Rozdział 5.

3 0 0
                                    

Dzisiaj był dzień zakupów z Allison wstałam, o dziewiątej zaraz miałyśmy wyjeżdżając wiec ogarnęłam się i zeszłam na dół.

- Ooo, już jesteś co byś chciała zjeść na śniadanie?

- Cześć ciociu, zrobię sobie płatki z mlekiem - odparłam i poszłam usiąść do kuchni, która była bardzo ładna zastanawiałam się tylko skąd ciocia miała na to wszystko pieniądze.

- Ciociu... - zaczęłam niepewnie.

- Tak kochanie?

- Nie chce być wścibska, ale gdzie ty pracujesz, że masz tyle pieniędzy? - nie pewnie na nią zerknęłam, ale nie wyglądała na zdenerwowana tym pytaniem, a wręcz przeciwnie miałam wrażenie, że właśnie na nie czekała.

- Oh Destiny nie jesteś, pytaj o co tylko chcesz, tak naprawdę czekałam aż któreś z was o to zapyta - zaśmiała się.

- Pracuje w firmie Aarona jest w centrum Las Vegas. Zarabiam tam naprawdę duże pieniądze na stanowisku wice dyrektora - pokiwałam tylko głowa w znak zrozumienia i zaczęłam jeść moje wcześniej przygotowane śniadanie.

Po skończeniu jedzenia wstałam i udałam się na korytarz przy wyjściu z domu.

Ubrałam moje szare nike i wyszłam przed dom, który był naprawdę duży.

Ciocia już siedziała w swoim białym mercedesie i uśmiechała się do mnie, co również odwzajemniłam, nie potrafiłam się już do nikogo szeroko i przede wszystkim szczerze uśmiechnąć kiedyś tylko do jednej osoby się uśmiechałam teraz to już nie jest istotne, ale nadal boli.

Wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera i zapięłam pasy, musze kupić sobie samochód najlepiej szybki i sportowy. Skończyłam z wyścigami, ale zalążek wspomnień zawsze zostanie w moim sercu.

Gdy Allison wyjechała już na główną drogę pogrążyłam się w swoich myślach dzisiaj poznam Aarona i jego syna, mam nadzieje, że będziemy się w miarę dogadywać bo, nie wytrzymałabym tutaj kłócąc się z jakimś popaprańcem.

Cóż gdybym wtedy wiedziała, że za bardzo się dogadamy. Nie uwierzyłabym.

  Z rozmyślań wyrwał mnie głos cioci i to, że auto już się nie poruszało więc musiałyśmy dojechać na miejsce.

- Chodź słoneczko, idziemy kupić ci mnóstwo nowych rzeczy i suknie na dzisiejszy bankiet charytatywny - czyli na tym bankiecie miałam poznać Aarona i jego syna - pomyślałam.

Wysiadłam z samochodu cioci i ruszyłam za nią w kierunku sklepów i to nie byle jakich sklepów. Same drogie marki odzieżowe, czułam się tutaj dziwnie nie lubiłam wydawać dużo pieniędzy na ciuchy, wolałam drogie samochody i takie tam.
Choć od zawsze mogłam sobie pozwolić na dość droższe rzeczy nie wykorzystywałam i nie chwaliłam się przed innymi zamożnością rodziców. Żyłam naprawdę na wysokim poziomie, ale nikt w szkole nie wiedział o tym bo, wiedziałam na czym to polega.

Nagle miałabym, o wiele więcej znajomych i wszyscy chcieliby się ze mną kolegować. O nie, nie takich przyjaciół to ja nie chce, nawet Lucas nie wiedział w jakich warunkach mieszkam bo, on był pokroju tych wszystkich wścibskich i pchający nosa tam gdzie nie trzeba ludzi. Nie ma co go wspominać. To była pomyłka.

- Jaki to bankiet dokładnie? - zapytałam, gdy wchodziłyśmy do sklepu z wielkim wyborem sukni balowych.

- Zaprzyjaźniona firma z firmą Aarona organizuję właśnie ten, o to bankiet charytatywny na sprzęty dla osób niepełnosprawnych. Aaron ma firmę motoryzacyjną i wielką wystawę samochodów sportowych.

Moje oczy zaświeciły się gdy o, tym usłyszałam. Musze to zobaczyć. Już sobie wyobrażałam te wszystkie piękne auta obok siebie, piękny ryk silników i cudowny zapach benzyny i spalin. Wiedziałam, że polubię się z nowym wujkiem.

Ciocia widząc to zaśmiała się i znów zabrała głos.

- I tutaj przychodzę z niespodzianką. Aaron jak się dowiedział, że jeździsz w wyścigach niemal wypytał mnie na twój temat wszystko. Tak się zaangażował w wasz przyjazd, że pokochał cię jeszcze cię nie znając - zachichotała.

- Zawsze chciał mieć córkę - sarknęła.

Dziwne...

- Stwierdziliśmy, że dostaniesz od nas samochód. Taki przedwczesny prezent na osiemnaste urodziny żebyś miała czym jeździć tutaj do szkoły - oniemiała otworzyłam jeszcze szerzej oczy niedowierzając w słowa, które wypowiedziała moją ciocia.

- Ciociu, ale to za duży prezent naprawdę nie trzeba – to było nie do pomyślenia, że przyjedziemy tutaj z bratem i nie będziemy się trudzić z niczym.

- Ależ przestań nie taki duży, razem podjęliśmy decyzje jaki to będzie samochód i jakiej marki myślę, że będziesz zachwycona - odparła entuzjastycznie, a ja nadal nie dowierzałam. W dwóch krokach podeszłam do Allison i przytuliłam ją tak mocno jak nigdy dotąd.

- Dziękuje - wyszeptałam jej do ucha.

- Nie ma za co słoneczko, uszczęśliwianie ciebie i Noe'go to dla mnie czysta przyjemność jeszcze teraz, kiedy możemy sobie pozwolić na dużo więcej.

***

Po pięciu godzinach chodzenia po sklepach mam dość wszystkiego ciocia nie patrzyła na ceny brała wszystko co jej się podobało i dobrze na mnie leżało bez grama zawahania. W życiu nie miałam tylu ubrań co teraz. Z elektroniką tez się nie ograniczała i dla mnie i dla Noe'go kupiła najlepsze modele Iphonów jakie były. Tak samo z Ipadami i Applewatchami wszystko razy dwa. Nie mogłam patrzeć na cenę jaka widniała na paragonie, a cioci nawet nie mrugnęła powieka dalej szła uśmiechnięta od ucha do ucha powtarzając, że tyle to ona ma za dwa dni w pracy. Ceny w Apple'u mnie nie dziwiły bo, sama miałam z tego sklepu elektronikę, ale nie najlepszą. Cóż teraz miałam i najlepsze ciuchy i sprzęt, a do tego samochód nieznanej mi jeszcze marki.

Czułam się źle, że wydała na mnie tyle pieniędzy.

Wróciłyśmy do domu po piętnastej i poszłam się szykować na bankiet, który jest na osiemnastą. Ciocia powiedziała, że  pojedziemy po samochód, po bankiecie i tam przekażą nam jeszcze jedną niespodziankę.

Napomknęła jeszcze, że będę mieć trenera boksu nie mogło być lepiej.

Sukienkę kupiłam czarną z długim rękawem, dekolt ma w kształcie serca i jest do kostek opinająca całe ciało. Jest bardzo wygodna i bardzo ładna, chciałam moje zwykłe białe buty ale ciocia się nie zgodziła mimo mojego uporu nie potrafiłam się jej sprzeciwić i założyłam wybrane przez nią szpilki z Saint Laurent.

Założyłam złote okrągłe kolczyki i do lewego ucha u góry jeszcze dwa mniejsze ciągnące się rozmiarem od najmniejszego kółeczka po największe. I co najważniejsze mój naszyjnik od taty z samochodem wyścigowym z tyłu miał wygrawerowaną datę gdy pierwszy raz wygrałam wyścig.

27.07.2006

Destiny Or ChanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz