Rozdział 11

462 37 4
                                    

- Sherlock porozmawiaj z Molly - zaczęła Mary przekraczając próg pokoju, spojrzałem na Johna z mordem w oczach. Znowu?!

- Nie mogłeś jej powstrzymać?

- Powiedziała, że jak jej nie puszczę to coś się stanie dziecku

Przewróciłem oczami, usiadłem na fotelu i skrzyżowałem spojrzenie z panią Watson.

- Sherlock, porozmawiaj z Molly. Nie możecie sie wiecznie na siebie gniewać

Znowu zamordowałem Johna, a on bezczelnie tylko wzruszył ramionami. Częściowo powiedział jej to co sam wiedział, znowu przytył.

- Ja się na nią nie gniewam - odpowiedziałem zamykając oczy. Dlaczego nie posłuchałem brata? Nie miałem się angażować, nigdy.

- To będzie dość trudne, ona mnie nienawidzi. I ma do tego pełne prawo.

- Chodzi o wybuch w fabryce?

Spojrzałem na niego, jak, kiedy się dowiedział.

- Możliwe - odpowiedziałem

- To prawda! - krzyknął John - Poleźliście tam razem za tym cholernym mafiozą! Sami! I to nawet nie mówiąc mi słowa! I co? Skończyło się na dziurze w Molly brzuchu, i twojej klatce piersiowej, a ty się potem od nas odwróciłeś! I stałeś się tą swoją cholerną, chamską podróbką.

- Ja się odwróciłem? - warknąłem, tracąc - Uciekliście na te cholerne studia do Londynu, a ja zostałem na wsi z rodzicami. Przyznaje, jestem jaki jestem, ale nie zmienisz tego. Nie odwrócimy tamtych wydarzeń i zawsze będzie mi to chodzić po głowie. Możesz wyjść? - spojrzałem na nich - Najlepiej cała trójka

- Kiedyś i tak będziesz musiał mi powiedzieć - powiedział John, jeszcze zanim wyszedł

Trzasnąłem drzwiami, i usiadłem na swoim łóżku. Zawsze kiedy wyrzuty sumienia znikają i przestaję obwiniać się o jego śmierć, one wracają i dają mi cholerny ból.

K U R W A

Historia Sherlocka Pisana InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz