22.Słodkie tortury

1.1K 188 54
                                    




Maxwell

Obecność Harper Bennett nie jest taka zła.

Przynajmniej przez kilka godzin.

Nie sądziłem, że taka myśl kiedykolwiek przebiegnie mi przez głowę, ale spędziłem z tą kobietą większość dnia i ku mojemu zaskoczeniu, bawiłem się z nią całkiem nieźle. Cóż, nie obyło się bez ciągłych sprzeczek, nieustannych prowokacji i co najmniej kilkudziesięciu wyzwisk, którymi wzajemnie się obrzuciliśmy, ale po ponad pięciu godzinach we własnym towarzystwie wciąż żyjemy, co w naszym wypadku stanowi nie lada sukces.

Sukces, za który jeszcze dziś zamierzam odebrać nagrodę.

Dlatego odprowadzam Harper pod drzwi kajuty, upewniając się, że jej nastrój nie uległ zmianie, a ona spełni swoje obietnice z kawiarni. Po dniu pełnym wychodzących z jej ust podtekstów, jestem już na granicy fizycznej wytrzymałości i obawiam się, że jeśli nie dotknę jej w ciągu najbliżej minuty, wybuchnę. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa.

Jak każdy facet, jestem egocentrykiem, a to oznacza, że własne potrzeby stanowią mój najwyższy priorytet. Więc gdy stajemy w progu kajuty Harper, postanawiam sam wziąć od niej to, o czym nieprzerwanie myślę od naszego zbliżenia w schowku i przyciskam swoje wargi do jej, inicjując żarliwy pocałunek.

Ta pieszczota rozpoczyna się nieco chaotycznie, ale z każdą kolejną sekundą przybiera na intensywności. Moja skóra zaczyna płonąć w miejscach, w których dłonie Harper badają ją przez cienki materiał koszuli, a usta mrowieją od sposobu, w jaki łączą się z jej pełnymi wargami.

Całowałem się w życiu z wieloma kobietami, przez co byłem przekonany, że nikt i nic mnie już nie zaskoczy. Tyle, że wystarczył jeden pocałunek z Harper Bennett, bym zrozumiał, w jak wielkim błędzie byłem.

Jest w bliskości tej kobiety coś uzależniającego, co sprawia, że nie potrafię się od niej oderwać. Może to jej wewnętrzy magnetyzm, któremu żaden mężczyzna nie umie się oprzeć, może jej prowokacyjna natura, a może wzajemna niechęć, która choć powinna nas od siebie odciągać, działa zupełnie odwrotnie. Nieistotne. Cokolwiek to jest, powoduje, że każdy pocałunek z Harper stanowi mój osobisty narkotyk, który z chęcią przedawkuję.

– Zaprosisz mnie do środka? – pytam, wciąż nieco oszołomiony intensywnością naszej pieszczoty.

– Zaproszę – mamroczę w odpowiedzi, a w jej oczach tańczy niemal diabelski błysk. – Ale nie od razu.

– Byłem cierpliwy wystarczająco długo, Harper. Jeśli masz zamiar się ze mną droczyć, ostrzegam, lepiej tego nie rób.

Mój głos jest niski, a ton oschły, co, choć nie powinno, działa na nią niezwykle pobudzająco. Oczywiście nie przyzna tego na głos, ale dostrzegam to po jej rozchylonych wargach czy gęsiej skórce pokrywającej ramiona. Nie sposób nie zauważyć, że w okolicznościach ja te, Zołza nie ma nic przeciwko dominującym mężczyznom.

– Nie droczę się z tobą, Maxwell. Przynajmniej nie celowo – oznajmia. – Po prostu obiecałam ci coś spektakularnego – dodaje, a następnie wspina się na palce, by przylgnąć ustami do mojego ucha, po czym szepcze: – a ja naprawdę nie lubię rzucać słów na wiatr. Dlatego udasz się teraz do swojego pokoju i wrócisz tu za godzinę, a kiedy to zrobisz, ja będę gotowa, by rozpocząć prywatne, małe przedstawienie, które przygotowałam specjalnie dla ciebie.

I choć zazwyczaj nie znoszę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić, to w tej chwili zupełnie mi to nie przeszkadza. Zwłaszcza, gdy ciepły oddech Harper muska płatek mojego ucha, a jej długie paznokcie wodzą po moim ramieniu, powodując, że po raz kolejny przechodzi mnie dreszcz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Sail awayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz