Rozdział 9

456 39 1
                                    

Łazienka w domu przy Baker Street 221b była skarbnicą wiedzy o Sherlocku Holmesie. Tylko tam zrzucał swoją maskę, którą na codzień przywdziewał dla Johna, pani Hudson, Lestrade i innych ludzi których widywał. Niezależnie od tego czy akurat się golił, czy brał prysznic, lustro było świadkiem wielu łez i bólu Sherlocka. Czasami jednak dopadało go znowu tu uczucie - uzależnienia od bólu. Teraz znowu go dopadło, wyniszczające uczucie - pustki wewnętrznej i rozdzierającej samotności.

Mycroft mógł mieć rację, że lepiej żyć bez okazywania uczuć, ale to nie było jednoznaczne z ich brakiem. Nie lubił tego uczucia i nie lubił uczucia zniewolenia od czegoś. Najpierw były narkotyki, a teraz przerzucił się na coś mniej zauważalnego - na podcinanie żył. Siedział na brzegu wanny, a w prawej dłoni obracał starą, brudną, lekko zardzewiałą żyletkę. Włosy wciąż miał wigotne po kąpieli, rany sprzed paru miesięcy już się zasklepiły.

Nieprawdą było, że wyprowadził się z domu przez kłótnie z bratem - to był jeden z powodów odejścia. Mycroft nakrył go na wciąganiu narkotyku, kiedy rodziców nie było w domu. Nie powiedział rodzicom, bo Sherlock musiałby się przyznać skąd ma narkotyki, a tutaj istniała wina Mycrofta. Rodziców nie chciał martwić, więc wyprowadził się z domu. Miał wtedy dwadzieścia parę lat, na zajęcia chodził na haju, umiał się jednak maskować i nikt tego nie zauważył. Zaczął brać w wieku piętnastu lat, wtedy nie obchodziło go, jakie skutki wyniesie używka, było fajnie.

Zakrwawione uda obwiązał bandażem, a po chwili zastanowienia także oplótł nim nadgarstki. Podniósł się z miejsca i spojrzał w lustro na powrót przyjmując maskę. Ostatnio znowu schudł pół funta, jednak to wystarczyło, żeby znów zaczęły być widoczne żebra. Ubrał wyprasowaną koszulę i cały swój strój codzienny. Humoru nie poprawiał mu fakt, że sprawa zabójstwa Julie Smith wogóle nie ruszyła do przodu.

Na korytarzu spotkał panią Hudson, która oczywiście chciała mu przypomnieć o zbliżającym się wieczorze kawalerskim Johna.

- Doskonale pamiętam o spotkaniu, pani Hudson - powiedział zanim zdążyła otworzyć usta. Złapał skrzypce i zaczął grać planowaną melodię na ślub Johna.

- Martwisz się prawda Sherlocku? - pani Hudson usiadła na fotelu - Nie martw się rozwiążesz jeszcze sprawę tej Julie, a tymczasem przecież masz dużo czasu.

- Pani Hudson - warknął Sherlock lekko zdenerwowany - Veronica Johnson z każdym dniem traci zmysły w areszcie, a ja muszę iść na głupi ślub.

- Śluby zmieniają ludzi Sherlocku - zaprzeczyła pani Hudson - Twój najlepszy przyjaciel zaczyna nowy rozdział w życiu.

- Niech się pani zamknie pani Hudson - warknął Sherlock, wstał z fotela i wymaszerował z domu przy Baker Street.

Historia Sherlocka Pisana InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz