Prolog

2.2K 684 118
                                    

Maddox

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Maddox

Spoglądałem na dwie kobiety, które stały na mojej werandzie, i nie wiedziałem, czy zacząć się śmiać, czy od razu posłać je do diabła. Pomiędzy nimi stał fotelik samochodowy, w którym znajdowało się małe coś. Jakieś różowe zawiniątko, które nazywały moim dzieckiem.

Moje dziecko?! Przecież to kpina!

Miałem ochotę chwycić strzelbę i przegonić te wariatki. Czułem, że próbują mnie wrobić w jakąś grubą sprawę. Dwie niepozorne baby, dzieciak, a w rzeczywistości handlarze żywym towarem, porwanie...

Oczami wyobraźni widziałem, jak skazują mnie za współudział. Byłbym głupcem, zgadzając się na to, żeby zostawiły u mnie dziecko. Kim niby miałem zostać? Pośrednikiem? Czekać aż odbiorcy, jakkolwiek to brzmi, zgłosili się po zamówiony towar? Chryste, zaczynałem wariować...

– Może wejdziemy do środka i porozmawiamy na spokojnie? – zaproponowała jedna z kobiet.

– Ale nie ma o czym rozmawiać. Myślicie, że staniecie przed moimi drzwiami, oznajmicie, że od teraz mam zajmować się... Chryste, przecież to dziecko jest tak małe, jakbyście porwały je z porodówki! – podniosłem głos i wyjąłem z kieszeni telefon. – Wzywam gliny, więc dobrze wam radzę, zabierzcie stąd to... to dziecko – zawarczałem.

– Proszę bardzo, może oni pomogą nam się porozumieć.

– Porozumieć, do cholery?! Wmawiacie mi dzieciaka! – wybuchłem.

– Panie Reid – westchnęła druga kobieta. – Proszę nas wpuścić, zapowiada się na deszcz, a wolałybyśmy, żeby mała Cherry się nie przeziębiła.

– Nie wpuszczę was, póki nie otrzymam wyjaśnień. Nie mam pojęcia, kim jesteście, ani tym bardziej nie wiem, co robi tu to dziecko. To naprawdę kiepski żart, więc operator kamery może już wyjść z ukrycia. Udało się wam mnie nabrać – powiedziałem już mocno rozdrażniony.

– Jesteśmy pracownicami socjalnymi. Matką Cherry jest... była Aubrey Tally. Zmarła trzy tygodnie temu, przez... przedaw...

– Aubrey nie żyje? – przerwałem jej. Nie miałem z nią kontaktu od wielu miesięcy. Długo zbierałem się po tym, jak po prostu oznajmiła, że odchodzi, bo się zakochała... Myślałem, że tworzyliśmy zgodną parę, ale jej najwyraźniej czegoś brakowało.

Dla mnie ten rozdział był ostatecznie zamknięty. Choć jeśli wierzyć w to, co mówiły stojące przede mną kobiety, jednak nie do końca. Coś musiało je skłonić do tego, by zgłosić się akurat do mnie.

– Przykro nam z powodu pana straty.

Czy byłem chujem, nie czując żalu? Ludzie przecież umierali. Jakoś dotąd nie zastanawiałem się, czy wszystkie moje byłe żyją. A już tym bardziej nie myślałem o tej, która odeszła, bo uznała mnie za niewystarczającego.

– Nadal nie rozumiem, co niby ja mam z tym wspólnego – westchnąłem.

– Możemy wejść? – zapytały kolejny raz i wcisnęły mi w rękę jakieś legitymacje. Jeśli nie były podrobione, to rzeczywiście pracowały w opiece społecznej stanu Teksas...

– Dobrze – mruknąłem i wpuściłem je do domu. W pogotowiu jednak wciąż miałem w ręku telefon. Nie wyglądały na groźne, ale nie od dziś wiadomo, że najniebezpieczniejsi ludzie zwykle byli niepozorni.

Wskazałem im salon, a one wniosły tam fotelik i rozejrzały się z uwagą, jakby oceniały wystrój, albo przyszły na inspekcję sanitarną.

Usadowiłem się w fotelu i wskazałem im kanapę, nie spodziewając się, że wyciągną dzieciaka i zaczną rozbierać z różowych warstw materiału. Kiedy usłyszałem płacz, aż zazgrzytałem zębami. Zdecydowanie nie byłbym w stanie znieść tego odgłosu na dłuższą metę.

– Czyli to dziecko Aubrey – westchnąłem. – Nie powinno być jeszcze w szpitalu? Albo w jakimś innym miejscu, w którym przebywają sieroty?

– Cherry ma dwa miesiące – odparła jedna z kobiet i usiadła, trzymając na rękach dziewczynkę. Wcisnęła jej w buzię smoczek butelki i przeniosła spojrzenie na mnie.

– Dlaczego w ogóle ją tu przywiozłyście? To jakaś nowa forma informowania o śmierci obywateli? – zakpiłem.

– Widnieje pan w dokumentach jako ojciec Cherry, stąd nasza wizyta – odparła kobieta.

– Nie byłem z nią od wielu miesięcy – mruknąłem. – Musicie szukać dalej. Najlepiej w klubach nocnych, bo tam najchętniej przebywała. Nie poinformowała mnie o ciąży, a to oznacza, że nie jestem ojcem – dokończyłem twardo.

– Może pan zaprzeczyć ojcostwu na drodze sądowej. My działamy wyłącznie na podstawie dokumentacji, którą posiadamy. Na tę chwilę jest pan jedynym opiekunem prawnym dla Cherry.

– Nie... To niemożliwe... Ja... Nie, to niedorzeczne... Ja nie nadaję się na ojca.

***To teraz idę się urlopować 😈 Ponoć szły grube zakłady o to, jak długo wytrzymam 🤣 To sprawdzimy, jak długo Wy wytrzymacie 😈

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***
To teraz idę się urlopować 😈 Ponoć szły grube zakłady o to, jak długo wytrzymam 🤣 To sprawdzimy, jak długo Wy wytrzymacie 😈

No ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz