ROZDZIAŁ 33

261 13 0
                                    

★★

— Szybko Państwo przyjechali. — dyrektora zajmująca się prowadzeniem domu dziecka przywitała nas na podjedzie. Kobieta miała krótkie blond włosy, brązowe oczy, a ubranie zakryte grubym ażurkowym kardiganem. — Zapraszam do gabinetu. — skierowaliśmy się do wnętrza powojennego budynku. Biała podłoga, żółte ściany, kolorowe krzesła. 

— Dimitri. — zatrzymałam się w pół kroku, a nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż moich pleców. Mężczyzna spojrzał w to samo miejsce. Na ścianie obok recepcji ktoś namalował białego królika. Takiego samego jaki na wizytówce czy w domu mojej przyjaciółki. 

— Przepraszam. — zaczęłam drżącym głosem. — Dlaczego on tu jest? — wskazałam palcem na malunek na ścianie. 

— Ma Pani na myśli królika? Po wojnie na terenie ośrodka zajmowaliśmy się hodowlą królików. Służyły nam do prac z dziećmi. Mieliśmy nawet sale króliczą sale, do której dzieci mogły przychodzić przy problemach ze snem albo w ciągu dnia. 

— Hodujecie je dalej?

— Zamknęliśmy hodowle w 2011. Ostatni z nich został przekazany naszemu podopiecznemu. Nie mogliśmy znaleźć mu rodziny zastępczej i wieku osiemnastu lat opuścił ośrodek z królikiem. Bardzo je kochał. 

— Czy ten podopieczny...

— Tak, to Olek Petrovic. — kobieta potwierdziła moje najgorsze przypuszczenia. A to znaczyło, że królik którego dostała Rosa urodził się w ośrodku i opuścił w ramionach Petrovicia.

— Wejdźmy. — otworzyła przed nami drzwi. Z trudem usiadłam na pustym krześle. Zaczęły pocić mi się ręce, a nogi drżeć. — To pewnie dla Pani trudne. — dodała, spoglądając na mnie ze współczuciem. 

— Ta... Tak. - jęknęłam, marząc żebyśmy wrócili do domu. To kompletny świr. Jebany popapraniec. 

— Pani brat trafił do placówki, ponieważ wasza matka porzuciła go w lokalnym oknie życia. Zostawiła przy nim karteczkę, że nie jest w stanie dać mu należytej opieki, ale prosi o pozostawienie dla chłopca imienia Olek. Co do nazwiska zostało mu nadane na potrzeby urzędowe. Nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek rodziną zastępczą, ponieważ nigdy nie został adoptowany. 

— Dlaczego?

— Na przełomie 6 i 7 lat zaczął przejawiać niepokojące zachowania. Kłócił się z innymi dziećmi, zabierał im zabawki, dziewczynką wyrwał włosy, a chłopców prowokował do bójek. 

— Zaatakował kogoś? — kobieta podała mi szklankę zimnej wody. 

— Kilkoro rówieśników. Nie wszystko jest opisane w aktach. Nie chcieliśmy mu zaszkodzić, chociaż sam sobie nie pomagał. Jednego chłopca oblał wrzątkiem, jedną z dziewczynek próbował udusić. Inną zaciągnął do lasu i zostawił. Sądził, że nie wróci, ale znalazł ją przypadkowy mężczyzna. Podczas bójki potrafił wybić chłopcu zęby, a innemu wbił widelec w rękę. — westchnęła, wertując akta. — Było tego mnóstwo. 

— Dlaczego to robił?

— Zawsze miał jedno wytłumaczenie. Czegokolwiek by się nie dopuścił zawsze powtarzał, że robił to dla Pani L. 

— Kim była ta kobieta? — Dimitri włączył się do dyskusji. 

— Nie mam pojęcia Panie Kushnikov. — wyciągnęła kilka zdjęć, rozkładając je przed naszymi oczami. — Ale z tego powodu skierowaliśmy go do zaprzyjaźnionych palcówek na obserwacje psychiatryczną. 

— To on. —  wskazała na postać chłopca trzymającego białego królika. Miał pociągłą twarz, zadarty nos, ciemne oczy i krótkie włosy. W przeciwieństwie do pozostałych chłopców był wysoki i tęgi. Uśmiechnęła się cierpko. 

KUSHNIKOV [+18] TOM II ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz