Rozdział VI - Zabawa w Ciebie

119 16 11
                                    

Kilka następnych dni było z grubsza takich samych i w pewnym momencie złapał się na tym, że zaczęły mu się zlewać w jedno. Poza przejazdami autobusem nie miał tak naprawdę kontaktu z ludźmi, w domu po powrocie czekał na niego Marvolo z różnym nastrojem, czasami nie odstępował go na krok, innym razem wolał wylegiwać się na środku łóżka czy na oparciu kanapy, co najwyżej zaszczycając go spojrzeniem.

Dopiero w niedzielę został w domu i postanowił nie wychodzić z sypialni, nim nie poprowadzi ostatniego pociągnięcia pędzla po ścianie, wieńczącego jego kilkudziesięciogodzinne dzieło. Coś, co początkowo miało być zamkiem, później domkiem, finalnie przypominało raczej opuszczoną chatę, której wejścia strzegła świetlista para - jeleń i łania. Dalej rozciągało się jezioro, nad którym wirowały ciemne chmury, nie mogące jednak zbliżyć się do chaty, powstrzymywane światłem bijącym od zwierząt. Poza tym większość ściany stanowiły rośliny; ogromne buki oraz dęby, między nimi jednak dodał trochę daglezji. Całość dobrze komponowała mu się z sypialnią, a świetliste postacie miały za zadanie chronić go zarówno przed mrokiem rozciągającym się od jeziora, jak i nawiedzających go nocą koszmarów.

Przeciągnął się, zadowolony i z zaskoczeniem zorientował się, że na zewnątrz zrobiło się ciemno. Spojrzał na telefon i wciągnął powietrze, widząc, że dzień niemal się już skończył. To było aż nieprawdopodobne! Praca tak go pochłonęła, że zapomniał o bożym świecie, był aż zaskoczony, że Marvolo nie domagał się przez tyle godzin uwagi. Jednocześnie nachmurzył się, wiedząc, że zaraz nadejdzie poniedziałek i najgorszy dzień w całym roku - jego urodziny.

Nie mógł przywołać jakichś szczególnie miłych wspomnień związanych z tym dniem, kiedy próbował cofać się pamięcią, krążyły mu po głowie jakieś uściski, czasem babeczka z kremem i odśpiewane sto lat. Miał jednak wrażenie, że to nie był ten dzień, a umysł próbował łatać dziury w jego pamięci.

Einar nie wróci jeszcze przez dwa dni, więc nie mógł liczyć na jego towarzystwo, zatem pozostawały mu dwie opcje - mógł albo pójść do baru – a nuż Louis da się namówić na darmowego, urodzinowego drinka – albo przeleżeć cały dzień z Marvolo i butelką słodkiego wina w łóżku – co wydawało się nawet lepszym pomysłem.

Pozakręcał tubki z farbą, wrzucił pędzle do słoika, uznając, że przez noc mogą się pomoczyć w rozpuszczalniku i zajmie się nimi jutro. Otworzył okno na szerokość, zabrał słoik i zamknął za sobą drzwi; pomieszczenie musiało się porządnie wywietrzyć, jeśli miał tam spać.

Poszedł do łazienki, wrzucił ubrania do kosza na pranie i wskoczył pod prysznic. Odkręcił wodę, by nabrała odpowiedniej temperatury, a sam zaczął przeszukiwać telefon, by znaleźć odpowiedni utwór, który urozmaici mu prysznic.

W końcu przesunął palcem kilkukrotnie i puścił utwór na oślep, wiedząc, że zaraz więcej czasu spędzi wybierając muzykę, niż na zmycie z siebie plamek farby.

Jestem (ej)

Tylko powiedz mi, że jesteś (Jesteś?)

Odłożył telefon na półkę i skierował na siebie strumień wody.

Co to w ogóle za miejsce? (Gdzie ja jestem?)

Czy znajdziemy swoje szczęście? (Chyba nie)

Sięgnął po delikatny, kwiatowy żel pod prysznic z nutą jaśminu, wylał na dłonie i zaczął rozprowadzać po ciele.

I kiedy krzyczysz na mnie szeptem, widzę jak

Rozwalasz wszystko to, co kocham (to, co kocham)

Kolejną porcją namydlił twarz i włosy, po czym skrzywił się lekko, czując szczypanie w kącikach oczu. Uniósł głowę, by woda spłukała mydliny i stał tak, przygryzając wargę, ze zwieszonymi rękami. Każdy kolejny wdech zdawał się być dla niego niewyobrażalnym wysiłkiem; czuł jak jego klatka piersiowa unosi się z wysiłkiem, drży, najpierw ona, potem całe ciało. Spojrzał pod nogi, a włosy opadły lekką kurtyną wokół jego twarzy; już jakiś czas ich nie przycinał, co podkreślało kompletne wyprostowanie ich przez wodę. Czuł drobinki spływające po jego twarzy, rozchylił wargi i złapał językiem jedną z tych słonych kropel.

Reverberation | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz