Rozdział 4

2.2K 741 198
                                    

Maddox

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Maddox

Przez całe swoje trzydziestopięcioletnie życie, nie doświadczyłem takiego gniewu ze strony matki. Nie zbeształa mnie tak, jak dzisiaj, nawet kiedy do domu przywiozła mnie policja. Ostatecznie zagroziła, że mnie wykastruje, połamie ręce i wyrwie język, jeśli nie sprowadzę tej pyskatej wiedźmy z powrotem. W ten oto sposób trafiłem tutaj, do salonu Suttonów, i słuchałem jak obrzuca mnie łajnem.

Kiedy pierwszy raz ją spotkałem, nie skojarzyłem, że to ich córka...

Czekałem aż odważy się odwrócić i spojrzeć mi w oczy tuż po tym, jak uznała, że jestem jej winien terapię. Nie wyobrażałem sobie, żeby miała przebywać pod moim dachem, ale znów, kurwa, nie miałem wyboru. Żadnej innej perspektywy. Miałem nóż na gardle.

– Nie przywykłem mówić do czyichś pleców, więc z łaski swojej...

– Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać – odburknęła i poderwała się z kanapy. Jej starzy natychmiast się ulotnili.

Odwróciła się do mnie przodem i wtedy od razu dostrzegłem, że jej policzki były mocno zaczerwienione. Miałem nadzieję, że ze wstydu.

– Czego tu szukasz? Wracaj do siebie i zajmij się swoim dzieckiem!

– Potrzebuję opiekunki. A ty... Masz dobre kwalifikacje – odparłem, starając się zachować spokój,  a jednocześnie profesjonalny ton. Wszak miałem ją zatrudnić.

Dziewczyna przybrała surowy wyraz twarzy i zmrużyła oczy. Te wyraziste, niepowtarzalne, niebieskie oczy... Chryste, gdyby mogła, to pewnie by mnie nimi zabiła. Może i trochę zasłużyłem, ale ona... Była ucieleśnieniem wszystkiego, czego nienawidziłem. Spóźnialska, opryskliwa, zbyt twarda jak na tak drobną kobietę. Nie miała w sobie za grosz pokory.

Na domiar złego, była zbyt piękna. Sam nie wierzyłem, że to przyznałem, ale musiałbym wydłubać sobie oczy, żeby tego nie zauważyć... Co gorsza, wszystkie te cechy, które zdecydowanie uważałem za wady sprawiały, że chciałem ją utemperować, sprawić, żeby złagodniała i się poddała. Jakby budził się we mnie drapieżnik, który pragnie pokazać, kto jest przywódcą cholernego stada.

Ja pierdolę...

Podwinęła rękawy, jakby przygotowywała się do bójki. Nie umknęło mojej uwadze, że odkryła kolorowe tatuaże na przedramieniu, a jej paznokcie były długie, szpiczaste i pomalowane, jakże by inaczej, na różowo. Naprawdę miałem dać jej pracę niani? Niby jak będzie zmieniać pieluchy? Podrapie Cherry tymi szponami!

Wycelowała we mnie jeden z nich i się zbliżyła, po czym wbiła go w moją pierś. Nie drgnąłem, choć w pierwszym odruchu miałem ochotę złapać ją za nadgarstek i skutecznie obezwładnić. Niestety, potrzebowałbym najprawdopodobniej knebla, bo zabiłaby mnie samym gadaniem. Próbkę swojej paplaniny dała, kiedy jeszcze nie miała pojęcia o moim przybyciu.

No ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz