Barierka nie była taka wysoka, jak mi się na początku wydawało. Bez trudu przeszedłem na drugą stronę ogrodzenia i stanąłem, trzymając się metalowej zabudowy. Stałem tak prawie na baczność obserwując, jak czubki moich butów wychylają się poza krawędź mostu. Kręciło mi się od tego wszystkiego w głowie i czułem, jak zbiera mi się na mdłości. Ręce, teraz już całkiem mokre, kurczowo trzymały moje życie.
Nagle usłyszałem powolne kroki. Tak się przeraziłem, że lewa noga prawie całkowicie zsunęła mi się ze stalowego podłoża. Gdy odzyskałem równowagę, dygocząc obejrzałem się przez ramię.
Dwa metry ode mnie stał oparty rękami o balustradę młody chłopak. Na oko w moim wieku, może trochę młodszy. Miał typową kwadratową szczękę i śmiesznie rozrzucone włosy, które powiewały na wietrze. Ubrany był w fioletowo-granatowe spodnie i jasnobrązowe buty w starym stylu. Górna część jego ubrania nie pasowała jakby do dołu. Czarna koszula z szaro-niebieskimi guzikami zapięta pod samą szyję wydawała mi się śmieszna dla kogoś w moim wieku. Do tego wiszący medalik, chyba srebrny, opierający się na niewyrzeźbionej klatce piersiowej. Stał tak przy mnie nic nie mówiąc, a jego czarne oczy oślepiały mnie odbijając blask księżyca.
Nie chciałem, żeby ktokolwiek towarzyszył mi w tej chwili, dlatego cały w środku zacząłem się pienić. To była moja chwila, moje miejsce. Chciałem być sam, więc wybrałem ten most, chciałem być sam, więc wybrałem noc, chciałem być sam, więc wybrałem Boże Narodzenie. To było już wszystko zaplanowane!
-Czego chcesz? - chciałem powiedzieć surowo, lecz z mojego gardła wydobył się tylko niemrawy, szepczący jęk.
Chwila ciszy.
- Może nie usłyszał - pomyślałem. Spróbowałem jeszcze raz. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego oczy przeszyły całe moje ciało, aż mi się zrobiło głupio, że tak teraz stoję po drugiej stronie ukazując całą swoją słabość. Na pewno się domyślał, co planowałem zrobić. Szybko odegnałem z głowy te myśli i spojrzałem ponownie przed siebie próbując nie zważać, że tam stoi.
Patrzyłem chwilę w gwieździste niebo i znów odwróciłem się przez lewe ramię, by sprawdzić czy wciąż tam stoi. Jego już jednak nie było. Odetchnąłem z ulgą, jednak podświadomie byłem trochę zawiedziony. Chciałem przed śmiercią z kimś porozmawiać. No cóż, westchnąłem i ponownie pogrążyłem się w swoich myślach. Mały kroczek do przodu, jeszcze jeden...
-AAAA!!! - krzyknąłem
---
Dziękuje za wszystkie gwiazdki, komentarze - są naprawdę motywujące. Najważniejsze jest jednak to, że ktoś czyta to, co napiszę ;) Mam nadzieję, że jeszcze Was nie zanudziłam dość smutną zresztą historią Ethana Hawksa. Nowy rozdział już wkrótce.
***
Powoli będę iść, powoli rysować śmierć.
CZYTASZ
Narysuj Śmierć - Ukończone - DAJĄCE DO MYŚLENIA
SpiritualZastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, kiedy po raz ostatni wychodzisz z domu i wiesz, że już nigdy do niego nie wrócisz? Była Wigilia Bożego Narodzenia. Oczekiwałem na swój prezent. To nie miał być zwyczajny podarunek od kogoś z bliskich. Mies...