Rozdział 14

1.5K 146 31
                                    

*DOM NICKA*

- Dobra, wypierdalać - rozkazał Harry, gdy tylko zaparkowaliśmy na posesji przed wielką willą. Zabrzmiało niemiło, ale patrząc na reakcję Eda wcale takie nie było.

- A ty co? Nie idziesz? - zaśmiał się i poczochrał go po włosach na co ten złapał jego ręce i zaczęli się siłować i niezrozumiale wyzywać.

- Zaraz przyjdę, muszę zadzwonić - odpowiedział jak tylko przestali się śmiać.

- Oke bracie. Tylko przychodź szybko, bo wiesz, że bez ciebie nie ma zabawy. Dobra, chodź Lou - powiedział Ed odwracając się do mnie na moment i chwile potem już był na zewnątrz samochodu. Chciałem zrobić to samo, ale gdy pociągnąłem za klamkę okazało się, że drzwi są zablokowane. Momentalnie serce podskoczyło mi do gardła, a puls skoczył do co najmniej dwustu. W panice popatrzyłem na Harrego, który bacznie obserwował mnie w lusterku. Kiedy wyłapał mój wzrok uśmiechnął się delikatnie i zmarszczył podstępnie brwi. Zaraz zginę! To jest pewne! Chociaż może Ed na mnie czeka i uratuje. Popatrzyłem się przez szybę i zobaczyłem jak stoi już przy drzwiach domu i robi coś na telefonie nie zwracając na mnie uwagi. Co jeśli oni się zgadali? Co jeśli Ed pomaga mu mnie zniszczyć?

- Musisz pociągnąć dwa razy - nagle wyrwał mnie z moich myśli delikatny głos z odrobiną rozbawienia? Nie myśląc długo pociągnąłem jeszcze raz i faktycznie drzwi tym razem ustąpiły.

- Ou - odetchnąłem z ulgą. Czyli zostało mi jeszcze trochę życia.

- Um, dzięki - powiedziałem prawie szeptem i wyszedłem z samochodu zamykając ostrożnie drzwi, żeby przypadkiem czegoś nie uszkodzić i nie wkurzyć Harrego. Odetchnąłem jeszcze raz głęboko i ruszyłem w stronę Eda.

Zastanawia mnie zachowanie Harrego. Dlaczego jest taki... miły? Ostatnim razem jak był miły to skończyło się mną poobijanym i leżącym przy ścianie w szatni.

- Widzę, że Hazz przypadł ci do gustu - odezwał się gdy tylko do niego podszedłem. Schował telefon do kieszeni i znacząco poruszył brwiami.

- Hm? Co? Nie, to znaczy, po prostu nie mogłem otworzyć drzwi.

- Nie mówię o drzwiach... Widziałem jak ci zaparło dech, gdy go zobaczyłeś! W każdym razie, mówisz, że nie? To w sumie dobrze. Styles jest świetnym gościem, ale nie w sprawach sercowych. Dobra chodźmy już, chce mi się pić, a ty musisz wyluzować, bo aż boli jak patrzę na twoje pospinane mięśnia bracie! - zarzucił rękę na moje ramiona i wprowadził mnie do domu pełnego ludzi, muzyki i zapachu alkoholu.

- Czy to tak bardzo widać, że jestem gejem? - prychnąłem zrezygnowany. Kolejna osoba, która od razu mnie rozgryzła.

- Nie, ale nie zaprzeczyłeś wcześniej, że chłopaki cię nie jarają. Pff, tylko zwaliłeś na drzwi, poza tym właśnie teraz sam się przyznałeś.

- Uh, no tak, typowe - powiedziałem i obaj się zaśmialiśmy.

Przeciskaliśmy się przez wszystkich, żeby dotrzeć do salonu, gdzie podobno miał być Nick i daję głowę ściąć, że widziałem Rite Ore, Ollyego Mursa i sporo innych ludzi o których słyszy się tylko w mediach. Nie powiem, poczułem się trochę nie na miejscu, ale gdy tylko zobaczyłem szczerzącego się w moją stronę Nicka od razu cały niepokój wyparował.

- Louis! No już myślałem, że nie dotrzecie! - krzyknął i zaraz potem rzucił mi się na szyję.

- Ta, mi też cię miło widzieć - prychnął zignorowany Ed.

- Widzieliśmy się dziś rano, nie muszę cię witać za każdym razem - odciął się i wypuścił mnie z uścisku.

- Ta jasne, w każdym razie, Hazz powinien zaraz być, miał tylko gdzieś zadzwonić - poinformował go rudzielec. Jakby to była bardzo ważna wiadomość dla Nicka. Pf.

Oops I'm rich - Hi I'm LouisWhere stories live. Discover now