Kiedy weszłam do pokoju moich dzieci zobaczyłam tam Lucasa z Matthem na rękach. Chłopiec miał rumiane policzki i kasłał. Podeszłam do niego i przyłożyłam rękę do jego czoła. Był rozpalony.
- Dawałeś mu jakieś leki? - Zapytałam na co Luca skinął głową.
- Dopiero się uspał. Nie dawałem mu żadnych leków. Gdzie byłaś? Szukałem cię. - Zapytał.
- Pojechałam po Monty' ego, Mayę i Flynna. Tak źle było? - Mężczyzna skinął głową.
Wyszłam z pokoju, aby udać się do kuchni po leki. Z szafki wzięłam syrop dla dzieci ,,APAP" i powolnym krokiem ruszyłam do mojego męża. Kiedy byłam na schodach zaczęłam sobie wyobrażać jak by się potoczyło moje życie gdybym nie poznała rodziny od strony ojca.
Wchodząc do pokoju Matha i jego rodzeństwa zauważyłam, że chłopiec ma lekki sen i non stop się kręci z boku na bok podejrzewałam, że śni mu się jakiś koszmar.
Podeszłam do niego, a gdy kucnęłam obok łóżka mój syn usiadł i się popłakał. Rozejrzał się po pokoju, a następnie mnie przytulił.
- Mamo, ja chcę do dziadka. Gdzie on jest? - Zapytał.
- A co ci się śniło? - Zapytałam ciekawa.
- Śnił mi się... dziadek. Mówił, że jego już z nami nie ma, ale zawsze będzie w nas. Mamo czy dziadek nie żyje? Przecież obiecał mi, że na pewno kiedyś z nim będę jeździć autem i że pojedziemy kiedyś do klubu. Powiedz, gdzie dziadek? - Powiedział chlapiąc delikatnie.
- Jest tutaj - dotknęłam palcem jego płatki piersiowej z lewej strony - i tutaj - teraz wskazałam na swoje serce. - A dziadek jest w lepszym miejscu. O tam. - Tym razem wniosłam palec do góry.
- Czyli nie żyje? - Od kiedy pamiętam Mat był tym najbystrzejszym dzieckiem. Nie wiem po kim to ma, ale domyślam się, że po dziadku.
- Przykro mi misiu. - Przytuliłam go. Po chwili jednak się odsunęłam. - Mat wypij ten syropek, dobrze? - Zapytałam chwytając w rękę łyżkę z lekiem. Dziecko otworzyło buzię, a kiedy znalazła się w niej łyżka połknął całą zawartość sztućca. - Chcesz spać? - Pokiwał głową.
Porwałam chłopca w ramiona i położyłam się z nim. On wtulił się we mnie i po chwili zasnął. Nie miałam serca go budzić, więc leżałam z nim tak dopóki sama nie usnęłam, a to nastąpiło szybko.
Następnego dnia obudziłam się w złym humorze. A to wszystko przez pogrzeb. Ruszyłam do gabinetu po sygnet organizacji, który włożyłam na środkowy palec i wyszłam z tego pomieszczenia, aby udać się do swojej garderoby, gdzie ubrałam czarną sukienkę opinającą biodra, na długi rękaw, a długość miała do połowy łydek. Na stopy ubrałam zwykle czarne szpilki.
Wyszłam z garderoby i przejrzałam się w lustrze. Sukienka i buty pięknie że Saba wyglądały, a moje ciemne brązowe włosy, wpadające w czerń dopełniają całość. Ale moja poważna twarz i równie poważne oczy, które będą u mnie widoczne już codziennie.
Gotowa ruszyłam do pokoju dzieci i je ubrałam. Ivy w czarną sukienkę i ciepłe rajstopy, a chłopców w malutkie garniturki. Potem przyszedł jeszcze Lucas i w piątkę zeszliśmy na śniadanie, bo okazało się ,że Matt miał gorączkę przez ten koszmar.
Po jakimś czasie na dole zjawiła się reszta rodziny. Mój wzrok nie przeoczył żadnej twarzy rozglądając się. Skinęłam im głową na przywitanie i upiłam łyk kawy.
Potem wszyscy udaliśmy się do aut, którymi pojechaliśmy do kaplicy. Na pierwszych ławkach usiadłam ja z moim rodzeństwem oraz rodzeństwo mojego ojca i oczywiście Anja. Podczas ceremonii pocieszałam Anję. Ona wydawała się najbardziej zrozpaczona. Ja sama miałam ochotę się popłakać kilka razy, ale nie mogłam. Zajęłam miejsce mego ojca i nie mogłam pokazywać swojej słabości, którą była moja rodzina.
Kiedy nastąpił czas na pochówek widziałam jak moje dzieci płaczą. Podeszłam do nich i otworzyłam ramiona kucając. Od razu wpadła w nie Ivy i Xavier. Podniosłam ich, a oni oplotli moją szyję i zaczęli się sprzeczać kto zostanie u mnie. I tak wygrała dziewczynka więc chłopiec wrócił do swojego taty.
Porzuciłam córkę, aby nie spadła i wytarłam jej łzę, która drążyła tunel na jej policzku. Zaraz potem zauważyłam, że do moich wujków zbliżają się członkowie organizacji i nie tylko, aby złożyć kondolencje. Odstawiłam Ivy na ziemię przy nogach Lucasa i szepnęłam, że zaraz wrócę.
Podeszłam do Anji i przyjęłam kondolencje od jakiegoś nowego członka organizacji.
- Witam panno Monet. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. - Spojrzał za moje plecy.
- Witam panie Charon jeśli się nie mylę. Dziękuję. - Powiedziałam widząc jak przygląda się moim najbliższym.
- Piękne dzieci. Chciałbym również poinformować iż dziś odbędzie się spotkanie organizacji. Więcej informacji wyśle pani na maila. - Skinął głową i odszedł.
Potem kondolencje składały nam tylko osoby, których tak naprawdę nikt chyba nie znał.
Po tym całym zamieszaniu, wróciliśmy do domu. Każdy udał się do swoich pokoi. Kiedy siedziałam na łóżku w ramionach mojego męża, słyszałam jak w pokojach obok ktoś płakał. Była to Lissy i zapewne Hailie. Ja sama też płakałam, ale dużo ciszej.
- Powiesz mi co chciał ten facet? - Zapytał mój mąż.
- Nic. Tylko składał kondolencje. - Mężczyzna kiedy to usłyszałam pocałował mnie, a ja go oddałam i to chyba był mój największy błąd...
CZYTASZ
Drugi tom- Nowa historia: Alicja Monet
FanficCo ja mam się tu rozpisywać. Zapraszam do drugiego tomu! Mam nadzieję że się spodoba! Miłego czytania!