Rozdział 6.

2 0 0
                                    

W drodze na bankiet siedziałam na tylnym siedzeniu obok Noego, który był bardzo szczęśliwy z niewiadomych mi powodów. Jechaliśmy mercedesem cioci Allison. Zastanawiałam się jak to teraz będzie, czy polubię Aarona i jego syna czy wręcz przeciwnie.

Dzisiaj miałam zobaczyć swój samochód. Napewno będzie piękny wiem to bo, wczoraj przed snem sprawdziłam w Internecie firmę Aarona i były tam cudowne marki które mogłam podziwiać jedynie na zdjęciach, a teraz będę mogła je zobaczyć z bliska, a nawet usiąść i z tego co ciocia mówiła będę mogła sobie nimi pojeździć czyż nie mogło być lepiej.

- Nad czym tak myślisz - zapytał mój brat.

- O wszystkim. O tym jak teraz będzie wyglądało nasze życie - szepnęłam tak żeby ciocia nie zdołała usłyszeć naszej wymiany zdań.

- Moje będzie zajebiste i twoje również bo, już bez tego przychlasta Lucasa - rzucił rozbawiony na co uderzyłam go lekko pięścią w ramię też się śmiejąc.

- To napewno, ale bardziej mi chodziło, o życie na tak wysokim poziomie.

- O to się nie martw. Ciocia załatwiła mi taki dojebany samochód, że myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok jak pokazała mi zdjęcie. Też zobaczę go dzisiaj razem z twoim, ale mój przy twoim to będzie normalnie rower - Noe tak się podekscytował jak nigdy dotąd.

- Czyli Ty wiesz jaki będziesz mieć  samochód, a ja nie - oburzyłam się tak żeby ciocia też to usłyszała.

Spojrzałam na nią a ona uśmiechała się zadziornie nadal patrząc na drogę przed sobą.

- A co tobie nie powiedzieli? Ale przegryw  - zaczął się śmiać.

Bezczelny pomyślałam.

- Może ja nie wiem jaki będę mieć, ale za to twój przy moim będzie jak rower nie tak mówiłeś? - uniosłam brew w geście zwycięstwa w tę bitwę słowną i już nic się nie odezwał. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy aż dojechaliśmy przed wielką willę.

Bankiet nie był w domu Aarona, a jego wspólnika. Z opowieści cioci Allison dom Aarona był jeszcze większy od tego a, to co widziałam przed oczami było ogromne i ciągnęło się wzdłuż i wszerz.

- Chodźcie dzieciaki idziemy. W środku już czeka na nas Aaron. - Powiedziała ciocia.

Szłam z obojętną miną jak to na mnie przystało, za to Noe szczerzył się jak mysz do sera.

Ciocia zrównała z nami tępa i teraz szliśmy w równym rządku co chwila ktoś się witał z ciocią, ale mi to nie przeszkadzało przywykłam do dość dużych zgromadzeń. W końcu jak tata wygrywał wyścigi to też wszyscy się dookoła niego gromadzili i były ogromne tłumy.

Wchodząc do środka zauważyłam o wiele więcej osób niż na zewnątrz. W środku było ładnie jak na willę przystało, wnętrze było białe ze złotymi elementami. Nim się obejrzałam zmierzał w naszą stronę wysoki mężczyzna. Był przystojny, ale dla mnie za stary. Chociaż jak jest sam to może kto wie, podejdę do niego i zobaczymy co z tego będzie. Nim się obejrzałam Allison, która była tuż obok gdzieś zniknęła zerknęłam znów przed siebie na nieznanego mi mężczyznę i zauważyłam ciotkę u jego boku.

O kurwa to musi być Aaron, a ja... Ja pierdolę cofam te słowa nic od niego nie chce, i nie będę się koło niego kręcić. Jaka ja jestem głupia, zanim o czymś pomyślę upewnię się, że mam włączone logiczne myślenie.

Aaron tak przypuszczam ruszył w moją i Noe'go stronę, a zaraz obok szła Allison.

- Cześć Ty musisz być Noe prawda? - Zapytał i wyciągnął rękę do mojego brata na co on chętnie odwzajemnił gest i potwierdził przypuszczane słowa nowego jak mniemam wujka.

Destiny Or ChanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz