Chyba nie muszę mówić co się działo później. Ale zanim zasnęłam powiedziałam jeszcze do Lucasa.
- A mówiłeś, że niegdy tego nie zrobisz ze mną w moim rodzinnym domu. - Mruknęłam.
- Mówiłem. Lecz ty to coś zmienia? - Zapytał.
- Nie. - Mruknęłam i zasnęłam.
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Jak tylko się ruszyłam poczułam ból na całym świecie. Potem przypomniał mi się wczorajszy dzień i cały ten ból został wyjaśniony. Spojrzałam na materac obok mnie, gdzie powinien leżeć Luca. Niestety tam go nie zobaczyłam. Wstałam powoli i jeszcze wolniej weszłam do toalety podpierając się ściany.
Tam go nie było, ale ja skorzystałam z toalety i udałam się do garderoby, aby się ubrać. Ubrałam się w czarną sukienkę. Była prosta, z długimi rękawami i była przed kolano. Potem zeszłam na dół. W kuchni zastałam Lucasa i Xaviera. Ten pierwszy jak zobaczył jak wielki ból sprawia mi każdy krok uśmiechnął się do siebie. Młodszy natomiast był smutny i delikatnie zmartwiony.
- Coś się stało kochanie? - Zapytał bezczelnie mój mąż.
- Ty dobrze wiesz co się stało. Dziś będę w gabinecie. Muszę coś załatwić. - Powiedziałam siadając, a w tym czasie mój luby postawił przed moją twarzą talerz płatek.
- Nie bierz na siebie za dużo. - Poprosił, a na moje kolana wskoczył mój syn. Moje usta wygięły się w grymasie bólu.
- Mamo kiedy wrócimy do domu? Tęsknię za Bartkiem. - Spytał chłopiec po polsku oczywiście. Mimo, że często byliśmy w moim domu rodzinnym, wszystkie moje dzieci nie umiął mówić po angielsku.
- Misiu jesteśmy w domu. Ja też tęsknię za Bartusiem, ale chyba nie będziemy mogli wrócić do domu. - Odpowiedziałam mu w tym samym języku.
- Co? - Zapytał, a oczy zaszły mu łzami.
- Biegnij do pokoju. Porozmawiam z mamą. - Zwrócił się do niego Luca.
Chłopiec zeskoczył z moich kolan i pobiegł na górę. Zaraz potem usłyszałam jednak jego płacz, ale po kolei.
- Alicjo Monet czy zależy ci na szczęściu i bezpieczeństwie naszych dzieci? - Zapytał mężczyzna.
- Tak. - Powiedziałam lodowato. Jeśli uważał, że mnie tym przekona, to się mylił.
- Więc nie możemy tu zostać. Przykro mi to mówić, ale nie jesteś tą samą osobą od jakiegoś czasu. Nie wiem co się z tobą dzieje. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?
- Wiem. Ale nic się ze mną nie dzieje. Nie rozumiem, o co chodzi.
- Nie udawaj. Dobrze wiesz o czym mówię. Ala nie poznaje cię. - Szepnął, ale kiedy znów miał otworzyć usta, do moich uszu dopadł płacz. Płacz Xaviera.
Zerwałam się z krzesła i mimo ogromnego bólu pognałam na górę. Podążyłam za hałasem, który prowadził do pokoju Flynna. Kiedy tam weszłam... poprawka, wbiegłam, zobaczyłam prawie nieprzytomnego malca i Flynna nad nim. Podbiegłam do mojego syna i kucnęłam przy nim. Spojrzałam na starszego chłopaka. W jego oczach krył się strach i przeprosiny.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam o co chodzi. Wzięłam chłopca na ręce i udałam się do swojej sypialni. Tam położyłam go na łóżko i przyjrzałam się jego twarzy. Na skroni i czole miał czerwony ślad. W tamtym momencie doszło do mnie, że to mój kuzyn go uderzył. Nie chciałam go osądzać, ale to było jedyne wyjaśnienie.
Z szuflady wzięłam maść na siniaki i posmarowałam nimi czerwone miejsca na twarzy chłopca.
Postanowiłam zabrać go ze sobą i monitorować jego stan. Wzięłam go na ręce i udałam się do gabinetu. Położyłam go na kanapie, a sama usiadłam na dużym fotelu, obitym czarną skórą.
Zajęłam się przeglądaniem dokumentów związanych z organizacją. Znalazłam coś bardzo ciekawego. Był to zakurzony segregator. Otworzyłam go i zobaczyłam kilka umów. Na dole kartki były podpisy Camdena, Egberta Santana, mamy Hailie i mojej mamy. Na jednym z dokumentów był również podpis Vincenta.
Camden i Egbert podpisywali kiedyś umowę zapewniającą, że nasze rodziny kiedyś się połączą. Natomiast umowy z podpisami wcześniej wspomnianych kobiet, dotyczyły mnie i mojej ciotki. Mój dziadek zawarł z nimi umowę, o której chyba każdy wie. Obie kobiety podpisały się. Jednak Vincent podpisał umowę z Gabrielą Brown. A wiadome jest, że o niej dowiedział się dopiero gdy zmarła. Albo i nie. Moje spiskowanie zepsuła data na dokumencie. Ale znów moje spiskowanie wróciło w postaci przeczytania zawartości dokumentu. Okazało się, że ona zgodziła się na śmierć. Że zgodziła się, aby Hailie trafiła pod jego opiekę.
Oparłam się o fotel i przetarłam oczy palcami w drugiej dłoni dalej trzymając kartkę. Na biurku leżał, który złapał w dłoń i wybrałam numer Willa. Nie chciałam mu psuć wizerunku jego starszego brata jeśli o tym nie wiedział, ale musiałam się go o to zapytać.
Zaraz po połączeniu do pomieszczenia wszedł mój wujek. Zamknął drzwi i stanął w miejscu.
- Wujku to nie będzie krótka rozmowa. Polecam abyś usiadł. - Skinął głową i usiadł na fotelu po drugiej stronie mebla.
- Czemu mnie wezwałaś? - Zapytał formalnie patrząc na moją dłoń.
- Znalazłam bardzo ciekawy dokument. Powiedz mi wiedziałeś, że mama Hailie zgodziła się na śmierć jej i babci Hailie? - Zapytałam głosem godnym mego ojca.
- Nie. Nie wiedziałem. - Odpowiedział.
- Dobrze. To rzuć na to okiem. - Powiedziałam i wręczyłam mu umowę.
- Mamo, nie! Mamo! Nie! Proszę! - Zaczął krzyczeć mój syn.
Wstałam wolno i uważając abym nie pokazała jak dużo bólu mi to sprawia i podeszłam do Xaviera. Usiadłam na pomarańczowej kanapie. Podniosłam lekko głowę chłopca i położyłam ja na swoich kolanach. Zaczęłam głaskać go po twarzy.
- Przepraszam. Tato to ja go zdenerwowałem. Nie! przestań! To boli! - Zaczął się wiercić.
- Xavi. Xavi budzimy się. Synku. - Poklepałam go delikatnie po zdrowym policzku. Otworzył oczka i spojrzał na mnie.
- Mama! - Krzyknął i mnie przytulił.
- Coś się stało? - Zapytałam. Mimo iż jestem prawie na końcu studi psychologicznych, to jeśli chodzi o moją rodzinę wszystko czego mnie tam uczyli totalnie wypada mi z głowy.

CZYTASZ
Drugi tom- Nowa historia: Alicja Monet
FanfictionCo ja mam się tu rozpisywać. Zapraszam do drugiego tomu! Mam nadzieję że się spodoba! Miłego czytania!