- 7 -

1.2K 184 21
                                    


Mason

Pomagam Josie założyć fioletową sukienkę, zaplatam jej włoski w warkocza i dodaję do fryzury po dwie spinki. Mała staje przed lustrem, robi piruet, oglądając się z każdej strony, po czym nagradza mnie dwoma uniesionymi w górę kciukami. Czuję się jak zdobywca Mount Everestu! Wychowywanie dziecka w pojedynkę wcale nie jest proste, jest tak wiele rzeczy, które lepiej wiedziałaby Hannah, niż ja. Kiedy pierwszy raz zmagałem się z przeziębieniem Josephine, prawie nie odstępowałem jej łóżka, nie wiedząc, czy po moim odejściu nie stanie się coś złego. Tuliłem do siebie rozgrzane przez gorączkę ciałko, głaskałem po pleckach, wycierałem nos i podawałem leki, co wspominam jak najgorszą męczarnię.

– Halo? Jest ktoś w domu?! – Moje przemyślenia przerwa głos ojca.

Biorę Josie na barana i kierujemy się w stronę holu, gdzie zastaję rodzinkę. Ależ się wystroili! Tata założył garnitur, mama swoją ulubioną, „wyjściową sukienkę", a Ji? A Ji po prostu przyszła w jeansach i bluzie, jak to ona!

– Jest nasz syn i nasza prześliczna wnuczka!

– Dziadziuś! – Josie wystawia dłonie, więc stawiam ją na podłodze i obserwuję, z jaką radością wita mojego ojca. – Czy to siwy włosek? – rzuca perfidnie, pociągając dziadka za kosmyk ciemnych włosów.

Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Nie mam pojęcia, skąd moje dziecko bierze takie teksty, ale czasami aż się zawstydzam, jak coś palnie w towarzystwie.

– Hej, bez takich żartów, młoda damo! – Tata grozi jej palcem, a potem pstryka nim czubek nosa Josephine.

– Zapraszam, wszystko jest już gotowe. – Gestem dłoni wskazuję jadalnie.

– Sam gotowałeś? – pyta mama, unosząc brew.

Ha! Czy ona naprawdę myśli, że zamówiłbym żarcie z restauracji?!

– Oczywiście! W końcu to domowy obiad, tak?

– Jestem z ciebie dumna, syneczku. – Rodzicielka składa na moim policzku całusa.

Wszyscy zasiadamy przy stole. Nakładam na talerz Josie porcję mięsa, ziemniaków oraz sałatki, choć wiem, że i tak nie zje nawet połowy porcji.

– Och, jest nawet deser! – Siostra z premedytacją odrywa kawałek ciasta czekoladowego i wsuwa go sobie do ust.

– Hej! Gdzie z tymi łapami! – karcę ją.

– Takie samo ciasto piekliśmy z tatusiem i Charlie! – wyjaśnia Josie.

Nagle zapada cisza. Rodzice patrzą na mnie zdezorientowani, a siostra unosi brew, jakby pytała bez słów; „Charlie? Kim u licha jest Charlie?". Cóż, wspomniałem o dziewczynie tylko ojcu, lecz po spojrzeniu mamy wiem, że podzielił się z nią tą informacją. Za to siostra nie wie nic i wolałbym, żeby tak pozostało. Jest tak samo ciekawska, jak moja córka. Teraz, kiedy temat Charlie wypłynął, nie da mi żyć!

– To moja przyjaciółka – oznajmia z dumą Josephine. – Razem w przedszkolu rysujemy, często mnie przytula i mówi jaka jestem słodka. Odwiedza nas prawie codziennie. Prawda, tatku? – pyta niewinnie, a ja czuję pierwsze uderzenie paniki.

To idzie zdecydowanie za daleko!

– Ach, tak? – Jillian podpiera łokcie na stole, brodę na dłoniach i wlepia we mnie to przeszywające spojrzenie. – Opowiedz nam coś więcej, braciszku. Jestem niezmiernie ciekawa twojej nowej koleżanki, o której do tej pory nie pisnąłeś nawet słowa.

– Nie ma o czym gadać – burczę, zapychając buzię mięsem.

– Josie? – Jillian przenosi pytanie na moją córkę. – Może ty coś opowiesz?

GDYBYŚ NIE ISTNIAŁAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz