Rozdział 6

2.1K 808 153
                                    

Maddox

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Maddox

Cztery godziny. Zero płaczu. Absolutna cisza.

Czułem, jakbym znów był w domu całkiem sam. Kusiło, żeby wyjść z sypialni, by sprawdzić, dlaczego jest tak spokojnie, ale zwyczajnie nie miałem na to siły. Z trudem przetrwałem półgodzinne negocjacje umowy małej Faith. Nie bardzo wierzyłem w jej przemianę, ale na tę chwilę byłem jej wdzięczny, że potrafiła choć przez ten krótki czas mówić cicho i mało.

Mimo mojej ograniczonej koncentracji, nie umknęło mojej uwadze to, że skróciła paznokcie i pozbyła się różowego lakieru. Ubrana była po prostu w najzwyklejszą bluzkę i luźne spodnie, włosy związała w warkocz. Nie miała żadnych pierścionków ani innej biżuterii. A to oznaczało, że naprawdę dobrze się zaznajomiła z umową i wszystkimi warunkami.

Przewróciłem się na bok i westchnąłem ciężko. Zamiast spać, analizowałem każdy jej ruch i słowo. Zarówno te, które padły wczoraj, jak i dzisiaj. Jak nazywała mnie idiotą, cholernym kaktusem. Już chyba wolałbym, żeby nazwała mnie kutasem. Wtedy przynajmniej wiedziałbym, jak to interpretować. Ale kaktus?

Dziś dla odmiany oficjalnie nazywała mnie panem Reidem. Jakby ktoś ją naćpał. Z drugiej zaś strony, było w tym coś pociągającego...

Po jej wyjściu z mojego gabinetu, jeszcze przez chwilę analizowałem umowę, którą ostatecznie podpisała. Była naprawdę młoda, ale jej kwalifikacje robiły wrażenie. Inne laski w jej wieku nie mogły pochwalić się nawet połową z tego. Liczne kursy, szkolenia. I to wszystko podczas studiów. Zdecydowanie była ambitna.

Ciekawe tylko, jak ci wszyscy ludzie, z którymi dotąd obcowała, byli w stanie wytrzymać. Jej niewyparzony język z pewnością potrafiłby wyprowadzić z równowagi nawet tybetańskich mnichów. A może jednak potrafiła się odpowiednio zachować, jeśli sytuacja tego wymagała? Dała dziś próbkę pokory i opanowania, więc to prawdopodobne. Nie, jej zachowanie z pewnością nie było prawdziwe. To kompletnie nie była ona.

Cholera, a może powinienem żądać zaświadczenia od psychiatry? Co, jeśli chorowała na schizofrenię albo borderline? Może stwarzała zagrożenie dla Cherry, a ja tak naiwnie powierzyłem tej blond wariatce opiekę nad nią.

Zerwałem się gwałtownie z łóżka, zwalczyłem zawroty głowy i wyszedłem z sypialni. Nadal nie było słychać nawet szelestu. Moja matka wyszła od razu, kiedy Faith została oficjalnie zatrudniona i przejęła małą, kucharka również ulotniła się jakiś czas temu, a sprzątaczka miała zjawić się po południu, kiedy wypadała godzina spaceru Cherry.

Najciszej jak potrafiłem, zszedłem po schodach. Maksymalnie wytężyłem słuch i szukałem wzrokiem jakichkolwiek śladów, które świadczyłyby o zagrożeniu. W końcu stanąłem w wejściu do salonu. Faith siedziała na kanapie i czytała coś szeptem, a Cherry spoczywała na jej kolanach, ale nawet nie zakwiliła. Dziewczyna miała na nosie okulary, jakby miało jej to dodać powagi.

No ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz