W chwilach porażek, bólu i frustracji..

82 35 65
                                    

Siedziałam zgarbiona i wpatrywałam się, jak zabiera mi klucze. Wszystko we mnie krzyczało, że powinnam coś powiedzieć, może nawet zaprotestować, ale słowa same więzły się w gardle. Gdy silnik oznajmił, że gospodarz wyrusza, poszłam do góry po plecak, wzięłam wypracowanie, które Trixie zostawiła i wyszłam w stronę przystanku. Nie miałam ochoty iść na spacer, zwłaszcza że zbierało się na deszcz, a ja musiałam być zdrowa na trening.

Mijałam domy sąsiadów. Głowę miałam lekko pochyloną po to, aby uniknąć czyjegoś wzroku. Wstyd mieszał się we mnie ze złością, byłam wkurzona na siebie, na ojca, na całe to wszystko, co powinnam robić, a czego nie mogłam nawet wyrazić słowami. Przystanek był pusty, więc po prostu stanęłam tam i wpatrywałam się w szare niebo. Zastanawiałam się, ile jeszcze razy będę w stanie znieść, ile razy jeszcze będę się zmuszać, żeby udowadniać, że jestem...wystarczająca. Myślami byłam daleko stąd, szukałam pomysłu jak poradzić sobie z nadmiarem obowiązków i ambitnymi planami ojca. Nagle kątem oka dostrzegłam znajomą sylwetkę.

Rude włosy rozpromieniały dzień, a blade, podkrążone oczy i uginające się nogi uświadomiły mnie, że nie tylko ja zaczęłam źle poniedziałek.

– Hej, Vivienne! – wykrzyknął Ryan, zmęczonym głosem. Rówieśnik zamiast uśmiechu, miał lekki grymas.

Przez moment przeszło mi przez głowę pytanie, co on właściwie tutaj robi, ale od razu przypomniałam sobie, że należy do bractwa i pewnie Scott kazał mieć mnie na oku.

– Simon, co ty tutaj robisz? Czy Lucian nakazał cię mnie mieć na oku? – zapytałam.

Chłopak prychnął, wąskie usta młodzieńca uniosły się nieśmiało w górę, a rozgorączkowane oczy utwierdzały mnie w przekonaniu, że mężczyzna nie spał kilka dni.

– Moja babcia mieszka w okolicy. Na co dzień mieszkam w bractwie, ale wczoraj chciałem się u nich przenocować.. – oznajmił, przekonująco.

Nastała między nami niezręczna cisza. Nie miałam bladego pojęcia, jak poprowadzić dalej rozmowę, na szczęście rudy nie miał z tym żadnego problemu.

– Jak ci się podoba u nas? – rzucił, zerkając na mnie spod przymrużonych powiek.

W tamtej chwili wolałabym rozmawiać o pogodzie albo o mrówkach, które wychodziły z ukrycia. Owady zupełnie obojętne na nasze sprawy miały porządkowany świat, a ja patrząc na te małe stworzonka, czułam się jeszcze bardziej bezużyteczna.

– Nie podoba mi się i nie wiem, dlaczego do nich należysz. – warknęłam.

Byłam zaskoczona, że to powiedziałam na głos, ale nie mogłam przejść obok tematu obojętnie Irytowało mnie to, jak on i cała reszta tak po prostu akceptowali tamten świat, jakby to było coś normalnego.

Simon uśmiechnął się lekko, zielone oczy siedemnastolatka błysnęły rozbawieniem. Zachowywał się zupełnie tak, jakby znał moje myśli i odczucia.

– To długa historia – powiedział powoli, przerywając spojrzenie. – Ale kiedyś się dowiesz, w końcu jesteś dziewczyną Lidera. Nigdy bym nie pomyślał, że akurat ty zostaniesz Lady Bractwa.

Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Lady Bractwa Co to w ogóle miało znaczyć? Może jeśli się nie dowiem, to będę mogła udawać, że nie muszę być częścią tego wszystkiego.

– Ja też... Uwierz mi, ja też – mruknęłam, niezadowolona.

Kiedy podniosłam głowę, zauważyłam, że Simon trzyma coś w dłoni. Niewielka, przezroczysta torebeczka miała w sobie białe tabletki.

– Spróbuj – powiedział, wyjmując jedną z opakowania – Pomoże ci, kiedy masz za dużo na głowie. Wszyscy to biorą... Nawet Lider, chociaż nigdy ci tego nie powie.

Bractwo #1 Zbyt zniszczeni, by uwierzyć w miłość. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz