Źle sypiałem. Prawie wcale. Straciłem przez to na formie. Za dużo się działo i zaczynało mnie to przytłaczać. Samantha i fakt, że wciąż nie mogłem się do niej przyzwyczaić w tym świecie. Wciąż coś mi nie pasowało. Laila i myśl o tym, że nie wiadomo w jaki sposób znalazła się łapach Demona. Co jej tam groziło? Bała się, że stanie się jedną z laleczek, którymi handlował, czy musiałaby poświęcić kogoś, kogo kochała? Codziennie pokazywał jej zdjęcie osoby, którą próbowała uratować? Kogo? Do tego czekająca mnie główna walka, która nie była wcale taka łatwa. Nie dość, że na pięści i w starej hali, bez żadnych ochraniaczy i materaca, na który można upaść, to jeszcze kojarzyłem swojego przeciwnika. Był dość brutalny.
Życzenie Demona, żeby mózg wypłynął mi nosem nie było takie znów przesadzone w tej sytuacji.
Sean zauważył, że mam dosyć, że znów czułem się przytłoczony. Wiedział, co robić w takich sytuacjach. Poklepał mnie po plecach z tekstem: „Znikaj do tej swojej samotni. Masz nie więcej niż pięć dni".
Jego słowa krążyły w mojej głowie podobnie jak sałatka między zębami. Nigdy nie chciałem wchodzić na ten temat. Czułem się z tym pewniej. Teraz jednak zaczynałem się bać. Tak prawdziwie. I po raz pierwszy nie Seana.
– Martwię się, że będę miał ogon.
– Zadbam o to. – Przysiadł się obok mnie na kanapie w mieszkaniu, które dla mnie wynajął.
– Sean...
– Nie będzie ogona – stwierdził z pewnością, w ogóle na mnie nie patrząc.
Grzebałem widelcem, robiąc z sałatki zupę, a ta jedna myśl nie chciała dać mi spokoju. Język chciał wyrzucić te słowa, a zwątpienie wciąż tliło się w sercu. Nauczony wyprowadzania twardych ciosów, musiałem postawić wszystko na jedną kartę.
– Ty wiesz, prawda?
– Lubię cię, Mas. A to, co zostawiłeś w Savannah sprawia, że lubię jeszcze bardziej. Trzeba mieć łeb na karku, twardą dupę i silną psychę, żeby przez tyle lat to ukrywać.
– Jak widać, nie ukryłem wystarczająco dobrze – prychnąłem, odrzucając widelec do plastikowego pudełka, bo nie przełknąłbym nic więcej.
– Jesteś moim człowiekiem. Naprawdę myślisz, że mógłbym nie wiedzieć?
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – Spojrzałem na niego, a on to odwzajemnił z ciepłym uśmiechem.
– Bo udawałeś, że twój kuzyn nie jest dla ciebie tak ważny, jak jest. Szanowałem twoją wolę. I jak podkreśliłem wcześniej, podziwiam to.
– Strach o kogoś bliskiego?
Pokręcił głową, krzywiąc się.
– Nie, Mas. Jesteś tu sam. Z nikim nie utrzymujesz głębszych więzi. Sam z własnymi myślami, demonami, przeciwnościami. Nawet w swoje najgorsze dni nie zadzwoniłeś do swojego kuzyna przy kimś z nas. Nawet w dni, w których myślałeś, że umrzesz. A został ci tylko on. Tak bardzo nie chciałeś, żeby ktokolwiek się o nim dowiedział, że nawet nie pisnąłeś słówka komukolwiek, czy na trzeźwo czy po pijaku. Ani jednego zdania o tym, że tęsknisz za Savannah, za swoim miastem, za swoją rodziną, choćby mogłeś nazwać go kumplem. Nic. Zero. W świecie pełnym egoizmu, to najwyższy szczebel lojalności.– Bo wiem, że ktoś by mnie szantażował. – Spojrzałem na niego znacząco.
– Dzieciaku... – Wziął głęboki oddech. – Wiem, rozumiem, ale nie o to mi chodzi. Wszyscy mamy słabości, wszyscy choć raz kogoś kochaliśmy. Wszyscy mają to w oczach, gdy zaczynasz grzebać w jakiś tematach. Przypominają sobie o czymś, co zostawili, i to do nich wraca. Od razu zmienia się mimika twarzy. Nie u ciebie.
CZYTASZ
Mason
Chick-LitMason nadal tkwi w swoim świecie brutalności i nielegalnych interesów. Nie widzi dla siebie innej drogi. Pogodził się ze swoim przeznaczeniem i z tym, że umrze młodo. Tylko czy to faktycznie jego przeznaczenie? Każda decyzja niesie za sobą konsekwen...