział Vivienne całującą się z jakąś laską w bibliotece...
Po tych słowach po prostu parsknęłam śmiechem. Vivienne? Lesbijką? Niemożliwe.
Przecież tyle chłopaków -w tym Max Crawley- zawsze się za nią uganiało.
-A ty się jeszcze z niej nie wyleczyłeś braciszku? -zapytała Ruby otwierając swoją szafkę.
-Żartujesz sobie? Zamierzam jej to w końcu wyznać!
-Nie drzyj się na pół korytarza pajacu -syknęła Ruby, poprawiając swój dziadkowy sweterek- wszyscy cię słyszą.
Po chwili zauważyłam, że do szafek obok przyszły wspominana Vivienne i jej przyjaciółka Lucy.
-O proszę! -zaczęła zaczepiać nas Lucy. - są i moje ulubione kujonki! Jak tam uczyłyście się pewnie od północy, co?
-Ha, pewnie już wszystkie książki na pamięć potrafią! - dodała Vivienne, poprawiając swoje brązowe kłaki.
-Są bardziej dziecinne i żałosne niż myślałam- pomyślałam.
Najlepsze było to, że ten palant - Max- ciągle tylko stał i się szczerzył zamiast ustać w naszej obronie. Nienawidziłam ich, a najbardziej Vivienne. Jak można być taką wredną pizdą? W dodatku, jak działa ten wszechświat, że taka Vivienne White dosłownie się NIE UCZĄC dostaje same świetne oceny, a ja ryjąc podręcznik od niewiadomo której nad ranem nie? Ona mnie po prostu denerwowała.
Ten jej durnowaty uśmieszek, te ciągle noszenie biżuterii od Vivienne Westwood, te jej niebieskie oczy, te jej skórzane kurtki. To wszystko było związane z nią i to wszystko mnie irytowało. Tak samo nie zanosiłam tej całej Lucy. Puszczalska pizda. A obydwie były tak samo tępe.

Nie wiem nawet kiedy okazało się, że Ruby sobie gdzieś poszła, zostaliśmy tylko ja i Max. Nawet te dwie szmaty gdzieś sobie poszły. Ta zazdrość o oceny Vivi zjadała mnie od środka. Najgorsze było to, że moja matka i mój ojciec za każdym możliwym razem porównywali mnie do niej. Bo to ona była uczennicą z najlepszą średnią na koniec pierwszej klasy, a nie ja. Za każdym razem gdy przynosiłam gorszą ocenę dostałam z całej siły po twarzy. Często podczas nauki płakałam przed tymi książkami z wiedzą, że jeśli nie będzie oceny celującej to skończę z siniakiem na policzku.
Nikt o tym nie wiedział. Nikt nie wiedział o tym co przeżywam i co się dzieje u mnie w domu.

***

Pierwszą lekcją była biologia. Była to jedyna lekcja na której nie widziałam Vivienne, po prostu gdzieś uciekła, zapewne zapalić. I bardzo dobrze. Przez te ciągłe porównywanie i wyzywanie z jej strony, po prostu ją znienawidziłam.
Tyle razy przez nią płakałam po nocach. To ona była zawsze lepsza, a nie ja.

-Panno Smith? Jest pani z nami? -zapytał profesor Brown.
-Tak? - lekko zmieszana, odwróciłam wzrok z okna na nauczyciela.
- To o czym rozmawialiśmy?
Byłam tak zajęta swoimi myślami i swoim światem, że w ogóle nie słuchałam.
-No dobrze, panno Smith, z czego składa się obwodowy układ nerwowy?
Na szczęście o tym ostatnio się uczyłam i znałam odpowiedź.
-Tworzą go: nerwy czaszkowe i rdzeniowe, które łączą się z ośrodkowym układem nerwowym z różnymi częściami ciała, przenosząc impulsy do i z ośrodków nerwowych -odparłam cytując definicję prosto z książki.
-No dobrze panno Smith, ale na przyszłość proszę nie myśleć o chłopakach tylko być z nami tu i teraz na lekcji.
Tak, jasne... ,, O chłopakach ".

***

-Rosie?
-Hm?
-Czy wszystko w porządku? -zapytał mój brązowowłosy przyjaciel, wpatrując się we mnie.
-Tak, tak, wszystko okej -zapewniłam go, lekko się uśmiechając.
-No nie wiem bo na lekcji totalnie odpłynęłaś- dodała jego siostra z pełną buzią makaronu.
Spuściłam wzrok na swój talerz, po czym odparłam: ,, Stresuję się szkołą ".
-Ale Rosie, masz dobre oceny, o co chodzi?- zapytał troskliwie Max, a Ruby bacznie mnie obserwowała swoimi ciemnymi ślepiami.
Westchnęłam.
-Nigdy nie będę idealna - pomyślałam.
-Po prostu przykro mi, że dzień w dzień jestem wyzywana. Mam wrażenie, że nikt mnie nie lubi. Wszyscy chodzą na imprezy... A ja? Siedzę w domu i gniję...
-Nie wiem, ja tam nie lubię ludzi - wtrąciła się szatynka. - za to lubię swoje towarzystwo.
-Wiesz Rosie? W weekend ma być impreza w klubie w centrum... Sophie ma urodziny.
-Ta nowa przewodnicząca samorządu? -zapytała Ruby.
-Tak, ta. I powiedziała, że mogę zaprosić kogo chcę, więc ja zapraszam was.
-Jak powiedziałam- lubię tylko swoje towarzystwo- nigdzie nie idę.
-A ciebie nikt nie pytał o zdanie kujonku, przyjdziesz Rose?
-A Vivienne będzie, tak? - zapytałam.
Sama tak naprawdę nie byłam pewna czy będę mogła w weekend rzucić szkołę w drugi kąt i pójść na jakąś imprezę do klubu.
-No a ty myślisz, że po co tam idę? By wyrwać Vivi - uśmiechnął się cynicznie.
- Jeśli Vivienne ma mózg, to się nie umówi z takim tłukiem jak ty - rzuciła pewnie jego siostra.
-Dobra, weź się zamknij -uciszył ją, lekko przy tym się uśmiechając. - To jak Rose, wbijasz?
-Hm... przemyślę... -odparłam.

Zawsze byłaś ideałemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz