Maddox
Patrzyłem tępo na dokumenty, które analizowałem od tygodni. Kogo miałbym teraz oskarżyć o fałszerstwo, skoro Aubrey nie żyje? Jak mógłbym udowodnić, że podpis na wniosku o ustalenie ojcostwa nie należy do mnie? Kogo powołać, komu zapłacić, by dowieść, że dziecko, które mi wciśnięto, nie jest moje? Spędzałem długie godziny nad podobnymi rozmyślaniami, obliczałem nawet, kiedy ostatni raz z nią spałem, ale ostatecznie nie poczyniłem żadnego kroku, żeby zamknąć tę sprawę i oddać dziecko opiece społecznej.
Po fakcie dowiedziałem się, że nie miały prawa przyjechać z nią do mnie i po prostu zostawić. Wszystko powinno odbywać się oficjalnymi kanałami, przez urzędników i najróżniejsze biura. Dopiero na końcu miałaby trafić do mnie. Te dwie socjalne idiotki postanowiły skrócić tę drogę, bo jak później się tłumaczyły, żal im było tak małego dziecka...
Tak naprawdę bałem się poznać wyniki badania. Czułem, że zrobiłbym z siebie idiotę, bo mimo wszystko istnieje prawdopodobieństwo, że Cherry jest moja. Coś jednak nie pozwalało mi się z tym pogodzić. Zwyczajnie nie nadawałem się na ojca, kompletnie tego nie czułem, nie miałem żadnego wyboru i szansy, by się z tym oswoić.
A teraz dodatkowo traciłem opiekunkę, która wyręczała mnie w tym całym gównie. Dosłownie...
Wyszedłem z mojego gabinetu i stanąłem w progu salonu, w którym Rose – niania Cherry – po raz ostatni, dawała jej śmierdzące mleko.– A nie moglibyście zamieszkać w okolicy? Podwoję ci stawkę – próbowałem kolejny raz przekonać ją, by nie rezygnowała z pracy u mnie.
– Mad – westchnęła. – Nie utrudniaj. Kocham Cherry, ale niedługo będę miała swoje dziecko. Poza tym, już kupiliśmy dom w Kalifornii.
– Znowu zaczynasz? – Za moimi plecami niespodziewanie stanęła moja mama. Przewróciłem oczami, bo odkąd tylko się dowiedziała o rezygnacji Rose, bezustannie namawia mnie na zatrudnienie córki jakiejś jej znajomej.
A ja zwyczajnie chciałem uniknąć rozmów o tym, że szukam opiekunki tylko na czas, w którym w końcu dowiodę, że to dziecko nie jest moje. To nie tak, że byłem bezdusznym gnojem, było mi nawet żal tej małej, ale po prostu nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji.
Jednocześnie nie robiłem niczego, żeby jakoś z tego wybrnąć.
– Potrzebuję kogoś zaufanego i dyskretnego – mruknąłem. – Kogoś, kto potrafi trzymać język za zębami.
– Nie unikniesz plotek. Sporo osób znało Aubrey, wiedzą, że byliście razem. Nikt nie jest głupi, synku. Byliście u lekarza, pamiętałeś o szczepieniu?
– Tak – potwierdziłem krótko, a na wspomnienie drogi powrotnej od lekarza, autentycznie mnie zemdliło.
Poszedłem tam na piechotę, bo Rose upierała się, że przyda się małej trochę powietrza. Sama miała coś do załatwienia, więc nie mogłem zrzucić tego na nią.
CZYTASZ
No Choice
ChickLitKiedy w progu domu Maddoxa stanęli pracownicy socjalni, był przekonany, że to jakaś zabawna pomyłka. Po ich wizycie jednak, już nic nie było takie samo, ponieważ nieoczekiwanie został ojcem... Ojcem małej dziewczynki, o której istnieniu nie miał poj...