༻Rozdział siódmy ༺

3 3 0
                                    

pov: Vivienne

Musiałam się umówić z landrynką gdzieś, aby ten projekt z biologii zrobić.
Stałam przy szafkach czekając na landrynkę, by ona na mnie nie musiała. Po chwili zauważyłam ją, była w beżowym płaszczu i w jakiś chyba białych kabaretkach, na których były jakieś róże i kokardki. Gdy zmieniła buty i zdjeła płaszcz, postanowiłam ją zapytać o referat, żeby zaraz nie mówiła:,, Sama musiałam wszystko robić! ".
- Ej ty - zagadałam, na co ona się odwróciła w moją stronę. -Kiedy robimy ten projekt czy co to tam?
-No nie wiem - westchnęła. - musiałybyśmy się gdzieś spotkać, u kogoś w domu czy coś - oznajmiła wyjątkowo spokojnie. Zawsze mnie atakowała, gdy cokolwiek do niej mówiłam.
Dziwnie się czułam mając z tyłu głowy ostatnie wydarzenia i mój wczorajszy sen.
-A wolisz w kawiarni, czy u siebie w domu albo może u mnie? -zapytałam.
-Ona wygląda jak anioł - pomyślałam. - nawet zachowuje się jak anioł. Może ona jest aniołem? W takim razie, ja bym była wcieleniem szatana.
-Możemy u mnie w domu -wypaliła.
Spojrzałam na nią cynicznie się uśmiechając.
Ona wyjęła ze swojej białej torby z milionem zawieszek, karteczki samoprzelepne. Oczywiście w odcieniu pastelowego różu, bo jakby inaczej?
Wyjęła długopis i coś zapisała na tej karteczce.
-Proszę bardzo.
Odeszła, a ja podążała wzrokiem za jej oddalającą się sylwetką.

"21 𝓦𝓲𝓵𝓵𝓸𝔀𝓫𝓻𝓸𝓸𝓴 𝓡𝓸𝓪𝓭, 𝓶𝓲𝓮𝓼𝔃𝓴𝓪𝓷𝓲𝓮 5.
𝓖𝓸𝓭𝔃𝓲𝓷𝓪 10.30. "

Okej.
Po chwili pojawiła się Lucy z Sophie i jej bratem u boku. Tony był jak zawsze ubrany w jakiś ciemnozielony sweter i jakieś hipisowskie kolorowe spodnie z jakimiś słońcami i innymi tęczami. Sophie oczywiście wystrojona jak nie wiem co. Dzisiaj założyła czarną spódniczkę ze złotymi guzikam i i białym cardiganem, również ze złotymi guzikami. Wszystko to pasowało do jej długich brązowych włosów. Zawsze się zastanawiałam: jak ona robi z tych włosów taką taflę?
Natomiast Lucy Daniels, jak zawsze wystrojona w bluzę z Adidasa i baggy jeans. Lucy miała krótkie jasnobrązowe włosy. Zawsze starała się podążać za modą, a języka w buzi to jej nigdy nie zabrakło.
-A co ty taka skołowana? -wypaliła ironicznie Lucy.
-O wow, ostatnim razem jak cię widziałam to się kołysałaś z prawej na lewą -odparłam.
Nagle usłyszałam jak coś wypadło mi na podłogę. To brzmiało jak... paczka fajek, którą miałam zawsze przy sobie.
W szatni było tyle osób. Jeszcze to wszystko musiało się stać w towarzystwie przewodniczącej samorządu uczniowskiego- Sophie Winter. Fanki historii inaczej.
-A co to za paczka papierosów? -krzyknęła. -Nie rozumiem was. Was mam na myśli ciebie Vivi - wskazała na mnie palcem. - i ciebie Lucy. Jak wy możecie sobie tak zdrowie psuć? A o tobie- spojrzała na Tony'ego. - to już nie wspomnę.

Palić zaczęłam jakoś w wieku trzynastu, może czternastu lat. Od tego czasu wpadłam po prostu w nałóg. Mój ojciec palił, babcia też paliła, to ja też musiałam. To w pewien sposób mnie uspokajało. Jednak, gdy nie dostawałam dziennej dawki nikotyny, to zaczynałam wariować.
-Dobra, wiecie co? Wy sobie róbcie co chcecie. Ja muszę pójść w tym momencie do pokoju samorządu. Muszę się rozmowić z Ruby. Cześć.
Odeszła.
Nie rozumiałam, po co ona robiła taki dramat z tego?
Udałam się z Lucy pod klasę. Pierwsza była chemia. Uwielbiałam chemię, bardziej niż biologię. Mogłam pójść do klasy chemicznej.
Zajęłam swoje miejsce w kącie sali, na ostatniej ławce w rzędzie od ściany.
- Witajcie kochani! - powitała nas radośnie profesor Jones.
Profesor Angela Jones to moja ulubiona nauczycielka. Zawsze jest pomocna i serdeczna dla swoich uczniów, a przede wszystkim umie wytłumaczyć chemię. Chociaż chemii samej w sobie nie lubię, tak z nią jest naprawdę ciekawa.
-Dzisiejszy temat to: Wpływ katalizatorów na szybkość reakcji chemicznych. Zapiszcie sobie w zeszytach.
O boże. Ale nudy.
W pewnym momencie wbiłam wzrok na siedząca w trzeciej ławce od okna Rosie.
Ona zaś, była zapatrzona w okno.
Dzisiaj była mgła i świeciło słońce.
Te światło, które dawało te połączenie, powodowało, że Rose naprawdę wyglądała jak anioł. W każdej sali, każdy siedział w pojedynkę.
Położyłam głowę na ławce, by móc lepiej ją obserwować.
Nie wiem Rosie, co ty w sobie takiego masz, ale chyba się zakochałam -pomyślałam, słuchając jak odpowiada na pytania zadawane przez profesor Jones. -Nienawidzę cię, a za razem lubię patrzeć jak się denerwujesz. Słodka wtedy jesteś...
Gwałtownie podniosłam głowę na myśl tego, co właśnie sobie pomyślałam. Miałam wrażenie, że moje policzki się właśnie palą.
Ale ja w ogóle jej nie znam. Żeby w kimś się zakochać, to trzeba go poznać...
-Ej Vivi - szepnęła Daniels, odwracając się do mnie.
-Czego chcesz?
-Chcesz zajść do biblioteki na przerwie na lunch?
Dobrze wiedziałam o co jej chodzi. Od czasu do czasu-nie wiem w sumie w jakim celu- całowałam się z nią gdzieś w ukryciu. Ale Lucy nie znała prawdy o mojej orientacji. Lucy Daniels była w 100℅ hetero, więc szczerze nie wiem po co ona to robiła. Mam nadzieję, że nie "dla fabuły". To by było żałosne.
-Nie.
-No czemu? -zapytała.
-Nie mam dzisiaj ochoty. Chcesz to możemy pójść gdzieś za szkołę zapalić -zaproponowałam.
-Niech ci będzie.
-Halo, halo? A o czym tam panienki na końcu dyskutują? - zagadała nauczycielka.
Cała klasa -w tym landryna- odwróciła się w naszym kierunku. Moje oczy znowu się spotkały z jej. Czułam jakby ktoś na chwilę wyciszył wszystkie moje zmysły. Liczyło się tylko jej spojrzenie.
-Daniels? White? -pytała. - Słucham.
-O nic pani profesor, już nie ważne -wybrnęła brunetka przede mną.
- Przepraszamy - dodałam.
-Dobrze, proszę mi więcej nie dyskutować, chyba, że ze mną na tematy chemii -oznajmiła i odeszła w kierunku tablicy.
Daniels znów odwróciła się w moim kierunku. Nie wiem jak ona mnie w ogóle widziała spod tych swoich czarnych, doczepionych mioteł. Po co sobie w ogóle doczepiać rzęsy? To tylko psuje cały wygląd.

Zawsze byłaś ideałemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz