W tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać czy mój ojciec aby na pewno nie żyje. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku że może on żyć.
Wieczorem do pokoju wszedł Lucas, a ja w tamtym momencie akurat wychodziłam z łazienki ubrana w moją piżamę gotowa do snu.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Cześć kochanie. - Uśmiechnęłam się do niego wypowiadając te słowa.
- Cześć. Jak się czujesz? - Zapytał przytulając mnie i poczułam na czole jego ciepłe usta.
- Dobrze. Możemy niedługo polecieć do Tajlandii? - Zapytałam patrząc mu w jego brązowe oczy.
- Oczywiście, ale nie jestem co do tego przekonany. - Odpowiedział. - A teraz wybacz lecz jestem cały spocony i chciałbym się wykąpać. - Wyminął mnie uśmiechając się i wszedł do łazienki.
Pokręciłam głową rozbawiona i udałam się do łóżka, aby po chwili zacząć się usypiać.
Kiedy w połowie już spałam poczułam jak materac obok mnie się ugina i ręce na talii.
***
Kilka dni później sprawa została rozwiązana i ja wraz z Lucasem i dziećmi siedzieliśmy w samolocie. Kiedy wylądowaliśmy, przesiedliśmy się w helikopter który przetransportował nas na rodzinną prywatną wyspę. Następnie razem z moimi najbliższymi udaliśmy się do środka willi która tam stała. Rozgościliśmy się i podzieliliśmy na pokoje. Każdy z trojaczków dostał własny pokój, a ja i Lucas zajęliśmy sypialnie, która musiała kiedyś należeć do Cama, bo było w nim łoże małżeńskie. Potem wszyscy przebraliśmy się w stroje kąpielowe i poszliśmy na plażę.
Rozłożyłam dwa koce i parasol ogrodowy, a następnie poszłam do wody z Xavierem i jego rodzeństwem. W tym czasie mój mąż czytał książkę, a potem się zamieniliśmy i to ja czytałam swoją książkę. Po jakimś czasie dzieci zgłodniały więc wróciliśmy do domu ale tam zastaliśmy coś, co sprawiło, że uśmiech który kwitł na mojej twarzy... Znikł...