Rozdział 9

182 26 5
                                    

Szłam z Dylanem i chichotałam z jego słabego żartu, który okazał się tak beznadziejny, że paradoksalnie chciało się płakać ze śmiechu.

Ulica była dosyć spokojna. Po dorodzę widziałam dużo domów z rodzinami w ogrodzie. Chyba dlatego, że była sobota i rodzice byli w domach.

-Chciałabyś tak żyć w przyszłości?

-To znaczy?

-Szczęśliwa, z dziećmi i mężem. Na przedmieściach, w spokoju.

-Każdy kto myśli przyszłościowo tak chce.

-A ty myślisz? - zmarszczyłam brwi w zamyśleniu.

-Kiedy byłam młodsza chciałam mieć dużą rodzinę jak najwcześniej. Teraz patrząc na upłw czasu chce to trochę odłożyć w przyszłość.

-Też dużo myślę o przyszłości. W tym roku kończyłem liceum i wybieram się na studia. Chce zostać inżynierem, jak mój tata - powiedział dumnie - A co z tobą?

-Cóż ja miałam roczną przerwę po liceum z powodów zdrowotych.

-Coś poważnego? - widziałam zmartwienie na jego twarzy.

-To nie ważne - powiedziałam - ważniejsze jest to co jest teraz. Chce zostać tancerką.

-Długo tańczysz?

-Od dziecka - uśmiechnęłam się lekko. Miło, że się interesuje. Nie jest wścibski, ani nie okazuje obojętności.

-Wow, nieźle!

-Dzięki. Za ile dotrzemy?

-Około piętnaście minut - spojrzał na zegarek.

Podniosłam głowę do góry i rozjerzałam się po ogrodach. Dużo z nich miało piękne i barwne rzędy kwiatów, a ja uwielbiam kwiaty. Muszę posadzić kilka na tarasie w doniczkach.

-Na co patrzysz?

-Na kwiaty - obróciłam głowę ponownie i tym razem coś innego przykuło moja uwagę.

Mężczyzna koszący trawę z bluzką włożoną w tylnią kieszeń. Jego blate umięśnione plecy, połyskujące od potu naprężały się od wysiłku jakim było pchanie maszyny. Miał na sobie jeansowe spodenki do kolan. Kiedy skończył, wyłączył kosiarkę i odwrócił się w naszą stronę. Znajome rysy twarzy, których nie mogłam skojarzyć przez czarne okulary przeciwsłonecze na nosie faceta. Wyrzeźbiona klata spięła się kiedy on zablokował na mnie wzrok, poczym uśmiechnął się ukazując idealnie perłowe zęby jak z reklamy pasty. Czarne włosy i lekki zarost uświadomił mi w kogo właśnie wgapiam swój wzrok.

Pan porfesor.

-Dzień dobry Ruby! - krzyknął.

Podeszłam do białego płotu ogradzającego jego dom, bo to nie grzecznie rozmawiać z kimś na taką odległość.

-Witam profesorze.

-Wystarczy Tyler - wzruszył ramionami i o Boże jakie one cudowne.

Ściągnął okulary i popatrzył na mnie. Jego oczy wydawały się takie ciepłe, że aż miło się w nie patrzyło. Nie mogłam oderwać wzroku.

-Co sprowadza cię w te strony?

-Boże twoja klata jest taka cudowna, że mam ją ochotę dotknąć.

-Cóż, um... - otrząsnęłam się z transu - jestem na na spacerze z um...

-Chłopakiem?

-To jest... kolegą - wskazałam za siebie, a Tyler powędrował tam wzrokiem, razem ze mną.

Dylan pomachał w naszą stronę i wyciągnął telefon, udając, że się nim bawi.

-Uroczo - stwierdził - Jak tam przygotowanie do szkoły?

-Sprawnie proszę pa... to znaczy um, Tyler.

-Jaki profil? - zignorował moją pomyłkę, za co mentalnie byłam mu wdzięczna.

-Taniec nowoczesny.

-Z tego co się orientuję do tego profilu należy wybrać jakiś przedmiot ścisły więc...

-Chemia.

Co prawda faktem jest, że skoro będzię moim nauczycielem będę musiała na lekcji mówić do niego per pan i nie będziemy się mogli spotykać poza szkołą, chociaż wydaję się facetem pełnym tajemnic, a ja z nie wiadomych przyczyn chcę je odkryć.

-Jesteś dobra z tego przedmiotu? To nie są przelewki na studiach.

-Raczej tak. W liceum miałam ją roszerzoną, poza tym chemia brzmi lepiej od fizyki czy biologii.

-Świetnie!

-Chyba muszę się już zbierać. Nie chcę zostawić Dylana na tak długo...

-Rozumiem.

-Do widzenia.

-Ma wielkie szczęście, że może być tak blisko z ciebie. Do zobaczenia, Ruby.

Właśnie włączył mi się fangirling. Tak bez pwodu rozmowa z nim przyprawia mnie o dreszczę. To nie jest w porządku. Ja mam chłopaka.

-Kto to był?

-Mój profesor, przyszły.

-Okej, idziemy?

-Jasne - uśmiechnęłam się i ruszyliśmy ponownie w stronę centrum.

* * *

Kiedy wróciłam do domu Harry siedział na kanapie pijąc wodę, a Ali na fotelu niedaleko niego. Sprawdzała coś na laptopie, kiedy on wpatrzony był w mecz piłki nożnej.

-Hej.

-Cześć Rue - odezwała się moja przyjaciółka, nie odrywając wzroku od ekranu jej mackbook'a.

-Gdzie byłaś? - powiedział Harry, który również nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.

-Na spacerze.

-Cały dzień? Sama?

-Potrzebowałam ruchu i wydzłam pojeździć na moim penny boardzie razem z moim kolegą.

Kiedy skończyłam mówić od razu na mnie spojrzał, marszcząc przy tym brwi.

-Jakim kolegą? I niby od kiedy masz to ustrojstwo?

Z nie wiadomych przyczyn zezłościło mnie to.

-Gdybyś nie znikał na całe dnie i bardziej interesował się moim życiem to byś wiedział kim on jest i od kiedy mam tą deskę!

Oparłam ją o ścianę, zsunełam buty z nóg i ruszyłam na górę do łazienki. Potrzebowałam relaksującej kąpieli, nawet bardzo. Przygotowałam ją sobie i zanurzyłam się po brodę w pianię. Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi.

-Rue, kochanie. Nie kłóćmy się. Jesteśmy za młodzi na takie bzdury.

-Zostaw mnie.

-Skarbie...

-Harry, proszę...

Z moich oczu popłynęły łzy. Jestem za słaba i zbyt emocjonalna na kłótnie. Zwłaszcza z osobą, którą kocham.

15 gwiazdek i 5 komentarzy = next

Myślałam żeby założyć aska, na potrzeby moich opowadań. Jeżeli chcecie takie coś, żeby np. łatwiej się ze mną kontaktować, albo zadawać pytania dotyczące moich prac napiszcie o tym w komentarzu co sądzicie.

Jeśli przeczytałeś tą notkę to oprócz opinii daj to oznaczenie - [A].

Forever and always || h.s [3/3] ✏️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz