#1 Nie dość perfekcyjny

1.3K 65 19
                                    

Wiedziałem, że w końcu ten dzień nastąpi. Był 24 grudnia 2027 roku - Boże Narodzenie. Znowu siedziałem samotnie, mimo otaczającego mnie dookoła stołu tłumu. Rozmawiali, śmiali się, co trochę pytając mnie o coś, na co przytakiwałem lub kiwałem głową. Mało ich w sumie interesowało, to co wtedy czułem. W końcu to był tak piękny dzień. Nareszcie mogli się wszyscy razem spotkać, rozmawiać i obżerać, aż im braknie sił.

Ja niestety nie mogłem. Byłem tam obecny jedynie ciałem. W głowie cały czas układałem sobie to, co stanie się za chwilę. Planowałem to od kilku miesięcy, a może i lat. Sam już nie wiem. Może ja po prostu nigdy nie chciałem żyć. Nie nadawałem się do tego. Tak, tak właśnie wtedy myślałem. Mijały kolejne minuty, godziny przy wigilijnym stole. Tak bardzo chciałem wtedy już iść, odejść od nich, od tych ich wesołych min, szczęśliwych twarzy. Nie chciałem słyszeć ich śmiechu, rozmów, pochwał, jak to dobrze mi idzie w szkole, jakie to ja mam plany na przyszłość i o tym, że na pewno zostanę wybitnym lekarzem. Tak, miałem leczyć ludzi, a dokładniej ich serca, przynajmniej tego ode mnie oczekiwali. Nikt się nie liczył z moim zdaniem i moimi marzeniami. W końcu byłem tylko punktem, małą kropką tworzącą cały wielki obraz ich doskonałego świata.

Mieli mnie za człowieka, którym nigdy nie byłem. Cały czas myśleli, że jestem wybitny, tak jak oni tego oczekiwali. Myśleli też, że Lisa to moja dziewczyna. Nawet nie przypuszczali, że płaciłem jej za to, aby udawała przed nimi moją ukochaną. Dostawała 450$ za przyjście do mnie do domu dwa razy w tygodniu i uśmiechanie się do mnie i do moich rodziców. Tak, musiałem płacić dziewczynie, żeby zechciała do mnie przyjść. Pieniądze nie były nigdy dla mnie problemem, zresztą miałem ich po dziurki w nosie. Rodzice dawali mi multum pieniędzy, żebym się dobrze czuł. W końcu pieniądze to wszystko, o co warto się starać w życiu. Tak uważali i tego próbowali mnie nauczyć. „Bez pieniędzy jesteś nikim" - powtarzali. Mało brakowało a przykleili by kartkę na lodówkę z takim napisem.Wracając do Lisy. Nigdy nie byłem w niej zakochany. Była dla mnie tylko pustą blondynką, która była gotowa przespać się ze mną gdybym rzucił kilka stówek więcej na stół. Nigdy do tego nie doszło, mimo że ona pewnie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw. W końcu mogłaby kupić sobie ten samochód, o którym tak marzyła.

Nie doszło do tego, bo już kilka lat temu zdałem sobie sprawę, że nie czuję kompletnie nic do kobiet. Miłością mojego życia był Arthur. Arthur był umięśniony, wysportowany, szalenie przystojny. Oprócz tego był nieprzeciętnie inteligentny, zawsze błyszczał w gronie swoich znajomych. Nie miał problemu, żeby rzucić żartem na rozluźnienie atmosfery. Wzdychałem do niego od ponad 2 lat. Nie tylko na mnie działał jego urok. Wszystkie dziewczyny marzyły, by się z nim umówić. Nie miały u niego jednak żadnych szans.Zresztą tak samo jak ja. Arthur był ślepo zakochany w Rosalie.Po kilku tygodniach zalecania się do niej i ona poleciała na te jego piękne oczy. Od tego czasu tworzyli najpopularniejszą parę w szkole. Nic dziwnego. To był najwspanialszy mężczyzna, którego poznałem. Wcześniej myślałem, że może ten zachwyt nad nim mi minie, a to uczucie jakim go darzę, ulotni się. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Z każdym dniem utwierdzałem się w przekonaniu, że nigdy nie stworzę wspaniałej rodziny z kobietą, która urodziłaby nasze przeurocze dzieci, o jakich marzyli moi rodzice.Dlatego właśnie postanowiłem „zatrudnić" Lisę. Nie chciałem, żeby rodzice mieli jakiekolwiek pytania, czy wątpliwości co do mojej orientacji seksualnej. Mogłoby wydać się dziwne, gdyby wszyscy moi „koledzy" mieli dziewczyny, a ja chodziłbym cały czas sam.

Koledzy - tak naprawdę od dłuższego czasu nie miałem żadnego kolegi. Nie, oczywiście miałem kilku, ale jak się możecie domyślać z męskiej grupy wyrzucono mnie w momencie, gdy cała szkoła dowiedziała się o tym, że jestem homoseksualistą. Od przedszkola kumplowałem się z Victorem. Byliśmy nierozłączni przez dobrych kilka lat. Niestety przerosło go, gdy dowiedział się o moich preferencjach seksualnych. Jak mi to powiedział: „Nie mogę wytrzymać tego. Za każdym razem jak się na mnie patrzysz, w twoich oczach widzę, jakbyś chciał mnie mieć." Oczywiście nie mógł niczego takiego w moich oczach zobaczyć, bo zawsze traktowałem go tylko jako przyjaciela. Nigdy nic więcej, ale rozumiałem to. Musiał przecież znaleźć jakąś wymówkę, żeby skończyć naszą znajomość. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie przyjaźniłby się z największym pośmiewiskiem w szkole. Teraz jak sobie tak myślę, to przypomniało mi się, że wcale nie zawsze tak było. Kilka lat temu, gdy jeszcze łudziłem się, że jestem taki jak moi przyjaciele - po prostu normalny -byłem wtedy całkiem lubiany. Oczywiście nigdy nie byłem duszą towarzystwa, bo jednak zawsze coś mnie blokowało przed byciem typowym „panem popularnym".

Teraz jednak siedziałem wśród tych perfekcyjnych, doskonałych w każdym calu ludzi. Wśród tych, którzy osiągnęli wszystko czego pragnęli. Nie mogłem doczekać się jak ich opuszczę. Miałem gotowy plan. Po raz pierwszy myślałem, że w końcu poczuję się szczęśliwy.


---

* Lipiec, 2015. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Dajcie znać w komentarzu, czy Wam się podobało ;) Kolejny rozdział już wkrótce.

Narysuj Śmierć - Ukończone - DAJĄCE DO MYŚLENIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz