Razem z moim synem udałam się do mojej sypialni. Usiedliśmy na łóżku i przytuliłam go do boku.
- Xavier... - Westchnęłam nie wiedząc jak zacząć rozmowę. - Wiesz, że odkąd dziadek zmarł ja muszę przejąć jego obowiązki. Obiecuje ci, że niedługo wrócimy do domu, ale teraz nie możemy. Grozi nam małe niebezpieczeństwo. Ale dopóki zostaniemy w rezydencji nic nam się nie stanie. Wiem, że będziesz się nudził, ale muszę powstrzymać nasze zagrożenie. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Ale nic ci się nie stanie? - Zapytał.
- Tak. Nic mi się nie stanie. - Przytuliłam go delikatnie mocniej.
- Mogę iść do Lissy? - Spytał, na co przytaknęłam głową.
Chłopiec wstał i wybiegł z pokoju, a zamiast niego wszedł tu mój mąż. Spojrzał na mnie zmartwiony i zamykając drzwi podszedł do mnie, po czym kucnął przede mną, załapał moje dłonie w swoje i spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał prześwietlić moją duszę.
- Co się stało? - Zapytał.
- Pokłóciłam się z Xavierem. Znów o to, że się nimi nie interesuje. Już nie wiem co robić Luca. - Powiedziałam, a po moim policzku spłynęła pierwsza łza. Mężczyzna usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem, ale nic nie mówił.
Wtuliłam się w jego tors i sama objęłam jego kark dłońmi, natomiast twarz ukryłam w zagłębieniu jego szyi. Kiedy poczułam na swoich plecach krople wody podniosłam się do siadu i spojrzałam na twarz mojego męża, który wycierał mokre policzki.
- Czemu płaczesz? - Zapytałam zaniepokojona.
- Widzę, że się wyniszczasz. Znów. Alicja niszcząc siebie, niszczysz mnie. Nie mogę patrzeć jak moja żona wraca do starych chorób, sprzed kilku lat. Zrozum, że nie jest to przyjemny widok. Proszę. Wiem, że zmarła najbliższa ci osoba, ale przynajmniej postaraj się spędzać choć trochę czasu z rodziną. Z dziećmi. Już nie mówię o mnie. Chodzi o dzieci. - Powiedział wstając i stając naprzeciwko mnie.
- Lucas. - Mruknęłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. - Przepraszam. - Zaszlochałam zanosząc płaczem.
- Misia. - Powiedział nieco poważniej i niżej. - Weź się w garść. Przedstawienie musi trwać. Ja też biorę się w garść i wychodzimy na scene jako król i królowa. A teraz - starł łzy z mojej twarzy - idziemy do dzieci.
- Nie. Lucas. Jestem już tak blisko znalezienia mordercy... - mężczyzna mi przerwał.
- To nie ma znaczenia. To nie twój interes. Ja i Will to dokończymy... - Tym razem aj mu przerwałam.
- Luca to ja myślę jak mój ojciec i to mi on zostawił wskazó...- Nie dokończyłam, za to wybiegłam z pokoju i pobiegłam do biblioteki. Otworzyłam klapę fortepianu, na którym nikt nie grał i zobaczyłam kartkę. Rozłożyłam papier i przeczytałam napis.
" To iluzja" - Nie rozumiałam o co chodzi, ale w tamtym momencie nie wiedziałam, że już nie długo mam to zrozumieć.
Schowałam kartkę do spodni i udałam się do kuchni. Była tam... Pustka. Pierwszy raz od kilku lat w kuchni byłam tylko ja. Jednak kiedy już byłam w połowie swojej kawy, do pomieszczenia weszła Anja, która wyglądała jakby ją piorun trafił.
- Cześć Anja. - Uśmiechnęłam się do niej wiedząc, że jest jej teraz jeszcze ciężej niż mi.
- Cześć. - Mruknęła i opadła na krzesło przy wyspie kuchennej.Od kiedy mieszkam w rezydencji, nigdy nie widziałam aby ona była tak smutna i zmęczona, żeby leżeć na blacie.
Podeszłam do niej i usiadłam obok.
- Anja, na pewno wszystko w porządku? - Zapytałam spoglądając jej w oczy.
- Nie. Życie mi się wali. Nie jestem gotowa zostać wdową w tak młodym wieku. Ala od zawsze traktowałam cię jak córkę, tak samo Vincent, ale proszę daj nam wyjść z rezydencji.
- Anja chciałabym, ale naprawdę nie mogę. Ktoś chce nas wszystkich powybijać. Zaczął od Vincenta, bo wiedział, że jest słabym punktem naszej rodziny. Szczególnie liczył na to, że ja się załamie i ty. Bo jeśli mamy się załamiemy nikt nie ogarnie nikogo i niczego. Pomożesz mi? - Wstałam u wyciągnęłam rękę w jej stronę. Ona ją chwyciła i również wstała. - Jesteśmy silne i nie poddamy się. Nie mówię tu o tym abyś totalnie nic nie pokazywała tak jak ja, ale staraj się żyć normalnie. Jakby Vincent dalej żył. - Przytuliłam ją i wyszeptałam jej do ucha. - Pójdź do Pearla.
- Idę. - Uśmiechnęła się do mnie szczerze i udała się do mojego brata.
***
Uśmiechnęłam się w duchu kiedy ramiona mojego męża objęły mnie w talii, a jego miękkie usta poczułam na włosach. Odwróciłam się w jego objęciach w jego stronę i tym razem uśmiechnęłam się do niego.
- Tony znalazł karteczkę. Powiedział żebyś do niego przyszła. - Patrzył na mnie z poważną miną.
- Jaką karteczkę? - Zapytałam, ale wiedziałam że chodzi o tą z fortepianu.
- Nie chciał nikomu pokazać i powiedział że da ją tylko tobie. - Pocałowałam go i wyszłam rzucając podziękowanie.
Zeszłam do salonu, w którym bliźniacy grali w strzelanki i kiedy mnie nie zauważyli zapukałam w blat stołu kawowego.
- Tony słyszałam, że masz coś dla mnie. - Powiedziałam lodowatym tonem. Mężczyźni spojrzeli na mnie i zastopowali grę. Facet do którego się zwracałam z spodni wyjął dwie kartki.
Jedna która poznałam od razu, a druga... Była mi nieznana. Podeszłam do niego i zabrałam z jego dłoni kawałki papieru. Od razu przeczytałam zawartość nowej kartki.
" Kiedy sytuacja się uspokoi przyleć na wyspę w Tajlandii."
Wróciłam do sypialni i zaczęłam przyglądać się kartkom. Nie wiedziałam skąd one się wzięły i kto je zostawił, ale byłam pewna jednego. To ma związek z moim ojcem...
CZYTASZ
Drugi tom- Nowa historia: Alicja Monet
FanfictionCo ja mam się tu rozpisywać. Zapraszam do drugiego tomu! Mam nadzieję że się spodoba! Miłego czytania!